- To jak to jest z tym pana wykształceniem? Jeden z konkurencyjnych komitetów wyborczych próbował pana zdyskredytować pisząc, że kłamie pan, tytułując się prawnikiem. Teraz zgodnie z prawomocnym wyrokiem sądu muszą pana za to przeprosić...
- Ukończyłem jednolite studia magisterskie pięcioletnie na kierunku prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Zgodnie z definicją słownika języka polskiego, a teraz jeszcze z prawomocnym postanowieniem sądu, osoba posiadająca wykształcenie prawnicze może się tytułować prawnikiem, więc jestem prawnikiem. Wykonuję też zawód prawniczy, jestem asystentem sędziego w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu. Nie kłamię, dlatego skierowałem sprawę do sądu w trybie wyborczym i wygrałem. Społeczny Komitet Mieszkańców, w tym Sławomir Kraczek, muszą mnie przeprosić.
- Po raz trzeci startuje pan w wyborach samorządowych, w tym po raz drugi na burmistrza. W roku 2018 mówił pan, że robi to dla córeczki, a teraz?
- Nie zmieniam zdania. Robię to dla mojej rodziny, by moje dziecko oraz dzieci innych mieszkańców naszego miasta dorastały w odpowiednim środowisku. Decyzja o kandydowaniu nie jest tylko moim pomysłem, a grupy ludzi, z którymi od dawna współpracuję. Nie raz mówiliśmy, że nie jesteśmy organizacją, która powstała na potrzeby wyborów. Jako stowarzyszenie "Wszystko dla Oławy" działamy na rzecz miasta od lat, a nasz start w wyborach jest konsekwencją tych działań.
- A kto zdecydował, że to właśnie pan będzie liderem komitetu i kandydatem na burmistrza?
- To też była wspólna decyzja całej grupy. Mam też pełne wsparcie rodziny. Od żony usłyszałem "kto jak nie ty". Ja się zdecydowałem, bo chcę zaproponować mieszkańcom swoją wizję funkcjonowania miasta, rozwiązania, które ułatwią, uproszczą, a nawet uprzyjemnią im życie.
- Cztery lata temu startował pan z prawicowego komitetu z poparciem lidera prawicowej partii "Kukiz 15". Trzon "Wszystko dla Oławy" to ludzie, którzy w poprzednich wyborach startowali z list Koalicji Obywatelskiej. Bliżej więc panu do prawej czy lewej strony polskiej sceny politycznej?
- Jestem osobą centrową. Prawda jest taka, że mając 20 lat ma się inne poglądy i priorytety, a inaczej patrzy się na pewne sprawy mając lat 33, żonę, dziecko, stabilną pracę i własne mieszkanie.
- Co się w panu zmieniło?
- Myślę, że takie poglądy jak prawica czy lewica w wyborach samorządowych nie mają znaczenia. Ani burmistrz, ani radny nie mają możliwości wpływania na światopogląd mieszkańców. Burmistrz czy radny zajmują się bardziej przyziemnymi sprawami. Od nich zależy wysokość podatku od nieruchomości, to gdzie powstanie park, która droga czy budynek komunalny zostaną wyremontowane. I to są powody, dla których startuję w wyborach samorządowych. Gdybym uważał, że w Oławie wszytko jest OK, to na pewno bym nie kandydował, ale tak nie uważam i chcę zaproponować mieszkańcom niższe koszty życia, przyjazne środowisko, miłe spędzanie czasu w miejscach rekreacji i łatwiejsze życie.
- Co według pana wymaga w Oławie największej zmiany?
- Podejście do zarządzania. Trzeba zacząć od transparentności. Przykład? Wszystkie umowy, jakie podpisuje miasto powinny być jawne, by każdy mieszkaniec bez problemu mógł to sprawdzić, wchodząc na stronę internetową Urzędu Miejskiego. Wiem, że takie sprawy mieszkańców interesują, podobnie jak temat zadłużenia miasta, co zaczyna wyglądać nieciekawie. Ludzie powinni mieć łatwą możliwość sprawdzania i przyjrzenia się tym sprawom. Równie ważne są dla nich kwestie bardziej przyziemne, takie jak dziura w drodze czy remonty budynków komunalnych i do takich informacji też muszą mieć łatwy dostęp.
- Jakie są najważniejsze punkty pana programu wyborczego?
- Zwiększenie przejrzystości finansowej i zarządczej urzędu, by były jasne i klarowne dla każdego mieszkańca. Przywrócenie miasta mieszkańcom realizowane m.in. poprzez elektroniczny system konsultacji społecznych. Ostatnio mieliśmy kontrowersje z realizowaniem jednego z projektów budżetu obywatelskiego, gdzie nagle okazało się, że w tym samym miejscu wydarzy się coś jeszcze, a nie było to konsultowane z autorem projektu zagospodarowania tego skweru. Poza tym nowa propozycja zakłada mural przedstawiający znane oławianki i od razu pojawiły się pytania, dlaczego te, a nie inne. Takie kwestie powinny być konsultowane z mieszkańcami i można to zrobić proponując im elektroniczny system konsultacji.
- Przy dyskusjach nad budżetem obywatelskim pojawiały się opinie, że bardzo mało mieszkańców jest zainteresowanych udziałem w głosowaniu elektronicznym. Skąd pomysł, że będą chcieli brać udział w elektronicznych konsultacjach?
- Powodzenie pomysłu zależy od jego promocji. Jeżeli na oficjalnym Facebooku miasta informacje o budżecie obywatelskim pojawia się dwa czy trzy razy przez cały okres głosowania, a znacznie częściej pojawiają się informacje nieistotne dla mieszkańców, czyli kto gdzie był i z kim sobie zrobi zdjęcie, to taki jest efekt. We Wrocławiu czy innych gminach, od których należy czerpać dobre rozwiązania, budżetowi obywatelskiemu poświęcona jest cała kampania reklamowa. Najpierw reklamowany jest program, w którym mieszkańcy mogą brać udział, później zgłoszone pomysły i ich autorzy, a także zachęta do głosowania. Robione jest to w formie plakatów, informacji w mediach, na profilach społecznościowych z dużą częstotliwością. Wiec niezbędna jest reklama. W Oławie modyfikacji wymaga też sam budżet obywatelski, by nie było takich sytuacji jak teraz, że jesteśmy już po dwóch edycjach, wkrótce będzie trzecia, a żaden projekt nie został jeszcze zrealizowany.
- Proponuje pan konsultacje poprzez internet, ale nie każdy mieszkaniec odnajduje się w sieci.
- Dlatego nasz program zakłada również inne rozwiązanie zaangażowania mieszkańców, w tym powołanie młodzieżowej rady miasta i rady seniorów, które będą organami doradczymi burmistrza. Czy będzie to jedna rada łącząca pokolenia, czy dwie odrębne, pozostaje kwestią ustalenia i znalezienia odpowiedniego opiekuna, który będzie umiał zachęcić, zwłaszcza młodych ludzi do tej współpracy. Ostatnie wybory parlamentarne pokazały, że młodzi ludzie wykazują coraz większe zainteresowanie życiem społecznym, więc odpowiednio zachęceni na pewno zechcą się zaangażować w organizację życia w naszym mieście. Innym ważnym punktem naszego programu jest usprawnienie ruchu drogowego w mieście.
- To możliwe bez obwodnicy?
- Obwodnica to osobna sprawa i oczywiście jest konieczna, ale jest też możliwość utworzenia małych lokalnych dróg, które zmniejszą korki w mieście w godzinach szczytu, np. między godz. 14.00 a 15.00 na ul. 3 Maja. Tworzą je wyjeżdżający z zakładów pracy przy ul. Zielnej i jej okolicach. Tymczasem wiele z nich pracuje w miejscowościach w kierunku Brzegu, więc warto, w porozumieniu z gminą Oława, stworzyć drogę, która umożliwiłaby wyjazd z tych zakładów nie w kierunku Oławy, ale w przeciwnym. Dzięki temu ruch w godzinach szczytu w tamtym rejonie miasta byłby płynniejszy. I takich rozwiązań jest kilka. W rejonie Osiedla Sobieskiego konieczne jest utworzenie bezkolizyjnego przejazdu przez tory. Czy to będzie nad czy pod torami - nie ma znaczenia. Sposobem na mniejsze korki jest też bezpłatna komunikacja autobusowa dla osób rozliczających się w Oławie z podatków. Oczywiście trzeba też wprowadzić zmiany w organizacji tej komunikacji, bo obecna nie zachęca do korzystania z niej. Powinny być mniejsze autobusy na krótszych trasach. Bo jak ktoś wsiada do autobusu przy szpitalu i chce dojechać do ul. 3 Maja, a po drodze objeżdża całe osiedle Sobieskiego, to szybciej mu będzie na piechotę albo autem, więc nawet nie bierze pod uwagę tego, że może skorzystać z komunikacji miejskiej i autobusy jeżdżą puste.
- Powiedział pan na konferencji prasowej, że są trzy komitety wyborcze, które wywodzą się ze środowiska BBS i apeluje do mieszkańców, by nie dali się zwieść, bo dzisiaj udają pokłóconych, a po wyborach może się to zmienić i będą współpracować. Które to komitety?
- Obecny komitet BBS, komitet Witolda Niemirowskiego, którego lider jeszcze nie tak dawno w tym BBS był i z ramienia tego środowiska sprawował funkcje wicestarosty, oraz Sławomir Kraczek, który też całkiem niedawno chwalił się tym, że jest członkiem BBS-u.
- A jak rozumieć apel do mieszkańców, by nie dali się zwieść?
- Ja jako mieszkaniec nie kupuję tego, że teraz oni są osobnymi tworami, w niczym się ze sobą nie zgadzają i nigdy w życiu nie nawiążą ze sobą koalicji. Gdyby do tego rozwodu między nimi doszło na długo przed wyborami, gdy byli jeszcze na stanowiskach, a już wtedy przestali się ze sobą dogadywać i uznali, że czas się rozstać, założyć coś innego, to może wtedy byłoby to jakkolwiek wiarygodne. Ale jeżeli takie "nawrócenie" następuje gdy ktoś traci stanowisko, korzyści z funkcjonowania w tym środowisku, 20 lat w nim tam tkwił, a teraz nagle mówi, że to środowisko było złe, to ja tego nie kupuję.
- Jeżeli pan wygra wybory, to stworzy koalicję z BBS?
- Nigdy w życiu. Uważam, że BBS nie powinien mieć żadnego wpływu na dalsze zarządzania miastem.
- Dlaczego?
- Chociażby z powodu toczącego się postępowania karnego, związanego z nieprawidłowym, nielegalnym przelewem na basen. Są też wciąż niewyjaśnione kwestie przydziału lokali w ramach Mieszkań+, mieszkań komunalnych i wiele innych spraw, o których już nie raz mówiliśmy jako stowarzyszenie "Wszystko dla Oławy". W złym świetle stawiałoby nas, gdybyśmy teraz mówiąc o licznych nieprawidłowościach obecnej władzy, po wyborach weszli z nimi w koalicję. Nie jestem osobą, która dopuszcza coś takiego. To nie w moim stylu i absolutnie nie ma takiej możliwości i gwarantuję, że po wyborach to się nie zmieni.
- Jak pan ocenia swoje szanse w walce o fotel burmistrza?
- Wysoko. Wynika to z rozmów z członkami naszego komitetu, kandydatami na radnych, którzy też czują się pewnie i wierzą, że warto być w tym komitecie, bo mamy duże szanse na osiągnięcie sukcesu. Moje poczucie wygranej wynika też z rozmów z mieszkańcami, który zapewniają mnie, że udzielą mi poparcia podczas wyborów. Po tym, gdy ogłosiłem swój start w wyborach, otrzymałem również wiele telefonów od różnych osób z wyrazami poparcia i gratulacjami decyzji, bo wierzą, że dam sobie radę na tym stanowisku.
- A ci, którzy pana nie znają, dlaczego mieliby na pana zagłosować?
- Przyznam, że zawsze miałem problemy z reklamowaniem samego siebie. Jestem rodowitym oławianinem, mieszkam tu. Znam wyzwania i problemy, z którymi mierzą się mieszkańcy. Mam wysokie kompetencje i nie mam problemu z podejmowaniem decyzji. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu w zawodzie prawniczym znam się na różnych przepisach i nie stanowią one dla mnie żadnych problemów. Nie widzę np. przeszkody w tym, by na Osiedlu Sobieskiego powstał las, skoro przepisy nie pozwalają na park i to też jest jedna z naszych propozycji.
- Jeżeli zostanie pan burmistrzem, będzie tzw. "miotłą polityczną"?
- Absolutnie nie. Nie uważam, że należy wymieniać pracowników, bo wchodzi inna władza. Są osoby, które pracują w urzędzie od lat, dobrze wykonują swoją pracę i każdy, kto tak pracuje, nadal będzie pracował. Nigdy nie podobało mi się to, że po wyborach parlamentarnych przychodzi wielka miotła i wymienia wszystkich. Jeżeli chodzi o spółki komunalne, to będą musiały odbyć się konkursy na prezesów tych spółek. Gdy komisja konkursowa uzna, że będą to te same osoby co obecnie, to ja też będę kontynuował z nimi współpracę. Trzeba wziąć jednak pod uwagę kwestie, które wskazujemy, w tym wynagrodzenia. Obecnie prezes wodociągów w Szczecinie zarabia znacznie mniej niż prezes wodociągów w naszym mieście, gdzie patrząc na wielkość miast trudno je porównywać.
- Proponujecie pan likwidacje stanowiska jednego wiceburmistrza. Poradzi pan sobie mając do pomocy tylko jednego zastępcę?
- Oczywiście, nie boje się nowego wyzwania. Odkąd ukończyłem liceum, jestem nauczony pracować i nie boję się tego. Nie boje się też kontaktu z mieszkańcami i doskonale poradzę sobie z jednym wiceburmistrzem u boku. Moja obecna praca wiąże się ze znacznym obciążeniem zadaniami, a dodatkowo oczekiwana jest ode mnie samodzielność. Uważam, że w Oławie dwóch wiceburmistrzów to zbędny wydatek. Likwidacja jednego pozwoli nam zaoszczędzić ponad milion złotych podczas jednej kadencji.
- Jeżeli nie uda się uzyskać większości w Radzie Miejskiej, może okazać się, że rządzić będzie jeszcze z trudniej...
- Nasz plan zakłada, że będziemy mieli samodzielną możliwość rządzenia w mieście i nie zakładam innego. Mówiąc żargonem z boiska sportowego, nie idziemy do wyborów, by wziąć w nich udział, tylko po to, by te wybory wygrać. Gdyby jednak okazało się, że będziemy musieli stworzyć koalicję, to pole do rozmów jest z ugrupowaniami, które chcą działać na rzecz naszego miasta i mieszkańców. Oczywiście, najbardziej komfortowa dla burmistrza jest sytuacja, gdy reprezentuje on ugrupowanie, które posiada większość w Radzie, natomiast ja nie boję się wyzwań i liczę na to, że ci radni, którym mieszkańcy powierzą zarządzanie miastem, nie będą totalną destrukcyjną opozycją. Poza tym uważam, że sytuacja, gdy burmistrz nie ma większości w Radzie, to taka stuprocentowa demokracja z podziałem na organ wykonawczy i uchwałodawczy, które starają się znaleźć rozwiązanie najlepsze dla mieszkańców.
Napisz komentarz
Komentarze