- Zdobył pan niecałe 30% głosów w drugiej turze. Jak pan odbiera ten wynik?
- Zacznę od tego, że jeszcze w niedzielę około godz. 23.00 złożyłem panu Piotrowi Stajszczykowi gratulacje z powodu jego zwycięstwa w tych wyborach. Chcę podziękować wszystkim, którzy na mnie głosowali. Doceniam każdy głos, niestety było ich za mało, by zwyciężyć. Sam sobie zadaje pytanie, dlaczego tak się zdarzyło... Myślę, że przegrałem sam ze sobą. Mam deficyt zdrowia i to chyba miało decydujący wpływ. Mieszkańcy uznali, że niekoniecznie chcą doświadczonego burmistrza, wolą tego sprawniejszego fizycznie. Szukając odpowiedzi, dlaczego stało się tak, jak się stało, ten powód jako pierwszy przychodzi mi do głowy.
- Być może źle ocenili także te fuzje, które zadziały się po pierwszej turze? Propozycja stanowiska zastępczyni dla pani Anny Witkowskiej była komentowana w różny sposób, nie zawsze pozytywny...
- Nie sądzę, że to było przyczyną. Patrząc na strukturę głosów "za" i "przeciw", pani Ania Witkowska "krzywdy" mi raczej nie zrobiła. Zakładałem, że mogła pomóc, ale wynik drugiej tury pokazuje, że to się nie wydarzyło. Teraz przychodzi moment refleksji, być może mieszkańcy nie pamiętają już o pewnych kwestiach, do których udało się doprowadzić i które przełożyły się na to, że lokalnie żyjemy dziś w innym świecie. Finansowy stan gminy jest bardzo dobry, prawdopodobnie dla niektórych jest to sytuacja już na tyle naturalna, że nie stała się ona kluczowa w podejmowaniu decyzji podczas wyborów. Mam w głowie dużo pytań, które pozostają bez odpowiedzi...
- Ma pan do mieszkańców żal, że nie docenili tego, co udało się zrobić?
- Jakaś nuta tego żalu jest, nie będę ukrywał... Tak już niestety jest, że nie wszyscy pamiętają o pewnych rzeczach, które były, z którymi na różnych etapach mojej pracy w urzędzie się borykałem. Dziś jest dobrze i wydaje mi się, że niektórzy żyją w przekonaniu, że tak było zawsze.
- Piotr Stajszczyk mówi o panu z szacunkiem i wyraża nadzieję, że w jakiś sposób będziecie mogli współpracować. Co pan na to?
- Zostałem radnym, na pewno panu burmistrzowi nie będę przeszkadzał w realizacji swoich pomysłów. Samorząd to przede wszystkim mieszkańcy i bez względu na to, kto w danej chwili rządzi, należy działać dla dobra ludzi. Warto iść razem, a nie w poprzek. Na pewno jako radny będę się starał nowego burmistrza wspierać, może pewne rzeczy sugerować. No i kibicować, by gmina wciąż rozwijała się w dobrym kierunku.
- Chciałby pan na koniec kadencji komuś podziękować?
- Wszystkim, którzy ze mną współpracowali. Kierownikom jednostek, prezesom, dyrektorom, radnym... Zrobiliśmy razem kawał dużej i fajnej roboty. Nigdy nie stałem na stanowisku, że za wszystko odpowiadam ja, zawsze działaliśmy wspólnie. Jeszcze raz powtórzę - dziękuję wszystkim, choć każdego wymienić nie jestem w stanie. Łącznie byłem przez 22 lata burmistrzem, w tzw. międzyczasie jeszcze przez 4 lata radnym, którym teraz zostałem ponownie.
- Połowa życia w samorządzie.
- A dorosłego życia to nawet trzy czwarte! Przeżyłem wiele, zaczynając chociażby od upadku "Jelcza", gdy tak naprawdę z dnia na dzień wszystko się posypało, na konto gminy nagle przestały wpływać środki od największego podatnika. Pensje były płacone na raty, starzy jelczanie z pewnością to pamiętają... Musieliśmy zawalczyć o powrót do stabilnej sytuacji, co ostatecznie się udało. Dziś mój następca ma komfort finansowy, przejmuje gminę w bardzo dobrej kondycji, niezadłużoną i życzę mu, by tak to wyglądało dalej. Na wyborców się nie obrażam, na tym polega demokracja. Być może uznano, że w sensie fizycznym już się zużyłem i gmina potrzebuje burmistrza energicznego, który w wielu miejscach bywa. Mój kontrkandydat dobrze przepracował moment mojej zeszłorocznej zdrowotnej niedyspozycji. To nie jego wina, że zachorowałem, ja też na to nie miałem wpływu. Takie już jest życie...
Napisz komentarz
Komentarze