Po opublikowaniu tekstu "Miał być tym ósmym, co zginął", o tragicznej historii z poligonu między Oławą a Brzegiem, odezwał się do nas pan Józef Koprowski z Miłoszyc.
- To wszystko prawda - mówi pan Józef. - Był taki tragiczny wypadek na poligonie przy forsowaniu Odry. Zginęło wtedy 7 żołnierzy, którzy próbowali wjechać amfibią na brzeg i się potopili, a ja byłem na pogrzebie jednego z nich. Służyłem wtedy, w maju 1963 roku, w jednostce w Opolu. Po tym, gdy ci żołnierze utonęli w Odrze, ich ciała porozwozili po rożnych jednostkach, aby nie było nigdzie jednocześnie siedmiu trupów. Mówiono tyko, że zginęli podczas ćwiczeń forsowania odry. W Opolu po jednym dali do każdego pułku. Do naszej kompanii też. Jednego dnia przywieźli ciało, pełniliśmy przy nim wartę honorową. Nie pamiętam nazwiska. Drugiego dnia ciało zawieźliśmy do miejscowości Knary koło Kutna, skąd pochodził. Pogrzeb był w sąsiedniej wsi, bo tam był cmentarz. Tam też pełniliśmy wartę honorową przy jego grobie. Nazwy tej drugiej wioski nie zapamiętałem. Z Kutna przyjechali żołnierz, była salwa honorowa z karabinów.
*
W tej samej sprawie zadzwonił do redakcji też Andrzej Mroziński z Oławy, potwierdzając, że taka tragedia miała miejsce, ale nie w opisanym miejscu. - To było z drugiej strony Brzegu, na poligonie w Prędocinie, czyli nie od strony Oławy - mówi. - Ja służyłem w wojsku trochę później, jeździłem na rozminowywanie i słyszałem sporo o tej strasznej tragedii. Straszono nas nią, żebyśmy nie popełniali błędów, bo to się zawsze może tragicznie skończyć. Gdy stawialiśmy na przykład przeprawę pontonową na Odrze, czy cokolwiek robiliśmy nad rzeką, nie wolno nam było w ogóle pracować bez kamizelek ratunkowych.
Napisz komentarz
Komentarze