- Zgodnie z rozkładem jazdy zamieszczonym na państwa stronie internetowej oraz informacji na przystanku autobusowym "Jaczkowice Cmentarz" autobus powinien być o godz. 09:16, a niestety nie pojawił się do godz. 9:25 - napisała Czytelniczka. - Jest to autobus, którym dzieci dojeżdżają na godzinę 9:40 do szkoły w Oławie. Rozumiem, że kierowcy nie muszą respektować godzin odjazdu autobusu, bo po co dzieci mają dojeżdżać na czas? Skoro mają nogi, to mogą przejść się te 7 kilometrów, prawda? A rodzice najlepiej niech nie pracują, tylko wożą dzieci do Oławy i z powrotem. Jeśli taka jest Państwa postawa, to po co w ogóle jakiekolwiek "teoretyczne" przewozy?
Dalej czytelnicza twierdzi, że nie jest to pierwsza sytuacja, gdy kierowcy jeżdżą jak chcą i kiedy chcą. W poprzednim roku szkolnym wiele razy zgłaszała brak autobusu relacji Oława-Jaczkowice i, jak widać, nic się nie zmieniło: - Proszę o informację, na jakiej zasadzie dostajecie dotacje za wożenie dzieci szkolnych, jeśli nie jesteście tego w stanie zrealizować?
Co na to na to organizator transportu publicznego? Zapewnia, że autobus był i przyjechał na czas, ale młody człowiek, który na niego czekał, nie wsiadł do autobusu, bo... ten miał inny kolor.
Krzysztof Mazurek, prezes Oławskich Przewozów Gminno-Powiatowych zapewnia, że sprawdzili interwencję mieszkanki gminy Oława i nieprawdą jest, że autobus, o którym mówi, nie przyjechał. Otóż przyjechał w wyznaczonym czasie, był oznaczony logo Przewozów, jak wszystkie autobusy należące do spółki, i miał żółtą tablicę, która jest dla nich charakterystyczna. Tyle że tym razem nie był to zielony autobus, a czarny bus, co - zdaniem prezesa - mogło spowodować, że młody człowiek do niego nie wsiadł.
W odpowiedzi od PKS (realizatora kursów), jaką czytelniczka otrzymała, czytamy, że tego dnia o tej godzinie na trasę rzeczywiście został oddelegowany bus, a kurs był zrealizowany zgodnie z rozkładem jazy: - Z relacji kierowcy wynika, że zatrzymał się na przystanku, otworzył drzwi, jednakże osoba znajdująca się tam popatrzyła w stronę busa, ale nie wstała, kontynuowała zajmowanie się telefonem, co kierowca zinterpretował jako brak chęci wejścia do pojazdu. W związku z tym, po chwili oczekiwania, zamknął drzwi i kontynuował realizację kursu. Rozumiemy, że ta sytuacja mogła spowodować frustrację, zwłaszcza, że kursy te służą również dzieciom, które dojeżdżają tym połączeniem do szkoły. Dokładamy wszelkich starań, aby nasze usługi były realizowane punktualnie i zgodnie z rozkładem, jednak czasem dochodzi do nieprzewidzianych sytuacji, za co przepraszamy. Przekażemy dodatkowe wytyczne kierowcom, aby w podobnych przypadkach upewniali się, czy pasażerowie rzeczywiście nie zamierzają wsiąść do pojazdu. Informujemy również, że niekiedy na kurs oddelegowany zostaje autobus, a niekiedy jest to bus - jak miało, to miejsce w dniu wczorajszym. Jeśli zauważy Pani jakiekolwiek nieprawidłowości w przyszłości, prosimy o niezwłoczny kontakt, abyśmy mogli jak najszybciej reagować na sytuacje problemowe.
Tymczasem mieszkanka Jaczkowic po odpowiedzi, którą otrzymała od PKS, też jak bliżej przyjrzała się sprawie i z informacji, jakie uzyskała, wynika, że 5 września o godz. 9:11 przy przystanku nie zatrzymał się żaden bus. Jedyny bus osobowy, który w tym czasie przyjeżdżał obok przystanku, był srebrny, ale przejechał bez zatrzymywania się. Prosi więc o sprawdzenie zaistniałej sytuacji ponownie.
- Jak już wspomniałam, mamy doświadczenia z kierowcami autobusów, którzy nie zatrzymywali się na przystanku, pomimo że dzieci machały do kierowcy - mówi. - Kilka razy takie zgłoszenie kończyło się wysłaniem samochodu osobowego przez kierownika zajezdni i przewozem dzieci z Oławy do Jaczkowic dodatkowym, prywatnym kursem - dodaje
Kto ma rację?
Napisz komentarz
Komentarze