Pierwszy raz od wielu lat nadarza się realna szansa wymiecenia dotychczasowego układu i zastąpienia go innym. Z drugiej strony wszyscy, którzy są podwieszeni pod stary układ, nagle mogli poczuć niepokój, że etaty, pensje, dojścia, znajomości, czyli to wszystko, co budowali przez lata, teraz runie.
Zapewne stąd te nerwy i przebieranie nogami po obu stronach barykady.
Mimo wszystko to chyba jednak Józef Kościelak najmocniej przeżywał tegoroczną kampanię. Najpierw dziękował nam za cudowną promocję, obiecywał tort dla redakcji, całował „rączki pani redaktor”, a potem, gdy (zapewne podle) dałem na pierwszą stronę materiał o jego nielojalnym dla PiS poparciu dotychczasowego wójta, z góry obarczył mnie winą za ewentualną przegraną. Całkiem niepotrzebnie, bo ta Kościelakowa niezależność polskiego chłopa mogła się ludziom spodobać.
Tymczasem dla nas to akurat było ciekawe i raczej niespotykane, by kandydat PiS popierał pisowskiego kontrkandydata. Teraz oczywiście PiS może mieć do nas pretensje za Kościelaka, a Kościelak - za wywleczenie mu nielojalności. Zresztą żale mogą mieć do nas wszyscy. BBS - za nagłośnienie miliona złotych z tytułu praw autorskich, „Koalicja 2014” z udziałem PO - za ogłoszenie wyborcze Pakosza, a inni generalnie za całokształt, czyli „wybraliście zdjęcie ośmieszające mnie”, „ja byłem najlepszy, a w tytule jest nazwisko kontrkandydata”, albo generalnie „i po co było o tym pisać”.
No właśnie, po co? Bo wiedzieliśmy. Tak było np. ze sprawą tego miliona za Młyńską. Akurat była sprawa w sądzie, więc napisałem. Podobnie o wyrokach sądowych w sprawie „Putyra kontra inni”. Gdybyśmy to wszystko wiedzieli i świadomie opóźniali publikację na „po wyborach”, byłaby to czysta manipulacja.
Zresztą o manipulację ocierało się wielu. Nagle w Jelczu-Laskowicach zabrakło „Powiatowej”, bo jeden ze sztabów ruszył z akcją wykupywania gazet. Efekt przypominał strzał w stopę, także w stopę tych, którzy stali za ogłoszeniem krytykującym byłego burmistrza. Po chwili bowiem dzwonili do redakcji przedstawiciele niemal wszystkich sztabów - „przecież zapłaciliśmy za reklamy wyborcze, a teraz one nie dotrą do naszych wyborców, to bez sensu”. I tak było. Ogłoszenie Michała Pakosza, oskarżycielskie wobec Bogdana Szczęśniaka, zrobiło swoje. Najpierw sztabowcy wykupili reklamy wyborcze w gazecie, którą potem dość skutecznie usuwali z rynku, aby tylko nie dotarła do ludzi. Cóż, to była ostra walka i chłodna kalkulacja tego, co się bardziej opłaca. No i obawa. Ci, którzy ogłoszenie preparowali (bo chyba nie sam Pakosz) bardzo się obawiali, że Szczęśniak może zbyt dużo ugrać. Tymczasem ci, który wykupywali gazetę, najwyraźniej obawiali się, że po takim ogłoszeniu Szczęśniak już tak wiele nie ugra. Cóż, musiał się liczyć z tym, że gdy wystartuje, ludzie będą mu przypominać publiczną przeszłość, podobnie zresztą jak Kownackiemu. Byłoby jednak znacznie bardziej przejrzyście, gdyby Pakosz przyznał w ogłoszeniu, że sam też startuje w wyborach samorządowych i atakuje kontrkandydata swojego komitetu, a całość była opłacona jako reklama wyborcza, którą w istocie była.
Cóż, poszli po bandzie. Podobnie jak Kryspin Matusewicz, którego dwa tygodnie temu chwaliłem za internetową kreatywność. Parę godzin przed ciszą wyborczą wrzucił do sieci reklamę filmiku, ostro atakującego BBS. I to akurat nie jest zaskakujące, ale już nad formą dzieła specjaliści wielu dziedzin mogliby zapewne długo rozprawiać. Otóż w tym filmiku BBS atakuje Oławę dosłownie. Z powietrza, samolotami, bombardując miasto, na koniec zrzucając na nie bombę atomową. Przy okazji widzimy z lotu ptaka różne sztandarowe inwestycje samorządowe z krytycznym opisem. Nie wszyscy jednak wiedzą, że parę dni wcześniej w sieci można było zobaczyć rozszerzoną wersję dzieła. Usunięto ją po paru godzinach i chyba nie do końca z inicjatywy autora. Czym się ta pierwotna wersja różniła od tego, co można było zobaczyć tuż przed wyborami? Otóż samoloty miały wyraźne niemieckie faszystowskie oznaczenia, zaś pod koniec filmu pojawiał się kandydat na burmistrza z czarną opaską na oczach, jak się robi przestępcom, a całość firmował (przynajmniej w filmowych podpisach) pewien oławski komitet wyborczy. O ile dobrze zauważyłem, przepadł w wyborach.
W radach już trwa tasowanie, przeciąganie radnych na swoją stronę, ale generalnie kampania listopadowa trwa, bo bez ostatecznych wyników nie da się poukładać wszystkich sił w powiecie. Czekamy na kolejne bomby.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze