Właśnie powstaje "Silver Tower Center", a już są inne, np. "Green Towers" także "Futura Park" itp. Projektanci proponują ciekawe polskie nazwy, ale ostatnie słowo należy do tego, kto daje pieniądze na tę inwestycję. Bywają konkursy, wpływa mnóstwo propozycji, ale inwestorzy najczęściej wybierają coś, co brzmi oryginalnie i nie po polsku.
To nie razi, gdy tak się nazywają zagraniczne firmy, mające swoje oddziały w naszym kraju, np. Tesco, Kaufland, Intermarche. Jednak budynek, sklep, czy impreza, które są polskie i w Polsce, wcale nie zyskują na znaczeniu czy atrakcji, jeśli brzmią w obcym języku, najczęściej po angielsku. Językoznawcy nazywają to megalomanią i błędnym mniemaniem decydentów, że do sklepu lub innej placówki, nawet na gminną czy miejską imprezę, przyjdą tłumy, zwabione nadzwyczajną nazwą.
Zwrócili na to uwagę nasi czytelnicy. Trafnie skomentował taką "przynętę" oławianin, którego raziły językowe dziwadła. Że to chyba nawiązanie do minionych czasów. Wtedy "Hortex" eksportował w świat polskie owoce, ściągając za to zachodnią walutę. Funkcjonował także "Pewex" (we Wrocławiu, na Oławskiej!) w którym kupowało się wymarzone towary "ze zgniłego zachodu", oczywiście za dolary. W Oławie też był taki sklep, w tym miejscu, gdzie teraz kusi wietnamski "Nin Hao". Pod nim jest "Biedronka", firma z zagranicznymi korzeniami, jednak cudzoziemcy bardziej uszanowali i docenili polszczyznę niż rdzenni Polacy.
Inny oławianin wykpił kilka nazw, umieszczonych na szyldach. Mamy np. "Nature House" i "Second House", co wcale nie zwiększa rangi tych sklepików, oferujących dość ciekawe drobiazgi do domu lub ciuchy z odzysku. Z kolei "Vision Jobs" nie tylko śmieszy naszego rozmówcę, ale nawet lekko gorszy. A twórcy takich i podobnych "arcydzieł" oławskiego snobizmu chyba są dumni, że aż tacy mądrzy. To raczej nie głupota, tylko bujanie w obłokach.
Ustawa o języku polskim nie zezwala na taki językowy bełkot. Jednak wciąż nie widać i nie słychać, żeby ktoś pilnował przestrzegania tych przepisów. Choćby przy rejestrowaniu firmy i jej nazwy. Szyld wszystko przyjmie, a mamy małą korzyść. Jest się z czego pośmiać.
Edward Bykowski
Reklama
Moda czy głupota? - zastanawiał się autor publikacji w dzienniku. Chodziło o angielskie nazwy, nadawane we Wrocławiu placówkom handlowym i budynkom
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze