Jest w nim 21 parafii, niektóre obejmują świątynie filialne w innych wioskach, więc trudno ogarnąć wszystkie. Ale ten temat trzeba rozważyć, z myślą o przyszłości.
To jest odpowiedź dla tych czytelników, którym się nie podobało, że pominęliśmy ich dzieci i tamtejsze świętowanie. Te pretensje to dla nas pośredni dowód doceniania gazety. Także wyszła zachęta do napisania tego felietonu. Jeden z "krytykantów" nie tylko opowiedział o przebiegu parafialnej uroczystości sprzed dwóch tygodni, ale dla porównania wspominał swoją pierwszą komunię.
W roku 1940 miał ponad siedem lat. Ksiądz prowadził przygotowania dziewięciolatków, ale także młodszych. Bo to był czas wojny, sowieckiej okupacji, wywózek i niepewności, co będzie jutro. Kto zdał egzamin z przygotowań, ten był dopuszczony do sakramentu. Rodzice stawali na głowie, żeby załatwić materiał na sukieneczki dla dziewczynek, a chłopczykom na jakieś ubranko. Starali się o świeczki, ale to najmniejszy problem - można było samemu zrobić z wosku. No i dwie kokardki - na świeczkę i na pierś. Nabożeństwo w kościele, a tam niezapomniany moment przy balaskach... Jednak po wyjściu trzeba było schować wszelkie znaki religijnej uroczystości. Owszem, przyjmował jeden fotograf w mieście, ale na zdjęciu nie mogło być żadnych kokardek, świeczek i obrazka z pierwszej komunii. W domu - rodzinny obiad. Żadnych prezentów, bo skąd, co i za co? Dla dzisiejszych pierwszokomunijnych dzieci to brzmi jak ponura bajka.
Kiedy skończyła się wojna i na oławskiej ziemi osiedli wypędzeni z Kresów, też bywało różnie. Ubogo, ale zawsze uroczyście. Po nabożeństwie pod kościołem - wspólne śniadanie. O to przez lata pieczołowicie troszczył się ksiądz Franciszek Kutrowski. Przy prowizorycznych stołach słynne rogaliki i przy nich niezwykły wówczas rarytas - kakao! Zmieniały się czasy, warunki i zwyczaje. Szczególnie w ćwierćwieczu wolności, które właśnie świętujemy. Pierwsza komunia formalnie zawsze ta sama, ale teraz jakby przytłaczana tym, co jest jej oprawą. Wystawne przyjęcia, niczym wesela. Załatwianie lokali najlepiej rok wcześniej. No i przepiękne stroje oraz prezenty, które wychodzą na pierwszy plan!
To dobrze, że nas stać, choć nie wszystkich, na wielkie wydatki, a więzi rodzinne wzmacniają nie tylko wesela czy pogrzeby. Ale czy w tych młodych ludziach, zachwyconych podarunkami i świętowaniem, krzepną fundamenty duchowe, główny sens pierwszej komunii? Późniejsza codzienność zbyt często przeczy. Czegoś jest za dużo, a czegoś dużo mniej. Dlatego trzeba wspominać, opowiadać najmłodszym to, co dawniej było. Żeby młode pokolenie mogło lepiej zrozumieć i docenić to, co ma teraz.
Edward Bykowski
Reklama
Majowe niedziele obfitowały w pierwsze komunie. To w każdej parafii szczególne wydarzenie. Fotoreportaż z kościoła Piotra i Pawła był w "GP-WO" świątecznym akcentem, jakby symbolem tych uroczystości w naszym powiecie
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze