My po prostu - wywołujemy temat, który - jak widać - nie wszędzie został odpowiednio przerobiony. A nagłośnienie sprawy nikomu nie zaszkodzi. Może za to pomóc w zagęszczeniu sita, przez które nasze dzieci mogą "wypaść" i trafić w niepowołane ręce.
Pewien oławski tata zostawił pięcioletniego synka w sali zabaw. Dziecko zostało spisane, tata zostawił numer telefonu, synek dostał naklejkę z imieniem. Wydawało się, że wszystkie formalności dopełniono. Tata spokojnie mógł iść na kawę do restauracji. Na szczęście powiedział o tym synkowi. Na szczęście dziecko zapamiętało. Na szczęście lokal był na tym samym piętrze. Jakież było zdziwienie taty, gdy nagle przy stole zauważył... synka, który miał być przecież pod nadzorem opiekunki w sali zabaw. Okazało się, że nie pomogło spisanie nazwiska, telefonu, a nawet naklejka na piersi dziecko. Skoro nie było żadnych drzwi, malec spokojnie wykorzystał nieuwagę opiekunki i wybiegł z sali. Na szczęście - do taty, który wkurzony od razu poleciał do personelu sali zabaw. I od nikogo nie usłyszał, że szuka taniej sensacji. Wprost przeciwnie. Panie podziękowały mu, a za parę dni w sali zabaw zamontowano furtkę, aby więcej nie dochodziło do stresujących, a teoretycznie także niebezpiecznych sytuacji. Miejmy nadzieję, że w przypadku, opisywanym przez nas, będzie podobnie, a dyrekcja szkoły po prostu zadba o odpowiednią "furtkę", czyli po prostu większą kontrole tego, komu się "wydaje" dzieci z klasy czy ze świetlicy.
Jerzy Kamiński
Szukamy sensacji?
Nauczycielka "wydała" dziecko, które było pod jej opieką, obcej osobie, zamiast komuś z rodziny. Piszemy o tym w najnowszym wydaniu "Powiatowej" . Dziennikarka, która zbierała materiały, usłyszała od pracownika oświaty, że szukamy sensacji - my i rodzice
- 14.03.2014 10:03 (aktualizacja 27.09.2023 16:08)
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze