O tym napisaliśmy w poprzednim wydaniu gazety. Mieli wysyłać cynk morskim transportem. Pierwsza przesyłka trafiła w lipcu do Polski. Ciężar się zgadzał, ale nie towar. Zamiast zamówionego cynku były betonowe płyty. Trwają dochodzenia i ustalenia, jak to się stało. O sprawie zrobiło się głośno na ziemi oławskiej i nawet w kraju.
Na zdrowy rozum trudno zrozumieć to oszustwo. Posypały się do nas różne domysły - od całkiem poważnych do bardzo wesołych. Gdzie szukać winnego? Chiński producent cynku byłby zbiorowym samobójcą, gdyby tam na miejscu zapakowano zdruzgotane płyty, zamiast zamówionego towaru. Na statku taka zamiana też nierealna. Między portem w Polsce a punktem odbioru takich przesyłek w Kątach Wrocławskich też się nie mieści w głowie taki hokus-pokus. A przed otwarciem pierwszego kontenera też podobno nie było zastrzeżeń. Zresztą cynk to nie złoto czy diamenty, żeby robić takie przekręty, a ta dostawa miała kosztować tylko półtora miliona złotówek.
Dopiero po rozpakowaniu wyszło szydło z worka. Gdyby chodziło o jakąś małą rzecz lub coś niewielkiego, to taka zamiana była i jest zawsze możliwa, ale wielki ładunek za półtora miliona złotych? Na szczęście huta tylko zamówiła cynk, a sprawę załatwiał pośrednik. Zatem nasz fabryczny zabytek chyba nie straci pieniędzy, a trefna dostawa nie znajdzie się w Oławie, bo komu potrzebne wielkie stare, i strzaskane płyty? Jeśli jednak sprytni macherzy od prawa znajdą sposób na obciążenie huty, to pewien oławianin wpadł na ciekawy pomysł. Proponuje, żeby przywieźć tu ten gruz i mądrze go wykorzystać. Zażądać jednak od Chińczyków certyfikatu, z jakiego to zabytku pochodzi. Potem sprawa prosta - ściągać do naszego miasta wycieczki z kraju i ze świata. Organizować zwiedzanie oławskiego reliktu przemysłowego i przy tym sprzedawać po kawałeczku pięknie opakowane chińskie szczątki sprzed wielu wieków. Byłyby czczone dwa wielkie zabytki w jednym miejscu. W ten sposób nie tylko się zwrócą koszty tajemniczej dostawy, lecz także będą fundusze na zamierzone od lat przenosiny dawnej huty "Marta" na nowe miejsce.
Inny czytelnik twierdzi, że oszustwa były, są i będą, taki jest świat. Przypomina przy tym zdarzenie ze swoich młodzieńczych lat. Wujek z Ameryki wysłał paczkę dla rodziny. Wcześniej dotarł list, w którym był skład przesyłki, a ta płynęła "Batorym". Wprawdzie z listu zniknęły załączone dwa dolary, co było wtedy niemal regułą, ale rodzina czekała na zapowiadane ciuchy, żywność itp. Wreszcie jest awizo, więc szybko na pocztę! Odebrali we dwójkę kilkunastokilogramową pakę, nie wolno było otwierać na miejscu, tylko w domu. Uroczystość otwarcia była małą tragedią. Wyciągano kolejno: trzy cegłówki, jakieś żelaziwo i stare komiśniaki (robocze lub wojskowe buty), dopełnione zgniecionym gazetami prosto z Polski.
To wesołe porównanie dwóch oszustw, które dzieli kilkadziesiąt lat. Jednak nie wiadomo, kto od kogo się uczył sprytnego oszukiwania - Chińczycy od Polaków, czy odwrotnie? A ustalanie sprawców jest najczęściej szukaniem igły w stogu siana. To bardzo smutne, że taki jest świat...
Edward Bykowski [email protected]
Reklama
Mocnym echem odbiła się wśród naszych czytelników informacja o wyrolowaniu Huty Oława przez Chińczyków
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze