W czasie autokarowej podróży do Turku, w środę 29 maja, na czterokrotnie przekładany mecz z miejscowym Turem, zawodnicy MKS czytali wywiad z Richardem Grootscholtenem. Pochodzący z Holandii świeżo upieczony dyrektor Akademii Piłkarskiej Zagłębia Lubin przypominał słowa swojego rodaka Leo Beenhakkera, który mówił kiedyś o potrzebie przestawienia polskiego futbolu na „jasną stronę księżyca”. Po serii przygnębiających porażek oławianie bardzo chcieli wyskoczyć z czarnej dziury i znaleźć się w miejscu, o którym wspominał słynny holenderski trener. Z takim postanowieniem wybiegli na boisko stadionu 1000-lecia w Turku.
Miejscowy zespół to armia zaciężna z łódzkiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, która na początku rundy wiosennej zaliczyła krótkotrwały epizod w I lidze, reprezentując wówczas Łódzki Klub Sportowy. Po wycofaniu tej drużyny z rozgrywek, większość piłkarzy SMS wróciła do Tura. Od początku meczu z MKS widać było, że nie będą łatwym przeciwnikiem. Grali składnie, szybko i twardo, o czym najdobitniej przekonał się Patryk Bębenek, zastępujący w MKS na prawej obronie Dominika Wejerowskiego, pauzującego za żółte kartki. W 17 minucie Bębenek próbował powstrzymać szarżującego napastnika Tura, przy narożniku pola karnego, ale niezbyt udanie, bo arbiter podyktował rzut wolny dla gospodarzy i ukarał obrońcę MKS żółtą kartką.
Oławianie odgryzali się kontratakami, które kończyły się wywalczeniem rzutów rożnych. Do 34 minuty ten stały fragment gry w podobny sposób rozgrywali bracia Krzysztof i Waldemar Gancarczykowie, ale nie przynosiło to większego efektu. Tym razem Waldek zacentrował bezpośrednio na przedpole bramki Tura, a Michał Sikorski, główkując z bliskiej odległości, wpakował piłkę do siatki.
Kluczowe okazało się dla losów meczu zdarzenie z początku drugiej połowy. Paweł Garyga wywalczył piłkę w środku boiska i podał do Waldemara Gancarczyka, a ten wypuścił w bój Dawida Lipińskiego. Wychodzącego na czystą pozycję napastnika MKS sfaulował Mariusz Ragaman. Obrońca Tura ujrzał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko.
Po stracie zawodnika turkowianie grali jeszcze bardziej zacięcie i przez długi czas trzymali oławian na ich połowie. Jednak im bliżej końca, tym szybciej tracili siły, co wykorzystali goście, przeprowadzając coraz śmielej groźne kontrataki. W ostatnich dziesięciu minutach regulaminowego czasu niemal każda ofensywna akcja MKS pachniała golem. Udało się zdobyć dwa. W 84 minucie, po akcji Mateusza Dobkowskiego, obrońca Tura chaotycznie wybił piłkę. Na środku boiska przechwycił ją Waldemar Gancarczyk i podał do brata Krzysztofa. Skrzydłowy MKS wpadł na pole karne, gdzie myląc obrońcę, przełożył sobie piłkę z prawej na lewą nogę i uderzeniem po ziemi w krótki róg pokonał bramkarza Tura. W 88 minucie indywidualną szarżą popisał się Paweł Garyga i po minięciu dwóch obrońców oraz bramkarza, płaskim strzałem do pustej bramki ustalił wynik meczu na 3:0 dla oławskiego MKS.
*
Więcej szczegółów z meczu Tur Turek - MKS SCA Oława, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukaże się w sprzedaży w środę 5 czerwca.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Napisz komentarz
Komentarze