Jelcz-Laskowice. Wypadek
Niedziela, 3 marca, godz. 12.15. Wojtek Włodarczyk, starszy ogniomistrz Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej PSP w Jelczu-Laskowicach, jechał samochodem z rodziną na niedzielny obiad do mamy. Do wyboru miał kilka tras. Nie wie, dlaczego zdecydował się pojechać akurat ulicą Bożka.
- Wierzę, że tak miało być - mówi. - Na wysokości sklepu "Biedronka" zobaczyłem dużą grupę ludzi. Nie umiem dokładnie powiedzieć, ilu ich było. Trzydzieści, może czterdzieści osób. Szybko zaparkowałem samochód i pobiegłem na miejsce. Na chodniku leżał nieprzytomny mężczyzna w średnim wieku. Miał zakrwawioną twarz i pianę na ustach. Był już koło niego ktoś, próbował chyba pomagać, ale zniknął, gdy zobaczył, że wiem, co robić. Ktoś inny przyniósł "foli życia".
Włodarczyk sprawdził, w jakim stanie jest mężczyzna - okazało się, że oddycha. Ułożył poszkodowanego w bezpiecznej pozycji. Po chwili jednak oddech zaczął słabnąć. Bez zastanowienia udrożnił drogi oddechowe leżącego i przystąpił do masażu serca. - Oddech wrócił był chrapliwy, ale wrócił - opowiada. - Gdy wydawało mi się, że już będzie dobrze, i gdy układałem poszkodowanego w bezpiecznej pozycji, znów były zaburzenia oddechu. Nie pamiętam, ile razy ta sytuacja się powtórzyła. Dwa, może trzy...
W pewnym momencie jakaś kobieta zaoferowała pomoc, chyba pielęgniarka. Pilnowała, aby drogi oddechowe były drożne. Po kilku minutach przyjechali strażacy z JRG i zajęli się poszkodowanym.
Zanim strażak przystąpił do reanimacji, ktoś z tłumu powiedział, że już dzwonił po karetkę, ale w tej chwili nie może przyjechać, bo jest na innym zdarzeniu. Nie czekając, wezwał strażaków. Wiedział, że mają sprzęt do reanimacji, na pewno przyjadą i umieją postępować w takich przypadkach.
Na tym akcja się nie zakończyła. Strażacy przejęli poszkodowanego. Dzięki dalszej reanimacji, czynności życiowe powracały, ale po chwili znów zanikały. Poszkodowanego udało się ustabilizować dopiero po przyjeździe pogotowia i podłączeniu go do defibrylatora - urządzenia, które przywraca serce do normalnej pracy.
Akcja ratunkowa trwała ponad pół godziny od momentu przyjazdu strażaków. Nie wiadomo, jak by się zakończyła, gdyby nie Wojtek. Nie widział, jak doszło do wypadku. Z opowiadań osób postronnych wie, że mężczyzna potknął się i mocno uderzył głową w chodnik. Stąd prawdopodobnie krew na twarzy.
Poszkodowany trafił do szpitala w Oławie, a po kilku godzinach przewieziono go helikopterem do Wrocławia. Mężczyzna pochodzi z województwa podkarpackiego. Nie wiemy, co robił w Jelczu-Laskowicach. Nie wiadomo też, co by się stało, gdyby nie pan Wojtek, który prawdopodobnie uratował mu życie. Mimo to strażak nie czuje się bohaterem. - Zawsze wydawało mi się, że to normalny ludzki odruch, chociaż znieczulica, jaką zobaczyłem podczas tego wypadku, jest przerażająca - mówi. - 30 ludzi stało i patrzyło, jak człowiek umiera na chodniku. To boli najbardziej.
Dumny z Wojtka i swoich podopiecznych jest dowódca jednostki JRG w J-L st. kpt. Witold Deryło. - Cieszę się, że mam takich współpracowników. My, jako strażacy, inaczej jednak podchodzimy do słowa bohaterstwo, bo często spotykamy się z zagrożeniem życia. Mamy zasób wiedzy, sprzęt, możemy więc pomagać i sprawia nam to satysfakcję.
Akcja pokazała, jak ważne są umiejętności ratowników, ale bez sprzętu niewiele mogą zrobić. Dopiero użycie defibrylatora pozwoliło na wyrównanie pracy serca nieprzytomnego mężczyzny. Niestety, jednostka strażacka nie dysponuje takim sprzętem, a mogłaby, gdyby tylko znalazł się sponsor. Koszt defibrylatora to 6-7 tys. zł. Strażacy nie mają takich pieniędzy w budżecie.
O potrzebie zakupu defibrylatora mówił na jednej z sesji Radu Miejskiej radny Krzysztof Woźniak, z zawodu strażak. Jak na razie bez efektu, bo nie poparli go inni radni. Może niedzielne wydarzenie zmobilizuje władze miasta i sponsorów do zakupu dla jelczańsko-laskowickiej JRG tego cennego urządzenia.
Wioletta Kamińśka
Reklama
Uratował mu życie
30 osób patrzyło na nieprzytomnego mężczyznę, który leżał z zakrwawioną twarzą na chodniku. Nikt nie udzielił mu pomocy. Nie wiadomo, jak to by się skończyło, gdyby nie przejeżdżał tamtędy strażak w cywilu
- 13.03.2013 09:01 (aktualizacja 27.09.2023 16:29)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze