Czytelnik wyjmuje fotografie z koperty. Kilka ran na czole i twarzy. To przedwigilijny prezent. Tak mu "podziękowali" młodzieńcy, którym zwrócił uwagę późnym wieczorem, na niestosowne zachowanie. Ręka też ucierpiała. Miał jednak szczęście, że to wszystko działo się przed budynkiem, w którym mieszka. Bliscy zadbali o wezwanie pomocy medycznej. Trafił do szpitala.
Sprawą zajęła się policja, ale nie miał świadków zdarzenia. Pewnie będzie sąd, ale nigdy nie ma pewności, jak się sprawa tam potoczy. Bez wiarygodnych świadków wszystko niepewne zawsze przemawia na korzyść oskarżonego, który może wykorzystywać każdą szansę obrony. Jaskrawym przykładem jest tocząca się właśnie sprawa słynnego sportowca z Pretorii. Twierdzi on uparcie, że przez pomyłkę zastrzelił swoją partnerkę, bo myślał, że ktoś go napada.
Zatem poszkodowany oławianin nawet może być posądzany przez obwinianych młodzieńców, że to oni musieli się bronić przed jego napadem. Tak czy inaczej, rany się zagoją, ale pamiątka pozostanie. Chyba się wyleczy z tego nurtu pedagogiki. Boleśnie się przekonał, że bezpośrednie nauczanie młodzieży trzeba zastąpić szybkim zgłoszeniem na policję, jeżeli ktoś narusza prawo.
Kilka tygodni wcześniej zdarzył się inny incydent. W samo południe trwała pod sklepem zacięta bójka. Widzów przybywało. Dwaj starsi młodzieńcy prali się bezlitośnie. Próbowano ich rozdzielić, ale bez efektu. Po kilku minutach wyszedł jednemu decydujący cios i przeciwnik padł. Obaj oblani krwią, niczym po świniobiciu. Właśnie wtedy przyjechał policyjny samochód. Interwencja polegała na podniesieniu "znokautowanego" i chyba na pytaniu, czy nic się nie stało? Wyraźnie zmęczeni wojownicy nie mieli wzajemnych zastrzeżeń i grzecznie pokuśtykali w przeciwne strony. Policjanci wsiedli do samochodu, ale widzów zbulwersowała taka interwencja. Padło pytanie: - Czy publiczne mordobicie nie jest przestępstwem? - Oni się trochę poszarpali, nie mieli do siebie pretensji - to treść rzeczowej odpowiedzi stróżów porządku.
Formalnie mieli rację. Bójki nie widzieli, a nikomu nic się nie stało, nie było poszkodowanych. Nie naruszono porządku publicznego, bo to się działo na chodniku. Kto chciał - ten oglądał. Wedle prawa wszystko gra. Nie wszyscy adwersarze potrafią wyrażać swoje racje słowami i językiem. Niektórym łatwiej to robić pięściami i odmianą wolnoamerykanki. Każdy orze, jak i czym może oraz potrafi. Awanturka publiczna dawniej dużo kosztowała. Dzisiaj to najwyżej współczesny folklor. Całowanie się na ulicy też było kiedyś nieobyczajne. Dziś to miła okrasa szarej rzeczywistości. Świat się zmienia...
Edward Bykowski
Reklama
Mordobicie dozwolone?
- 01.03.2013 11:02 (aktualizacja 15.08.2023 12:22)
Na podchwytliwe pytanie, zawarte w tytule, od razu odpowiadam: - Nie! Nie jest dozwolone, a naruszenie czyjejś nietykalności cielesnej jest przestępstwem, zagrożonym karą. Jednak nie zawsze jest karalne. To nie teoria, lecz praktyka. Oto dość świeże przykłady prosto z oławskiego życia.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze