Żałobne nabożeństwo trwało w kościele św. Józefa, który wypełnili bliscy oraz dawni współpracownicy i liczni oławianie. W ten sposób dziękowali zmarłej za jej społeczną służbę w ratowaniu zdrowia i życia.
To pożegnanie potwierdza znaną zasadę, że człowiek jest tyle wart, na ile się przyda drugiemu. Ta filozoficzna myśl traktuje słowo "drugiemu" w ogólnym pojęciu, nie tylko jednej osobie. Im więcej jest tych "drugich", którym się człowiek przydaje w potrzebie - tym większa jego wartość.
Danuta Horbaczyńska-Szelachowska przydawała się szczególnie. Przez jej ręce i oczy - dosłownie i w przenośni - przeszły pokolenia oławian. Rodzących się i chorujących, a także ich rodziców, zatroskanych o swoje maleństwa. Powołanie lekarskie łączyła z wielką pasją czynienia czegoś więcej dla dobra wspólnego, również z życzliwością i pokorą względem życia. Cieszyła się ogólnie coraz większym uznaniem i zaufaniem, awansowała zawodowo i społecznie. Walczyła wszędzie i o wszystko, gdzie i co było możliwe w tamtych trudnych czasach, żeby poprawiać warunki i możliwości opieki zdrowotnej.
Gdyby nie jej ambitne i konsekwentne zabiegi we wszystkich możliwych władzach miasta, powiatu i województwa, może do dziś funkcjonowałby oławski szpital w poniemieckim przytułku "St. Josefs" (dziś hotel "Jakub Sobieski"). Dopięła swego. Wybudowano wielki szpital i ją postawiono na czele. Zaprosiła kardynała Henryka Gulbinowicza, który poświęcił piękną lecznicę. Rządziła tam prawie 20 lat, do czasów ustrojowego przełomu. Wciąż jednak była tą wielką "deską ratunku" dla najmłodszych i ich rodziców. Zawsze pogodna i pokój ten wlewająca w trudnych sytuacjach. Skromna aż do przesady, bo efekty swojej działalności przypisywała tym, którzy stawali na głowie, żeby osiągnąć zamierzone cele dla wspólnego dobra.
Na oławskie nabożeństwo przedpogrzebowe przyszli reprezentanci kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców miasta i powiatu, którzy zetknęli się z panią doktor Horbaczyńską. Akcentowali wdzięczność za to, że była wśród nas i bezustannie służyła ponad pół wieku. Że przez całe życie konsekwentnie potwierdzała słuszność wspomnianej zasady: człowiek jest tyle wart, ile się przyda drugiemu. Niech pozostanie we wdzięcznej pamięci, jako wzór służenia innym i wzbogacania własnej wartości.
PS
Ksiądz dziekan Stanisław Bijak wspomniał w swoim słowie pożegnalnym, podczas mszy św., m.in. o oławianinie, który zawdzięcza tej lekarce uratowanie syna w beznadziejnej sytuacji, stwierdzonej we wrocławskim szpitalu. Takich przypadków było zapewne dużo więcej. Kiedy wracałem po nabożeństwie, uczestniczka poprosiła, żeby wspomnieć w gazecie o wnuku, który żyje dzięki dr Horbaczyńskiej. Dorzucę nieskromnie osobistą wdzięczność. Na oddział dziecięcy w starym szpitalu przynieśliśmy z żoną córeczkę która mimo penicylinowej kuracji była w stanie agonalnym. - Ona nie żyje, ale spróbuję! - krzyknęła z rozpaczą pani ordynator i podłączyła aparaturę. Po uporczywym pobudzaniu dziecko drgnęło. Roczne urodziny obchodziło na szpitalnym łóżeczku. Żyje do dziś, ma trzy córki, a ja wnuczki.
Edward Bykowski
Napisz komentarz
Komentarze