Stanowice
W 2008 roku na działce nr 732 doszło do masowego usuwania drzewostanu. Pod piłami robotników padały lipy, brzozy, wierzby i topole - łącznie 354 drzew. Do tego trzeba dodać 76 krzewów - bzu oraz głogu. Wycinki dokonano na zlecenie gminy Oława.
Według wójta Jana Kownackiego doszło wówczas do pomyłki. Ówczesny wójt Ryszard Wojciechowski przygotowywał działkę do przekształcenia na cele budowlane. Podobno miał zlecić robotnikom wycięcie drzew poniżej... 15 cm. Oni nie zrozumieli i wycięli drzewa poniżej 15 cm obwodu.
Czy możliwe jest wydawanie polecenia usunięcia sadzonek mierzących do 15 cm? Przecież są ledwie odrosłe od ziemi, trudno je nazywać drzewami, a od cięcia skuteczniejsze byłoby wyrywanie. Ryszard Wojciechowski nie przypomina sobie takiej pomyłki. W jego relacji wszystko wygląda inaczej. On nie był zleceniodawcą wycinki, tylko osobą, która powstrzymała nielegalny proceder. A usuwanie drzew nie dokonało się w 2008, tylko wcześniej - zrobili to samowolnie robotnicy, wynajęci przez gminę do uporządkowania terenu. Według tych słów, właściciel działki - gmina Oława - miał być nieświadomy, że na jego terenie niszczy się setki drzew.
Kara płacona sobie
Słowa te nie znajdują odzwierciedlenia w dokumentach postępowania administracyjnego, prowadzonego w tej sprawie przez oławskie starostwo powiatowe. Zgodnie z ustaleniami pracownika wydziału ochrony środowiska, wycinkę zlecała gmina Oława, ona też poniosła odpowiedzialność finansową. 22 października 2009 nałożono na gminę karę w wysokości 1,1 mln zł. Na wniosek wójta karę rozłożono na raty. Pierwszą - 23 tys. zł - zapłacono do 31 grudnia 2009, kolejnych 12, po 90 tys. zł każda, gmina miała płacić co miesiąc, począwszy od stycznia 2010.
Druga wycinka
Co dalej działo się na działce nr 732? W listopadzie 2008 podzielono ją na dwie o numerach 780 i 801. We wrześniu 2009 działkę nr 780 sprzedano prywatnym właścicielom. Także działkę 801 rozparcelowano na cztery mniejsze, a jedna jest już w prywatnych rękach. Te zawiłości są istotne, ponieważ na działce nr 780, w rejonie ulic Zielonej i Cisowej, doszło w 2010 do kolejnej wycinki. Tym razem wszystko odbyło się legalnie, właściciel działał na podstawie pozwolenia wójta z 8 marca 2010. Jednak mieszkańcy z niepokojem obserwowali usunięcie prawie 200 drzew i ogołocenie 100 m kw. z krzewów. Do tego doszło zwożenie ziemi i gruzu budowlanego na wielką skalę. - Co tam się dzieje? - zastanawiali mieszkańcy. - Dlaczego urządza się nam dzikie wysypisko śmieci? Sprawa już jest wyjaśniona. Okazało się, że właściciele wystąpili do gminy o zmianę przeznaczenia tych działek na tereny budowlane. Na podniesionym przez zwożoną ziemię terenie chcą postawić szeregowe domy jednorodzinne.
Oddalone postulaty
Rolf Michałowski - prezes Stanowicko-Marcinkowickiego Stowarzyszenia Mieszkańców, zainteresował się wycinką z 2010 roku. Na początku marca w pismach do wójta domagał się przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego, ukarania sprawców, a także usunięcia gruzu i ponownego zasadzenia lasu. Wójt Kownacki odpowiedział, że wycinki dokonano legalnie i przypomniał o zobowiązaniu właścicieli do wyrównania strat przez nasadzenie 300 drzew iglastych. Do wydania decyzji o usunięciu gruzu z działki Kownacki nie znalazł podstaw prawnych. W piśmie przygotowanym przez inspektora ds. ochrony środowiska Artura Batóra powołano się na ustawę o odpadach, zgodnie z którą prywatni właściciele mogą wykorzystywać gruz i ziemię na własne potrzeby, bez konieczności uzyskania pozwolenia. Pracownicy gminy nie stwierdzili na miejscu odpadów komunalnych, więc nie zgodzili się z zarzutem utworzenia tam nielegalnego śmietniska.
Rolf Michałowski przyjął stanowisko gminy z oburzeniem. Wójtowi zarzucił tuszowanie działań pracowników Urzędu Gminy, Artura Batóra nazwał "wybitnym specjalistą od dewastacji", a właścicieli działek określił mianem "oligarchów". Stanowicko-Marcinkowickie Stowarzyszenie Mieszkańców chce teraz uzyskać wgląd do umowy sprzedaży działek i zapowiada powiadomienie CBA, NIK oraz wojewody.
- Gmina nie może ingerować w czyjąś własność - mówi wójt Kownacki. - Grunty sprzedano w 2009 roku, właściciele wystąpili o wycinkę i gmina się zgodziła. My nie możemy decydować o tym, co ludzie robią na swoich działkach.
Uchwała schodzi z obrad
25 kwietnia radni na komisji łączonej pozytywnie zaopiniowali wprowadzenie do planu zagospodarowania przestrzennego Stanowic zmian, przeznaczających dwie działki - w tym nr 780 - na cele budowlane. Następnego dnia, na sesji, wójt Kownacki nieoczekiwanie wycofał ten punkt z programu obrad. Radni mają na wyjazdowej komisji w maju przyjrzeć się tym terenom. Czy istnieją jakieś wątpliwości, związane ze sprzedażą tych działek lub udzieleniem pozwolenia na wycinkę? Kownacki zaprzecza. Mówi, że powstrzymanie się od przekształcenia terenów na cele budowlane ma związek jedynie z tym, że urbaniści wykonujący plan nie dostarczyli gminie kompletu dokumentów. Kownacki czeka na wyliczenia, jakie koszta poniesie za infrastrukturę. Mówi, że przy obowiązującej procedurze taki załącznik jest konieczny.
Moim zdaniem - Xawery Piśniak
Starostwo nałożyło karę finansową na gminę Oława, za nielegalną wycinkę drzew. Niemałą - 1,1 mln zł. Obowiązujące zapisy prawne powodują jednak, że gmina nie odczuwa dolegliwości, wynikających z nałożonej kary. Okazuje się bowiem, że płaci sama sobie - pieniądze z działu budżetowego "dochody" przesuwane są do działu "ochrona środowiska". Jak to możliwe? Nowelizacja ustawy o ochronie przyrody z 2004 roku umożliwia wprawdzie starostwu ukaranie gminy za nielegalną wycinkę, nie zmienia jednak tego, że to samorządy lokalne najniższego szczebla, czyli gminy właśnie, nadal inkasują opłaty z tytułu kar. Tak oto winny jest równocześnie beneficjentem kary finansowej. W takim systemie prawnym gmina nie musi obawiać się nielegalnego wycinania drzew - pieniądze i tak zostaną w budżecie.
Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze