Nie pierwszy to taki przypadek w historii oławskiego samorządu i nie jedyny z burmistrzem P. oraz jego rodziną w roli głównej. Już pierwsza poważna praca Jacka Października, która dziś stanowi ważny element w jego cv, i o której z dumą mówił na sesji Rady Miejskiej jego ojciec, była co najmniej dwuznaczna z etycznego punktu widzenia. Dziwnym trafem rozpoczęcie pracy pana Jacka w banku zbiegło się bowiem z przejęciem przez ten bank obsługi miejskich szkół i innych placówek oświatowych. A to była "działka" ówczesnego wiceburmistrza Franciszka Października.
Wiosną 1999 roku Zarząd Miejski powołał na dwa lata dyrektorów szkół gimnazjalnych, które w ramach wdrażanej reformy nauczania miały rozpocząć swój żywot 1 września. Szefem tworzonego Gimnazjum nr 1 został Jerzy Październik, młodszy brat Franciszka. Decyzja ta wywołała kontrowersje, bo dyrektorów mianowano bez konkursu. W przypadku braci Październików pojawił się także problem ich wzajemnej podległości służbowej, zakazany ustawą o pracownikach samorządowych. Interweniowano u wojewody. Ten nie dopatrzył się łamania prawa - uznał, że pragmatykę służbową dyrektora szkoły określa odrębna ustawa - Karta Nauczyciela. Dodatkowym argumentem, łagodzącym wątpliwości miało być to, że rolę bezpośredniego pracodawcy wobec dyrektora Jerzego Października spełniał nie zastępca burmistrza, czyli Franciszek Październik, lecz burmistrz, czyli wtedy Waldemar Wiązowski.
Innego zdania byli prawnicy ówczesnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ich zdaniem sytuacja w Oławie była sprzeczna z prawem. Zgodnie z art. 5 ust. 5 ustawy z 7 września 1991 o systemie oświaty, zakładanie i prowadzenie gimnazjów należało do zadań własnych gminy. Gimnazjum nr 1 było więc miejską jednostką organizacyjną, a bezpośrednim zwierzchnikiem dyrektora, jako kierownika takiej jednostki, był szef Zarządu Miejskiego, czyli burmistrz. Nie było wątpliwości, że zachodził między tymi osobami stosunek bezpośredniej podległości służbowej. Według prawników MSWiA, stosunek taki zachodził także między dyrektorem gimnazjum a wiceburmistrzem odpowiedzialnym za sprawy oświaty, bowiem wiceburmistrz, jako osoba nadzorująca z upoważnienia burmistrza zadania z zakresu oświaty, miał wpływ na zakres czynności podległego dyrektora gimnazjum. Zależność służbowa między szefem gimnazjum a szefem miasta stała się jeszcze większa od jesieni 2002, kiedy to wybierany bezpośrednio burmistrz stał się samodzielnym organem wykonawczym gminy. On powoływał i odwoływał kierowników jednostek organizacyjnych. W jednej z gmin w Polsce burmistrz ożenił się z dyrektorką gimnazjum. Po analizie prawnej tej sytuacji zadecydowano, że jedno z nich musi zrezygnować ze stanowiska. W Oławie zobowiązany do działania wojewoda nie reagował, więc potem już tylko dziennikarzom przeszkadzało, że w Dniu Nauczyciela burmistrz wręczał swojemu bratu kopertę z przyznaną przez siebie nagrodą finansową.
W przypadku rodziny Październików mieliśmy też wtedy sprawę córki trzeciego z braci - Zygmunta, która zaczęła pracę w tym samym czasie, gdy jej wujek Jerzy tworzył Gimnazjum nr 1. Miała być tam sekretarką. Gdy zaczęliśmy o to pytać, bratanicę dyrektora gimnazjum szybko skierowano do pracy w sekretariacie równolegle tam działającej i wygaszanej Szkoły Podstawowej nr 6. Gdy tę placówkę zlikwidowano, córkę Zygmunta Października przesunięto do Gimnazjum nr 2, któremu dyrektorował Ireneusz Pętal, wtedy klubowy kolega Jerzego Października z Rady Powiatu.
Jak więc widać, przy niektórych decyzjach kadrowych liczyły się nie tylko zależności rodzinne, ale także samorządowo-polityczne. Najlepszym tego przykładem była sprawa córki Franciszka Października, zatrudnionej w starostwie. Po tym wydarzeniu opozycyjny dotąd radny dyrektor Jerzy Październik zaczął znacznie przychylniej oceniać starostę Marka Szponara, co w dużym stopniu pozwoliło mu dotrwać na stanowisku do końca kadencji.
Franciszek Październik nie był jedynym w Oławie wysokim urzędnikiem samorządowym, który nie przejmował się opinią prawników z ministerstwa i robił swoje w myśl zasady "psy szczekają, karawana jedzie dalej". Burmistrz Janina Stelmaszek zatrudniła w urzędzie swojego szwagra jako inspektora Obrony Cywilnej oraz siostrzeńca jako inspektora do spraw rejestracji działalności gospodarczej. Gdy szefem miasta został Waldemar Wiązowski, to przy powoływaniu rzecznika prasowego Zarządu Miejskiego też sięgnął po członka swojej bliskiej rodziny - siostrzeńca Macieja Bogdana Olejnika.
Jeśli któryś z wysokich urzędników nie wie, dlaczego członkowie jego rodziny nie powinni pracować w instytucjach samorządowych, z którymi oni mają choć trochę wspólnego, niech przeczytają opinię prawników z MSWiA, którą przytaczaliśmy na naszych łamach w 2005 roku: - Pracownicy administracji publicznej powinni posiadać pewne cechy, gwarantujące właściwe wykonywanie przez nich zadań. Do tych zasadniczych wartości należą m.in. profesjonalizm, rzetelność, bezstronność, neutralność polityczna, godne zachowanie oraz działanie zgodne z literą obowiązującego prawa. Na takie właśnie wymagane cechy urzędników administracji publicznej wskazują m.in. przepisy Konstytucji RP i ustawy z 22 marca 1990 "O pracownikach samorządowych". Obywatele pełniący działalność publiczną w administracji publicznej muszą się liczyć z dalej idącymi ograniczeniami swoich praw i wolności, niż pozostali obywatele. Celem takich ograniczeń jest zapobieganie angażowaniu się osób publicznych w sytuacje, mogące nie tylko poddawać w wątpliwość ich osobistą bezstronność czy uczciwość, ale także podważać autorytet organów administracji publicznej oraz osłabiać zaufanie opinii publicznej do ich prawidłowego funkcjonowania. Z tego też względu w obowiązującym ustawodawstwie zostały zawarte różnorodne uregulowania, zmierzające do eliminacji konfliktu interesów po stronie pracowników administracji publicznej...
Krzysztof A. Trybulski [email protected]
Reklama
Rodzinna więź samorządowa
- 23.04.2012 11:55 (aktualizacja 15.08.2023 13:56)
Oburzenie wywołała nominacja syna burmistrza Franciszka Października na wysokie stanowisko w spółce międzykomunalnej
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze