Gazeta zobaczyć nie może, więc zrobiłem to w jej imieniu. Nie znalazłem niczego na moście ani na filarach, które widzą przechodnie z obu stron. Dopiero po odejściu kilku kroków w prawo, przybrzeżnym chodnikiem na Andersa, coś mi zaczarniało na jasnym filarze. Jest tablica! Pokonałem chaszcze na stromiźnie wału i dotarłem przed marmurową tablicę ze złotymi napisami. Czytam, że to rzeka Oława, most Oława, wybudowany w 1966, remont w 2011. Dlaczego tak bardzo "utajniono" te dane pod mostem? Przy mostach na polskich rzekach wszędzie są widoczne takie informacje, a u nas je schowano.
Może z praktycznych względów, bo tablica za ładna i za droga? Całe szczęście, że nie jest z metalu, bo mogłaby podzielić los tej jubileuszowej ze 150-lecia linii kolejowej Wrocław-Oława, pierwszej na ziemiach polskich. Skradziona przez półgłówków, pewnie poszła na piwo. Zresztą Oława ma pecha do tablic, bez względu na materiał. Również ta przy odrzańskim moście jest długim problemem. Jedną płytę skradziono, następną zniszczono i wciąż trwa bitwa o słowa.
Pojawiły się jednak "jaskółki" i podobno mają być następne. Oto przy kilku zabytkowych budowlach ustawiono w naszym mieście eleganckie tabliczki informacyjne. Chwała wykonawcom! Wreszcie coś nie tylko dla turystów, bo ciekawe i dla miejscowych. Gustowne, łatwe do przeczytania, nie kuszą "złomowców", bo szkła nikt nie kupuje. Może przetrwają.
A jednak ta nowa przy kościółku św. Rocha nie uniknęła swoistego pecha. Pięknie ją ustawiono, ale tuż obok tablicy, którą od lat wytykają oławianie ze względu na jej stan i wygląd. Jest bardzo potrzebna, ale skandalicznie zaniedbana. To wieloletnia oławska tradycja, że tam są wieszane nekrologi. Apelowaliśmy w gazecie do władz (tam mogą być kompetentne aż trzy!), ale nikt palcem nie kiwnął w tej sprawie. Wiatry, deszcze i śniegi niszczą żałobne ogłoszenia. Może ten żenujący kontrast między dwiema tablicami wreszcie kogoś ruszy, ktoś celnie "strzeli" w odpowiednią stronę i załatwi tę prozaiczną sprawę?
A propos strzelania - wystarczy przypadek, jak to w żydowskiej anegdocie. Otóż szedł stary Żyd przez las, podpierając się kijem, i nagle wyskoczył z zarośli rozjuszony wilk. Przerażony wędrowiec podniósł kij, przymierzył jak z karabinu i krzyknął: pif, paf! Rozległ się strzał, bo właśnie wystrzelił zza krzaków leśniczy i wilk padł. A staruszek zawołał: - Jak Pan Bóg dopuści, to i z laski wypuści. Może i u nas poderwą się tacy miejscy "leśnicy" i będą strzelali gdzie trzeba, a nie głęboko pod mostem?
PS
Muszę się odnieść do swego felietonu sprzed dwóch tygodni, na temat kłopotliwych niedoróbek w pasie ścieżek rowerowych. W niedzielę robiłem zdjęcie do tego felietonu, właśnie tuż za Tesco, gdzie od tamtego roku był błotnisty przejazd. Właśnie nadszedł z pieskiem pan burmistrz, powiedziałem, co i po co robię. Zostałem obsztorcowany, że zajmuję się taką głupotą, a przecież to i tak ma być zrobione. Pokornie stuliłem uszy, felieton ukazał się we czwartek, ale już w tym dniu przejazd był gotowy. To był błyskawiczny strzał w dziesiątkę. Też przymierzyłem, a główny leśniczy szybko strzelił i mnie pośrednio powiadomił. Dziękuję!
Edward Bykowski
Reklama
Most na Oławce, między Strzelną a placem Zamkowym, przysporzył wielu kłopotów wykonawcom, ale niektórych oławian troszeczkę rozbawił. Zadzwonił czytelnik: - Niech gazeta zobaczy, gdzie zamontowano śliczną tablicę. To pewnie dla ryb, ha, ha, ha!
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze