Na takie błyskawiczne szczęście nie ma co liczyć po przedstawieniu pretensji i uwag oławian w sprawie remontowanej ulicy 3 Maja oraz sąsiednich. Modernizacja jeszcze trwa, fama o likwidacji ważnych przejść dla pieszych okazała się plotką, więc trzeba było poczekać. Robi się coraz ładniej. Są jednak takie usterki, których być nie powinno, a trudno będzie to poprawić.
Szczególnie psioczą rowerzyści. Mają pretensje do twórcy projektu ścieżek rowerowych, który stawiał swoje kreski na papierze, nie wczuwając się w rolę jadącego rowerem. Zafundował przejazdy na drugą stronę ulicy przez ruchliwą 3 Maja, niedaleko skrzyżowania z Kasprowicza oraz przed św. Rocha. Ponadto urządził trasę slalomową, przewijająca się z ciągiem dla pieszych, co w niektórych przypadkach kłóci się z logiką i z bezpieczeństwem korzystających z chodnika.
Trudno jednak posądzić projektanta o takie kuriozum, jakie widać na dalszym ciągu ścieżki rowerowej, przy wjeździe do Huty Oława z ulicy Sikorskiego. Tam wykonawcy nie obniżyli chodnika, więc trzeba skakać na poziom jezdni i potem wskakiwać na chodnik, albo zsiąść z roweru i potem wsiąść. Można też stracić równowagę i runąć. Podobnie jest po wjeździe przed dworzec kolejowy, gdzie pociągnięto pas dla rowerów wzdłuż trawnika, ale też nie obniżono wjazdu i zjazdu. Niby drobnostki, ale ktoś tu zawalił i też trzeba ryzykownie skakać.
Małym skandalikiem nazwał oburzony czytelnik dwa "zapomniane" miejsca, przecinające wjazd - za Tesco na ulicę 3 Maja oraz na łuku ze Spacerowej do parku. W obu miejscach urywa się ścieżka, trzeba zjeżdżać na zrytą ziemię lub po deszczu w zdradliwe kałuże. To wielomiesięczne igranie z niebezpieczeństwem. Miejmy jednak nadzieję, że to tylko niedokończona inwestycja i jeszcze będzie czas na radość.
Mamy w Oławie coraz więcej ścieżek dla użytkowników dwóch kółek, ale każda jakby "z innej parafii". Zero konsekwencji. Jeśli nawet nie stać nas na budowanie wzdłuż głównych tras, to przedzielenie szerokich chodników pasem kosztuje grosze, a rowerzyści nie musieliby ścigać się z tirami. Pisywaliśmy o tym, ale jak dotąd - grochem o ścianę. A wszystko jest w jednym mieście, w jednym powiecie, nie brakuje inspektorów. Pech chce, że oni nie jeżdżą rowerami...
Edward Bykowski
Reklama
Miał szczęście autor felietonu sprzed kilku tygodni. Wytknął żale czytelników w sprawie znaków drogowych, pozostawionych po remoncie leśnego odcinka trasy Janików - Jelcz. Zdjęto je tuż po ukazaniu się publikacji
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze