Na 2009 rok zapowiedział wprowadzenie "Eurogallusa" do Ośrodka Współpracy Europejskiej, ale budynek do dziś niegotowy. Zaprosił do współpracy ok. 350 europejskich miast i gmin z kogutem w herbie, ale odpowiedziało zaledwie 26, więc znów nie wyszło. Zapowiadał konferencję i wystawę biuletynów z "kogucich" miast, ale impreza się nie odbyła. Planował internetową transmisję z Dni Koguta, ale nie wypaliła. Itd., itp.
Owszem, były sukcesy w Berlinie, były dobre książki, o czym pisaliśmy. Nie wracam do sukcesów peereleowskich, bo to dziś wykopaliska, ale w wolnej Polsce szef miejskiej promocji Jerzy Witkowski zbyt często tylko planował, zapowiadał, rozważał, projektował, zamierzał, usiłował, a wychodziło jak zwykle. Burmistrz jednak wciąż gorąco w niego wierzył. Chciał imprezę "Dni Koguta"? Dostał. I znów rewolucyjne pomysły. Miało być przeniesienie święta miejskiego na stadion - już wróciło na Miasteczko. Miały być doroczne wyścigi kogutów w tunelu foliowym - już nie ma. Miały być wybory najpiękniejszego koguta - już nie ma. Miało być uroczyste wieszanie herbów "kogucich miast", których setki odnaleziono w samej Europie - teraz nie wieszano ani jednego, a wielki stalowy kogut, rok temu uświetniający barwny korowód, tegoroczne święto przespał w drzemlikowickiej szopie u Markockiego. Przez dwa lata szef wydziału promocji zamieszał świętem tak skutecznie, że w tym roku pierwszy raz w ogóle nie było wizytówki miejskiej imprezy, czyli wyborów najładniejszego białego koguta, żywego wzorca naszego herbu, choć na kartach monografii Oławy nadal są "częścią stałego programu". Witkowski jednak już nie jest jego częścią. Pobawił się "Dniami Koguta" i szybko zabrał się za kolejną imprezę, czyli "777-lecie Oławy".
Jak idzie nowe przedsięwzięcie? Filarem sukcesu miała być wrocławska agencja artystyczna "Jedynka", wzięta do organizacji bez przetargu, za to z poręczenia Witkowskiego. Na miesiąc przed imprezą "Jedynki" już w niej nie ma, za to jej szef skarży się, że urząd "poleciał z nimi w kulki" i żąda odszkodowania. W połowie marca miała być podpisana umowa z "Jedynką", tymczasem dopiero w czerwcu, miesiąc przed imprezą, naczelnik promocji tłumaczy, że "nie doszło do porozumienia w sprawie zapisów w ważnych punktach przygotowywanej umowy" i z łapanki znajduje nowego organizatora w postaci Józka Markockiego. W marcu Witkowski pisał w "3S", że "Jedynka" prowadzi sprzedaż karnetów, tymczasem dotąd wcale ich nie było, podobnie jak umów z artystami. Miał być Awdiejew - nie będzie. Miał być pokaz filmów z siódemką w tytule - nie będzie. Miała być widownia na 1.000 osób - będzie prawdopodobnie tylko na 800 albo i mniej. Czego jeszcze nie będzie, nie wiem, ale na pewno szkoda kozła ofiarnego w postaci Markockiego, który teraz zamiata po zapowiedziach innych, bo przecież nie mógł odmówić. I jeden Październik wie, dlaczego.
Jerzy Kamiński
Rys. G. Pepaś
Napisz komentarz
Komentarze