Wrocław/Oława
- Szybkimi krokami zbliża się koniec kadencji sejmowej, przed nami nowe wybory, więc posłowie przypomnieli sobie o wyborcach i w całej Polsce ruszyli "w lud". Najgłośniej ostatnio o parlamentarzystach PiS, którzy szeroką ławą "zaatakowali" Dolny Śląsk. Rozumiem, że pańska wizyta w powiecie oławskim jest częścią tej strategii...
- Jest to działanie wynikające z przekonania, że nie ma lepszego sposobu na dotarcie do naszych wyborców niż poprzez spotkania bezpośrednie. Z przykrością stwierdzam, że nie możemy liczyć na życzliwość lub nawet obiektywizm ze strony większości mediów. Poprzez nasze spotkania chcemy obalać mity i kłamstwa rozpowszechniane na nasz temat. Jeśli chodzi o mnie, to spotykam się regularnie z mieszkańcami mojego okręgu wyborczego, w tym również z powiatu oławskiego. Proszę jednak pamiętać, że okręg liczy 10 powiatów, 48 gmin i kilkaset sołectw. Nie sposób bywać regularnie i często w każdym z tych miejsc. Cieszę się, że jednak w Oławie mogę gościć dość regularnie...
- Regularnie, to znaczy jak często?
- Często jak na moje możliwości czasowe i zakres obowiązków, wynikających z mojej intensywnej pracy w parlamencie oraz z szefowania okręgowym strukturom PiS. W tej kadencji przyjeżdżałem do Oławy, czy szerzej - na teren powiatu oławskiego - co kilka miesięcy. W maju tego roku udzieliłem wywiadu oławskiej telewizji kablowej, a potem miałem otwarte spotkania - najpierw z mieszkańcami miasta i gminy Jelcz-Laskowice, a potem podobne w Oławie. W ubiegłym roku objąłem patronatem Międzynarodowe Spotkania Teatralne, organizowane w Jelczu-Laskowicach, a w Oławie spotykałem się z mieszkańcami w ramach mojego dyżuru poselskiego.
- O co pytają mieszkańcy na takich spotkaniach, czy dyżurach?
- Jest kilka stałych punktów, które pojawiają się niezależnie od miejsca spotkania. Starsi ludzie chcą wiedzieć, kiedy wreszcie otrzymają te obiecywane godne emerytury i kiedy wreszcie będą się mogli dostać do lekarza specjalisty bez kolejek i bez ponoszenia wysokich kosztów takich wizyt. Często rozmawiamy o sprawach oświaty, ale również o sytuacji gospodarczej, bezrobociu i perspektywach na przyszłość, zwłaszcza dla młodych ludzi. Czasami trudno odpowiedzieć na niektóre pytania, bo powinny być one kierowane do obecnie rządzących, którzy te niezrealizowane obietnice składali. Nie brakuje też pytań, dotyczących katastrofy smoleńskiej i to w bardzo szerokim kontekście. To jest sprawa, która wciąż wywołuje silne emocje społeczne...
- Komentatorzy polityczni twierdzą, że głównie za sprawą PiS, który chce, by "histeria smoleńska" wciąż trwała i żeby tak naprawdę do końca ta tragiczna katastrofa nigdy nie była wyjaśniona...
- Trzeba mieć w sobie naprawdę dużo złej woli i bardzo mało wrażliwości, żeby twierdzić, iż ludzie, których ta tragedia dotknęła najbardziej, którzy tam pod Smoleńskiem utracili swoich bliskich, teraz wykorzystują ten dramat do celów politycznych. To właśnie nasze środowisko poniosło największe straty, zginęło wielu naszych parlamentarzystów, działaczy, przyjaciół, no i oczywiście sam pan Prezydent z małżonką. Rzeczą zupełnie oczywistą jest, że oczekujemy od rządzących, aby zajęli się tą sprawą z należytym zaangażowaniem i skutecznie dochodzili prawdy, a nie wmawiali opinii publicznej, że wszystko jest w porządku. Przecież każdego niemal dnia widzimy na własne oczy, jak rząd popełnia w tej sprawie karygodne błędy i zaniechania.
- Porozmawiajmy chwilę o pana osobistym dramacie, po którym przez sporo długich miesięcy nie schodził pan z łam gazet, głównie tzw. tabloidów. Spowodował pan śmierć człowieka, ale nie poniósł z tego powodu konsekwencji karnych. Mówiono i pisano wtedy, że zawdzięcza pan to szczególnej przychylności wymiaru sprawiedliwości, który był wtedy zdominowany przez ludzi ministra Ziobry, pana partyjnego kolegi...
- Najpierw krótko przypomnę fakty, a później postaram się wyjaśnić moje zachowanie. Otóż kilka lat temu, w pewien grudniowy wieczór we Wrocławiu, moja żona pojechała z synem na zakupy miejskim autobusem. W pewnym momencie dosiadł się do tego autobusu, z niewielką liczbą pasażerów, pijany mężczyzna i zaczął zaczepiać mojego synka i mało uprzejmie odzywać się do żony. Ktoś z pasażerów zareagował i mężczyzna się uspokoił. Niestety, okazało się, że wysiadł z autobusu tam, gdzie moja rodzina. Kawałek dalej od przystanku, tuż przed osiedlowym sklepem na Gaju, gdzie wówczas mieszkaliśmy, znowu ich zaatakował i zachowywał się jeszcze bardziej agresywnie. Wyrywał żonie pięcioletniego synka, szarpał się z nią, wreszcie wywrócił się razem z moim przerażonym dzieckiem. Na szczęście przechodzący w pobliżu ludzie przyszli z pomocą i odebrali dziecko napastnikowi. Wezwany przez żonę przyjechałem na miejsce zdarzenia, ale tego mężczyzny już tam nie było. Gdy wracaliśmy wszyscy razem do domu, roztrzęsieni i zdenerwowani, żona zauważyła, że w stojącym obok autobusie prawdopodobnie siedzi ten mężczyzna. Zatrzymałem więc auto i poszedłem do kierowcy autobusu. Poprosiłem, żeby zamknął drzwi i wezwał policję. Niestety, w tym czasie ten człowiek wyskoczył z autobusu i skierował się wprost na moją żonę i syna. Zagrodziłem mu drogę i kiedy próbował mnie uderzyć, odepchnąłem go. Upadł tak nieszczęśliwie, że uderzył głową o chodnik. Jak się później okazało, był bardzo pijany (miał prawie 3 promile alkoholu w organizmie). Łatwo więc stracił równowagę. Niestety, parę dni później zmarł w szpitalu.
- Nie wszyscy jednak uwierzyli w pana niewinność.
- Dwa odrębne postępowania biegłych medycyny sądowej, trwające przez wiele miesięcy, i ponad półtoraroczne postępowanie prokuratury potwierdziły, że nie było w tym tragicznym zdarzeniu mojej winy i że działałem w granicach obrony koniecznej. Potwierdził to potem prawomocnym orzeczeniem niezawisły sąd. Postępowanie w prokuraturze toczyło się w czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był już Zbigniew Ćwiąkalski, a nie Zbigniew Ziobro. W niektórych mediach do dzisiaj pojawiają się krzywdzące mnie artykuły czy programy, opisujące lub pokazujące to zdarzenie w całkowicie fałszywy sposób. Tak było m.in. w bardzo wówczas popularnym programie telewizji TVN "Teraz My". Napisałem w tej sprawie skargę do Rady Etyki Mediów i przyznano mi rację. Rada uznała, że panowie Sekielski i Morozowski, jako autorzy programu, złamali podstawowe zasady rzetelnego dziennikarstwa. Niestety, pismo REM do kierownictwa TVN nie przyniosło żadnego efektu. Nie doczekałem się więc ani sprostowania, ani przeprosin. Dziennikarze często nie zadają sobie nawet trudu, żeby zapoznać się z wynikami postępowania prokuratury, czy też z decyzją sądu. To bardzo przykre, bo z powodu ich niedbalstwa lub nawet nieprzychylności, cierpi cała moja rodzina. Czasami zastanawiam się, skąd taka bezwzględność wśród niektórych dziennikarzy? Przecież wystarczyłoby, żeby na chwilę przymknęli oczy i wyobrazili sobie, że ta cała dramatyczna sytuacja spotkała ich bliskich, że to ich dziecko jest szarpane i wyrywane matce. Czy wówczas też tak ochoczo krytykowaliby mnie za to, że broniłem swojego dziecka i żony?! Uważam, że postąpiłem tak, jak powinien zachować się każdy mąż i ojciec, każdy mężczyzna. Zdarzyło się wielkie nieszczęście i nie jest mi z tym lekko, ale proszę pamiętać, że to ten człowiek był agresorem, a ja tylko broniłem swoich najbliższych i także siebie.
- Drugi pana "zakręt życiowy", ale już bardziej polityczny, to próba wyrwania z PiS do PJN.
- To ciekawe, bo nigdy nie miałem takiego zamiaru. Osoby, które odeszły z PiS i założyły PJN, rozpowszechniały plotki, że Dawid Jackiewicz jest jednym z tych ludzi, którzy wkrótce zasilą szeregi nowego ugrupowania. Co gorsza, mówili o tym w momencie, gdy reprezentowałem PiS w wyborach samorządowych, kandydując na prezydenta Wrocławia. Zamiast więc zajmować się swoją kampanią, przez kilka tygodni musiałem w różnych sytuacjach ciągle wyjaśniać, że nie mam najmniejszego zamiaru opuszczać PiS. Wiem, że moja partia, jak każda zresztą formacja polityczna, wymaga pewnych zmian, zmierzających do jej uatrakcyjnienia dla wyborców i wewnętrznego unowocześnienia, ale uważam że wszystko to można uczynić, będąc lojalnym jej członkiem. Nie zgadzam się z tymi, którzy w imię własnych ambicji i aspiracji porzucili PiS - jedyną autentyczną opozycję wobec fatalnych rządów PO. Ich egoizm i zadufanie w sobie nie przyniosły żadnych pozytywnych efektów w polskiej polityce. Swoim zachowaniem i głosowaniami w Sejmie wspomagają tylko PO. Prawdziwe intencje członków PJN widać zwłaszcza wtedy, gdy jej liderzy zalotnie uśmiechają się do Platformy, z nadzieją na starty z ich list do Sejmu.
- Niedawno znowu się zrobiło głośno o pośle Jackiewiczu, bo odważył się skrytykować ikonę "Solidarności" Henrykę Krzywonos.
- Ta sprawa jest przykładem tego, jak dziś funkcjonują media. Znacznie szybciej przebiłem się do gazet, do radia i do telewizji z krytyczną wypowiedzią o Henryce Krzywonos, niż np. z problemem prywatyzacji majątku państwowego, który dzień wcześniej przez kilka godzin jako sprawozdawca referowałem w Sejmie, cytując przy tym wiele szczegółowych analiz i opracowań ekonomicznych. Mówiąc o Henryce Krzywonos, chciałem zwrócić uwagę na problem sztucznego kreowania bohaterów, przy jednoczesnym zaniedbywaniu pamięci o tych, którzy autentycznie wykazali się heroizmem i poświęceniem. Dla mnie autentyczną bohaterką tamtych sierpniowych dni roku 1980 jest Anna Walentynowicz. Pani Krzywonos, jak wielu uczestników tamtych wydarzeń, doświadczyła wiele złego w okresie stanu wojennego, czego nie kwestionuję, nie była jednak ani inicjatorem, ani przywódcą strajku tramwajarzy na Wybrzeżu. To kobieta, która powołuje się na korzenie solidarnościowe, ale równocześnie jest w przyjacielskich relacjach z Jolantą i Aleksandrem Kwaśniewskimi. Przez 19 lat wolnej Polski nikt o niej nie słyszał, a tu nagle po tym, jak na zjeździe "Solidarności" zaatakowała ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, konsultując swoje wystąpienie chwilę wcześniej z obecnym prezydentem Komorowskim, stała się bohaterką. Są w gdańskim oddziale IPN wiarygodne dokumenty, które potwierdzają, że w 1980 roku jako tramwajarka wcale nie wywołała strajku, a nawet jeździła tramwajem po mieście przez kilka dobrych godzin od chwili, gdy protest już trwał w najlepsze i rozszerzał się na całe Trójmiasto. Potem została wykluczona z Komitetu Strajkowego. Henryka Krzywonos to przykład fałszywej legendy, stworzonej obecnie dla doraźnych celów politycznych.
- Zostawmy może tę wielką ogólnopolską politykę i wróćmy teraz na nasz lokalny rynek. Co poseł Jackiewicz zrobił dobrego dla Oławy i powiatu oławskiego?
- Zanim odpowiem na to pytanie, zaznaczę, że od kilkunastu już lat Oława ma dla mnie szczególne znaczenie, bo tu właśnie urodził się mój pierwszy syn Natan. W waszym mieście wprowadzono wówczas metodę porodów w wodzie i moja małżonka z tego skorzystała. Narodziny synka to bardzo ważny moment w moim życiu, dlatego mam szczególny sentyment do Oławy. Przez cały okres mojej pracy parlamentarnej starałem się pomagać ludziom, zarówno w ich sprawach indywidualnych, jak i w szerszym, społecznym kontekście. Tych różnych, z pozoru drobnych, ale dla zainteresowanych, bardzo ważnych kwestii, było bardzo dużo, również tu w Oławie. O jednej, w miarę aktualnej, chciałbym jednak powiedzieć nieco więcej. Chodzi o sprawę budowy farm wiatrowych w okolicy Gaju Oławskiego. Zwrócili się z tym do mnie mieszkańcy, zaniepokojeni negatywnymi skutkami tej inwestycji i starałem się im pomóc. Nie chcę tu szerzej mówić o zasadności takich działań, jaką jest moda na wiatraki, które mają nam niby zapewnić zieloną energię, a więc są z pozoru proekologiczne, a w rzeczywistości bardzo negatywnie oddziałują na środowisko naturalne, bo to temat rzeka. Powiem tylko, że protestujący mieszkańcy Gaju Oławskiego mieli absolutną rację i moja interwencja poselska u Głównego Inspektora Ochrony Środowiska pozwoliła przynajmniej czasowo powstrzymać budowę farm wiatrowych pod Oławą. Te wiatraki miały stanąć w odległości 250 m od zabudowań mieszkalnych, podczas gdy minimalna norma w Polsce wynosi 500 m, a np. w Niemczech musi być to 1900 m, w USA natomiast nawet 2 mile, czyli prawie 4 km. Naczelną zasadą w świecie jest więc utrzymanie niezmienionego komfortu życia mieszkańców, którzy mają mieć w sąsiedztwie farmy wiatrowe. One mają ludziom pomagać, produkując ekologiczną energię, a nie szkodzić, o czym zdają się często zapominać nasi decydenci.
- Jednym z nich jest nowy oławski starosta z PiS Zdzisław Brezdeń, który bodajże w styczniu tego roku wydał pozwolenie na budowę farm wiatracznych w rejonie Gaju Oławskiego.
- Czym innym jest wydanie decyzji w momencie, gdy wszystkie ścieżki prawne są już mocno zaawansowane, a czym innym celowe wprowadzanie mieszkańców w błąd i pozbawianie ich prawa do obrony swoich interesów. Z tego, co wiem, starosta Brezdeń zastał tę sprawę już w stanie bardzo zaawansowanym i nie miał możliwości prawnej zmiany decyzji.
- Ja z kolei wiem, że pozwolenie na budowę jest już prawomocne, potwierdzone wyrokiem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Mieszkańcy wahają się jeszcze w sprawie dalszej skargi do NSA, bo ponoć inwestor zagroził im procesem cywilnym o odszkodowanie za poniesione straty.
- Jeśli faktycznie tak jest, jak pan mówi, będę namawiał mieszkańców Gaju i okolicznych miejscowości, by wykorzystali wszystkie kroki prawne, które gwarantuje im polskie prawo i polska Konstytucja. Będę ich w tych działaniach wspierał, bo wszelkie metody czy próby zastraszania pojedynczych mieszkańców, czy całych grup społecznych, są niedopuszczalne!
- A czy posłowie nie powinni przyjąć jakiejś spec-ustawy, która jednoznacznie określi warunki i zasady budowy farm wiatrowych? To zaoszczędziłoby ludziom mnóstwo nerwów, a inwestorom pozwoliłoby rozsądnie i perspektywicznie planować budowę farm...
- Z pewnością tak, ale przyjęcie jakiejś jednej dużej ustawy, która by "rozsądnie", jak pan powiedział, uregulowała tę kwestię, wydaje się trudne. To wymaga wciąż wielu badań i empirycznych doświadczeń, których w Polsce dotąd nie mamy za wiele. Wraz z moimi klubowymi koleżankami, posłankami Ewą Witek i Anną Zalewską, widzimy doraźne, ale według nas skuteczne działanie, mianowicie nowelizację prawa budowlanego, która polega na wprowadzeniu przepisu radykalnie zwiększającego odległość tworzonych farm wiatrowych od zabudowań mieszkalnych. To jest sytuacja na dziś, która by rozwiązała problem w wielu zapalnych miejscach na terenie całego kraju. Rozwiązaniem strategicznym jest całkowicie nowa i kompleksowa ustawa, ale na razie nie przymierzamy się do niej, bo wiemy, że do chwili obecnej nie ma woli po stronie koalicji rządzącej PO-PSL, aby cokolwiek w tej materii zmienić. Dopóki za kwestie tzw. "zielonej energii" odpowiadają ludzie związani z PSL, zwłaszcza z wiceministrem gospodarki Janem Burym, to ta inicjatywa nie ma szans na realizację i nie przebije się w parlamencie.
- Czy to wynika z pozyskiwania przez rolników niezłego czynszu za wiatraki?
- Z pewnością tak, zwłaszcza w Polsce wschodniej, gdzie rolnicy są bardzo biedni i każdy dodatkowy grosz jest dla nich cenny. Podpisują szybko umowy, na wiele lat, a gdy to zaczyna działać i przeszkadzać w życiu codziennym, przychodzi czas na refleksję, ale wtedy jest już za późno, bo umowy są tak skonstruowane, że każda próba ich zerwania oznacza dla rolnika finansowe bankructwo i spiralę długów na całe lata. Inwestorzy są bardzo agresywni, bo prawie 75% poniesionych nakładów zwraca im Unia Europejska. To jest więc łakomy kąsek. Do tego dochodzi kwestia jakości tych polskich farm, które często są budowane z wiatraków po liftingu, wycofywanych z użytkowania w Niemczech, w Holandii czy we Francji, m.in. z powodu zbyt negatywnego oddziaływania na środowisko. Nasi przedsiębiorcy je kupują, bo są znacznie tańsze niż obecnie produkowane, nowocześniejsze, a przede wszystkim spełniające znacznie więcej wymogów proekologicznych.
- Jakie jeszcze problemy sygnalizują panu mieszkańcy powiatu oławskiego, bądź działacze PiS czy lokalni samorządowcy?
- Najbardziej gorący temat to sprawa budowy obwodnic Oławy, Jelcza-Laskowic i kilku mniejszych miejscowości w gminie Oława. Od pana starosty Brezdenia wiem, że siłami lokalnych samorządów poczyniono już sporo działań, które zmierzają do wybudowania u was obwodnic. Jednocześnie znam plany ministra Cezarego Grabarczyka i wiem, że w ciągu kilku najbliższych lat nie planuje on przeznaczyć na ten cel żadnych środków. Co gorsze, minister chce wprowadzić opłaty za korzystanie z już istniejących lub dopiero co budowanych autostrad w rejonie Wrocławia. To z pewnością jeszcze bardziej zwiększy ruch tranzytowy przez Oławę i okoliczne miejscowości, bo kierowcy będą unikać przejazdu przez płatne odcinki dróg. Co więc możemy w tej sytuacji zrobić? Otóż wspólnie z innymi posłami z naszego regionu chcemy złożyć wniosek do ministra infrastruktury, aby odpłatność za przejazd autostradą A-4, na odcinku z Wrocławia do Katowic, wprowadzić dopiero od zjazdu na Oławę. Jeśli ten wniosek nie przejdzie, to jesteśmy gotowi poprzeć protest społeczny, o którym od pewnego czasu głośno mówi Aleksander Trembecki z oławskiego PiS, zaangażowany w tworzenie stowarzyszenia "Obwodnica dla Oławy". Myślę, że Platforma Obywatelska, która w okresie przedwyborczym jest bardzo czuła na nastroje i reakcje społeczne, nie przejdzie obok tego obojętnie i niejako przymusi swojego ministra, by nie podejmował decyzji, uderzających w lokalne społeczności. Jako grupa posłów PiS z okręgu wrocławskiego chcemy także wprowadzić poprawkę do ustawy budżetowej na rok 2012, polegającą na wprowadzeniu tam kwoty, przeznaczonej na wykup gruntów pod planowane obwodnice w rejonie Oławy. Chcemy, żeby to była przynajmniej pierwsza pula pieniędzy, na poziomie ok. 20 mln zł, bo na całą potrzebną na ten cel kwotę w przyszłorocznym budżecie nie ma szans. Chodzi o to, żeby był jakiś wstęp, jakiś przyczółek, który w niedalekiej przyszłości, w okresie mam nadzieję lepszej kondycji finansowej państwa, pozwoli te cele zrealizować. To bardzo ważna kwestia także z innego powodu. Doświadczenia związane z budową zachodniej obwodnicy Wrocławia pokazują, że wykup gruntu zajął 2/3 całego czasu, potrzebnego na zrealizowanie tej inwestycji.
- Kilka dni w oławskim PiS przeprowadzono prawybory, wyłaniając naszych lokalnych kandydatów do Sejmu. Wygrała Jolanta Krysowata, pokonując Piotra Regieca. Czy to już ostateczne rozstrzygnięcia?
- Decyzje, które zapadły w oławskich strukturach Prawa i Sprawiedliwości, będą przez nas honorowane. Cieszy mnie, że tutejsi działacze PiS w taki właśnie sposób podjęli decyzję o tym, kto będzie ich reprezentował w wyborach do Sejmu. To gwarantuje konsensus i współpracę. Myślę, że dzięki temu oławianie zyskają jesienią tego roku aktywnego posła.
Napisz komentarz
Komentarze