Oława Rozmowa
Impreza z okazji 777-lecia
- Skąd pomysł na tę imprezę? Dlaczego mamy obchodzić właśnie 777-lecie, a nie na przykład 800-lecie?
- Byłem jednym z głównych organizatorów 750-lecia i chyba już wtedy myślałem o jubileuszu 777-lecia, mniej więcej w połowie drogi do 800-lecia. Wiele miast obchodzi taką rocznicę, np. w ubiegłym roku Toruń, a w tym - Stralsund i Prenzlau w Niemczech, bo uznały, że to specyficzna, magiczna liczba, którą warto wykorzystać do promocji miasta. 2-3 lata temu zacząłem o tym wstępnie rozmawiać z burmistrzem Październikiem. Postanowiliśmy, że będzie to impreza inna niż wszystkie inne. Taka trochę z przymrużeniem oka. Założyliśmy, że aby dodatkowo podkreślić cyfrę 7, impreza powinna się rozpocząć się 7 lipca. Wtedy wymyśliłem, że to będzie znakomita okazja do poproszenia Pawła Mykietyna, znanego w Polsce i w świecie muzyka, wywodzącego się z Oławy, o skomponowanie okolicznościowego utworu. Nasza propozycja została przyjęta z zadowoleniem, tyle że z biegiem czasu okazało się, że inne prestiżowe zadania nie pozwolą mu do końca tego roku wywiązać się z obietnicy.
- Mówił pan w wywiadzie, emitowanym w Oławskiej Telewizji Kablowej, że będzie to impreza czterodniowa, ale w pierwszym dniu wstęp będzie tylko za zaproszeniami. Co jeszcze dziś możemy o niej powiedzieć ?
- Rozpocznie się 7 lipca o godzinie 19.07 (potocznie - o siódmej siedem), w Rynku, gdzie widownia będzie amfiteatralna. Zostanie tam specjalnie w tym celu zbudowana, na około 1.000 miejsc. Na więcej nie ma przestrzeni. Jeszcze nie wiemy, w którym dokładnie miejscu. Pierwszy dzień jest za zaproszeniami, będzie się można do nas po nie zgłosić. Burmistrz ma swoją listę. Są na niej ci, którzy zwykle są zapraszani na różne uroczystości.
- Każdy będzie mógł się zgłosić po zaproszenia?
- Każdy, kto zechce. Zaproszenie będzie dwuosobowe, bo uważam, że jak się kogoś zaprasza, to jest kulturalnie, gdy zapraszany może z kimś przyjść. Na 1.000 miejsc będzie 500 zaproszeń. Burmistrz zaprosi może 50 osób, będziemy mieli gości, przedstawiciela władz centralnych i wojewódzkich. Spodziewamy się dziennikarzy z różnych mediów. Kilkaset zaproszeń będziemy mogli rozdać mieszkańcom Oławy. Jeżeli ktoś się zgłosi, poda nazwisko i adres, to w czerwcu wyślemy mu zaproszenie. Na imprezy w pozostałych dniach będą karnety.
- Gdzie będzie można je kupić?
- Sprzedaż prowadzi Agencja Artystyczna "Jedynka", przez swoich akwizytorów, zbierających reklamy i zamówienia na karnety. Będzie je można kupić także indywidualnie. Parę osób już dzwoniło i pytało, czy dotyczy to też zakładów pracy. Oczywiście! Można do nas dzwonić i pisać, zbieramy dane i przekazujemy do "Jedynki". Karnet będzie na dwie osoby, z określonymi stałymi miejscami siedzącymi na widowni. Można go dać rodzinie, znajomym, sąsiadom, wyjść z imprezy i wrócić, ale trzeba go mieć przy sobie. Będzie kosztował 77,77 zł. Cena jest oczywiście żartem, ale od początku zakładaliśmy, że nie może przekroczyć 80 zł, czyli 40 zł od osoby i średnio 2 zł za imprezę, gdyż będzie ich blisko 20. Dla porównania podam, że jednoosobowy bilet na rock-operę "Krzyżacy" w Jelczu-Laskowicach, w dniu 3 maja, a więc w święto państwowe (sic!), wynosi 80 zł, czyli 40 razy drożej. U nas wiodącym będzie cykl recitali tuzów kabaretowych - "Siedmiu Wspaniałych". Wystąpią najprawdopodobniej Stanisław Tym, Tadeusz Drozda, Andrzej Grabowski, Krzysztof Piasecki, Alosza Awdiejew i Grzegorz Halama. W charakterze gospodarzy wystąpi wrocławska "Elita". Stanisław Szelc z tego kabaretu jest współscenarzystą imprezy. Będą codzienne seanse filmowe z siódemką w tytule. Dla dzieci mamy przedstawienia Teatru Lalek z Wrocławia (przyjedzie "Bajkobus"). Nie będzie to program, który schlebia gustom młodzieżowej widowni. Ma się podobać głównie starszej publiczności, która często skarży się, że w oławskich imprezach masowych preferuje się widza młodzieżowego. Na dodatek wielu osobom nie odpowiada fakt, że koncerty można oglądać tylko na stojąco i wobec tego przestali na nie przychodzić.
- Mówił pan w kablówce, że kto nie zapłaci za karnet, będzie oglądał imprezę "zza ogrodzenia". Nie obawia się pan, że na widowni będzie siedziało niewiele osób, a reszta będzie wisiała na ogrodzeniu?
- Ale dlaczego wisiała? Poza tym trudno "wisieć" na czymś, co ma 2 metry wysokości i będzie służyć przede wszystkim do zawieszenia reklam. Na każdej imprezie, gdzie wchodzi się "na śledzia", jedni stoją bliżej, inni dalej i nie narzekają. U nas będzie podobnie. Poza tym, będzie można oglądać występy na telebimie i pić piwo. Każdy ma wybór, ale chcemy zapewnić możliwość kulturalnego obejrzenia spektakli i kabaretów z miejsc siedzących. Każdy może to sobie zagwarantować. Poza tym większość wykonawców, będących w naszym kręgu zainteresowania, nie zgadza się na występowanie w warunkach, gdzie nie ma zorganizowanej widowni, pijani widzowie próbują prowadzić dialog z artystami, a przed sceną biegają dzieci. Rejestrująca to telewizja również ma swoje surowe wymagania, jeśli chodzi o zabezpieczenie sprzętu i techniczne możliwości realizacji.
- A jakieś inne atrakcje?
- Nowością będzie sprzedaż upominków i gadżetów, związanych z jubileuszem. Zapoczątkowaliśmy to przed trzema laty okolicznościowymi monetami. W tym roku taki gadżet, zwany "siódmiakiem oławskim" będzie nie tylko sprzedawany na specjalnym stoisku, ale będzie też integralną częścią karnetu, zamiast hologramu. Oprócz tego, będzie do nabycia kilka innych artykułów - koszulek, płóciennych toreb, ceramiki, różnych publikacji itp. Zgłosiła się wrocławska firma, która podejmie się sprzedaży tych pamiątek. Chętnie zaangażujemy do tego również jakąś oławską firmę. Mamy jeszcze jeden niecodzienny punkt programu - "Siedem Grzechów Głównych". To plebiscyt, polegający na wyłonieniu najpopularniejszych polskich Grzegorzów, mający na celu przede wszystkim spopularyzowanie naszego jubileuszu, zanim się rozpocznie. Chcemy namówić do tego znane portale internetowe i różne redakcje gazet - w tym przypadku na konkurs esemesowy.
- A dlaczego akurat taki pomysł? Widziałam, że internetowo można głosować...
- Bo wspólnie ze Staszkiem Szelcem nie wpadliśmy na lepszy. Rzeczywiście jakiemuś "dowcipnisiowi" wydaje się, że go jeszcze udoskonalił i głosuje na osoby, które są najmniej popularne. Patrzymy na to z politowaniem, bo znamy tych, którzy chcą ośmieszać wszystko, co wymyślimy i psuć innym zabawę. Sami nie potrafią niczego sensownego wymyślić, bo ich kreatywność jest na poziomie zerowym. Właśnie tacy "psuje" dowodzą, że nie można serio traktować głosów internautów. Konkurs zainstalowaliśmy na nowo, tym razem na własnym serwerze i liczymy, że "psuj" spasuje.
- A co się stanie, jeżeli wygra na przykład Grzegorz Kołodko?
- Wyłaniamy siódemkę. Te osoby będą musiały przyjechać do nas na imprezę po odbiór okolicznościowych upominków. Mamy nadzieję, że będziemy gościć w Oławie tych najbardziej znanych Grzegorzów.
- A jeżeli nie przyjadą?
- Wszystko zależy od poczucia humoru potencjalnych laureatów i od Grzesznej Kapituły, czyli władz Oławy i kabaretu "Elita". Jeżeli potencjalny laureat nas zlekceważy, nie będzie brany pod uwagę.
- Jeśli będą głosy internetowe na jednego człowieka, to co?
- Wtedy też wiemy, jak to oceniać.
- Czyli i tak zdecyduje kapituła...
- Oczywiście. Tak się organizuje wiele plebiscytów. Ludzie głosują np. na 20 prawdopodobnych nazwisk. Potem i tak jest powoływany zespół, który bierze pod uwagę głosy internautów czy "esemowiczów", też ma swoje zdanie. Ale powtarzam: traktujemy to jako zabawę.
- Wspomniał pan o agencji "Jedynka". Czym się zajmie?
- Sprawami techniki, uzgodnieniami z TV i innymi mediami, dystrybucją karnetów, poszukiwaniem reklamodawców i sponsorów, angażowaniem części wykonawców, organizowaniem gastronomii i jarmarku. Wszystko w pełnym uzgodnieniu z Wydziałem Promocji UM, który pełni rolę swego rodzaju producenta.
- Czy to prawda, że koszt imprezy to ok. 250 tys. zł?
- To minimum. Burmistrz nam powiedział, że miasto może dać 120 tys. zł. Żeby impreza była atrakcyjna, musimy zdobyć środki z zewnątrz, m.in. ze sprzedaży karnetów (ok. 40 tys. zł), z reklam i od sponsorów (liczymy, że będzie to od 80 do 100 tys. zł). Najtańsze reklamy kosztować będą już od 1.000 zł. Prawie każdą oławską firmę będzie na to stać.
- Jeżeli nie uda się zdobyć tych środków?
- Zamkniemy się w 250 tys. zł. W planie mieliśmy jeszcze inne pomysły. Ze względów finansowych zrezygnowaliśmy np. ze zjazdu oławian z całego świata i z europejskiego tournée Teatru Formy Józefa Markockiego, z widowiskiem o Oławie, w miastach kogucich Słowacji, Austrii, Szwajcarii i we Włoszech, z Priolo Gargallo na Sycylii. Pod znakiem zapytania stoją też planowana na jesień kolejna konferencja naukowa o historii Oławy oraz przedsięwzięcia, które mogłyby pozostać atrakcyjną pamiątką po jubileuszu.
- Dużo pan mówił o tej promocji, o tym, że przewidujecie przeznaczenie co najmniej 50 tys. zł dla wrocławskiej telewizji, aby ją nagłaśniała.
- Na pewno nie chodzi tylko o nagłaśnianie. Jeżeli ktoś ma tu przyjechać na chwilę i nakręcić migawkę dla wrocławskich "Faktów", to nie jest żadna promocja. Nie jesteśmy też zainteresowani wyemitowaniem np. pięciominutowej zapowiedzi programu w "Kawie czy herbacie", bo to kosztuje 35 tys. zł. Satysfakcjonować nas będą znacznie dłuższe relacje na antenie ogólnopolskiej, w "Dwójce" czy w TV Polonia, z wyraźnym pokazaniem, że to się działo w Oławie. Tak jak robi się to z dorocznych imprez w Krynicy, Lidzbarku, Mrągowie itp.
- Z Dnia Koguta były relacje i nikt za to nie płacił. Wysyłaliśmy maile, zapraszaliśmy dziennikarzy...
- Proszę nie porównywać tych migawek w lokalnej TV z tym, o co nam chodzi.
- Gazety szeroko o tym pisały.
- Jakoś nie pamiętam, żeby ktoś odnotował tę imprezę poza krótką notką we wrocławskiej prasie, chyba, że w zaprzyjaźnionych z wami tytułach lokalnych.
- Jeżeli całe strony, w tym także pierwsze, "Gazety Wrocławskiej", dolnośląskich wydań "Gazety Wyborczej", czy "Super Expressu" uważa pan za krótkie notki, to w porządku. Wróćmy jednak do telewizji. Staram się zrozumieć pana tok myślenia, ale dlaczego mamy płacić za coś, co jest obowiązkiem telewizji publicznej?
- To, że jest publiczna, nie oznacza, że ma zarejestrować jakieś wydarzenie na każde zawołanie lokalnych władz i emitować to potem na antenie. Jako widzowie nie strawilibyśmy tych wszystkich festynów, odpustów i przecinania wstęg.
- A nie powinno tak być, przy założeniu, że impreza jest ciekawa i oryginalna? W końcu utrzymujemy telewizję z naszych podatków.
- Nie. Po pierwsze: to już od dawna nie jest telewizja żyjąca z podatków, czyli naszego abonamentu. Lwią część dochodów stanowią reklamy i dofinansowania konkretnych programów przez zainteresowane podmioty. Kolej też jest publiczna, ale za bilety trzeba płacić.
- Telewizja ma dyktować warunki imprezy?
- Mamy jeszcze do wyboru telewizje komercyjne, które wcale nie są tańsze, co już 3 lata temu przerabialiśmy z TVN.
- Telewizja zyska na tej imprezie, bo zarobi. A czy zyska Oława?
- Telewizja żadnych kokosów na nas nie zbija. Jeśli za kilkuminutowy reportaż (z przyjazdem kamerzysty i dziennikarza) trzeba zapłacić ok. 7 tys. zł za godzinę, to nie sądzę, że kwota 50 tys. jest wygórowana, skoro impreza będzie rejestrowana przez 4 dni i przez około dwudziestoosobową ekipę. Poza tym materiał ma szansę ukazać się na antenie kilka razy: w "Dwójce", TV Polonia i TV regionalnej. Będą to najprawdopodobniej 3 półgodzinne odcinki programów kabaretowych, pod wspólną nazwą "7 Wspaniałych", z widocznymi odniesieniami do Oławy. Co na tym zyska nasze miasto? Ocenią to mieszkańcy i widzowie telewizyjni. Jaka będzie ocena pani redakcji, już dziś możemy się domyślać...
- Z moich szybkich obliczeń wynika, że pieniądze ze sprzedaży karnetów w przybliżeniu zostaną przeznaczone na transmisję w telewizji.
- Między innymi. Te pieniądze trafiają do agencji "Jedynka", która dysponować będzie częścią budżetu imprezy i za nie będzie odpowiadać. Tak jest taniej, bo tego rodzaju firmy mają swoje urządzenia estradowe, ekipę fachowców, bliskie kontakty z mediami itp. Tak się dzieje w innych miastach - dużych imprez nie organizują domy kultury, lecz wyspecjalizowane firmy.
- Mówił pan w rozmowie z Krzysztofem Filarowskim, że Wydział Promocji nie jest od organizacji imprez. Wspomniał pan o instytucjach kultury. Dlaczego zatem nie poddał pan tego pomysłu oławskiemu Ośrodkowi Kultury?
- Rzeczywiście, szczupłość kadrowa nie pozwala nam działać samodzielnie. Dlatego często nasze pomysły podrzucamy innym wyspecjalizowanym podmiotom, zostawiając dla siebie rolę koordynatora lub producenta. Tak się działo np. w ubiegłym roku z udziałem Teatru Formy i "Athiny" na zwycięskim dla nas Festiwalu Kultur w Berlinie. Z okazji jubileuszu teatr Józefa Markockiego też podjął naszą propozycję, a Szkoła Muzyczna organizuje koncert inauguracyjny, do którego już trwają próby. Zwróciliśmy się też o pomoc do Młodzieżowej Rady Miasta. Z dyrektorem Ośrodka Kultury już 3 lata temu rozmawiałem o wspólnym organizowaniu 777-lecia, ale od tamtej pory nie spotkałem się z żadnym odzewem.
- To jest impreza miasta, jego święto. Co będzie na niej lokalnego, oławskiego?
- Oficjalnym świętem miasta są Dni Koguta. Będą akcenty oławskie, ale nie chcemy ludzi zanudzić. Pierwsza sprawa - udział oławskich artystów-zawodowców w koncercie z Wrocławską Orkiestrą Młodzieżową. Odbędzie się premiera widowiska Teatru Formy Józefa Markockiego o tematyce oławskiej - historia Klementyny Sobieskiej. Będą nagrody dla osób, które zasłużyły się w badaniach i popularyzowaniu historii Oławy - historyków polskich i niemieckich. Burmistrz chce uhonorować jeszcze inne osoby. Nie będzie to żadna "taśmówka", nie chcemy się powtarzać i honorować tych, którym tytuł nadaje Rada Miejska. Będzie kilka nagród, wtedy mają one większą wartość. Autorem medalu będzie prof. Jacek Dworski, który projektował podobny medal na 750-lecie Oławy.
- Może warto wspomnieć pionierów, którzy budowali nasze miasto po wojnie?
- Większość takich osób już nie żyje. Honorowaliśmy ich przy innych okazjach, np. w 2005 roku. Dawać nagrody młodszym tylko dlatego, że pamiętają tamte czasy jako nastoletni uczniowie?
- Logotyp imprezy już jest gotowy?
- Tak, wpłynęły 33 prace, w tym 5 oławskich, ale bardzo amatorskich. W konkursie wzięli udział również plastycy profesjonalni z całej Polski. O imprezie jest już głośno. Szczegółowy program będzie przedstawiony do końca kwietnia.
- Niektórzy mówią, że to ma być pana pożegnalna impreza, przed odejściem na emeryturę...
- A dlaczego nie? Tak się złożyło. Mogłem odejść na pełnopłatną emeryturę już 3 lata temu, ale zostałem, aby m.in. zrealizować ten projekt. Także na złość kilku osobom.
- Kto napisał muzykę do oławskiego hejnału?
- Znalazłem to w starych zbiorach. Archaiczna muzyka śląska, sięgająca źródeł celtyckich. Opracowałem ją harmonicznie. Uprzedzając wszelkie śledztwa gazetowe - nieodpłatnie. To kilka taktów i głos koguta, przypominający, że zaszło słońce.
Napisz komentarz
Komentarze