Jelcz-Laskowice
Powrót do polityki
- Był pan burmistrzem ponad 12 lat. Jak pan się odnalazł teraz, jako właściciel firmy, zajmującej się handlem?
- Na pewno jest to nowe wyzwanie, bo nie miałem podobnych doświadczeń. Z zamiłowania jednak jestem majsterkowiczem, brałem udział w budowie własnego domu i urządzania ogrodu. Sprzęty i urządzenia nie mają dla mnie tajemnic. Dzielimy z żoną obowiązki służbowe w firmie. Ona zajmuje się artykułami do dekoracji, ja - budowlanymi i narzędziami. Moje nowe zajęcie wymaga mnóstwa czasu, ciągle uczę się specyfiki handlu.
- W ostatniej naszej rozmowie, gdy ustępował pan z urzędu, na pytanie o ewentualny powrót do polityki, nie zaprzeczył pan, że kiedyś wróci. Co pana do tego skłoniło?
- Wróciłem do polityki, ale w innym wymiarze. Wiele osób namawiało mnie, abym startował w wyborach na burmistrza Jelcza-Laskowic, ale wykluczyłem taką możliwość. Sporo z nich uznało, że powinienem startować na radnego.Wahałem się, ważyłem plusy i minusy. W przypadku startu na burmistrza, przeważyła szala minusów. Postanowiłem zostać radnym, wierząc, że moje doświadczenie samorządowe na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc gminie. Uznałem, że pewne rzeczy idą nie w tym kierunku, jak powinny i w tej kadencji zamierzam o tym głośno mówić. Nie mówię o negacji wszystkich decyzji burmistrza. Będę popierał to, co dobre, a wytykał złe. Takie jest moje założenie.
- Jest pan bardzo aktywnym, żeby nie powiedzieć - "upierdliwym" - radnym. Często zabiera pan głos na sesjach Rady Miejskiej, ma wiele uwag. Z czego to wynika?
- Potrafię czytać dokumenty. Mam doświadczenie, pewne nawyki zostały. Moja dociekliwość nie wynika z tego, że się czepiam, tylko z tego, że jak widzę, że coś jest nie tak - pytam o to. Nie robię tego w tonacji obraźliwej w stosunku do kierownictwa urzędu.
- Przed zostaniem radnym, pewnie obserwował pan, to, co się dzieje w gminie Jelcz-Laskowice i patrzył na poczynania władzy - zarówno okiem mieszkańca, jak i byłego burmistrza. Jakie pan widzi plusy i minusy?
- Nie podoba mi się to, że w minionej kadencji burmistrza Putyry nie wykonano żadnego projektu kanalizacji sanitarnej dla kolejnych miejscowości. Dowiedziałem się o tym już jako radny. W 2011 gmina kończy budowę kanalizacji w Chwałowicach i Dębinie, jeszcze na "moich" projektach. Pan burmistrz w wieloletnim planie inwestycyjnym planuje na rok 2012 projekt kanalizacji w Kopalinie - żadnych robót, tylko projekt. W 2013 - projekt kanalizacji w Minkowicach i znów żadnych robót. Dopiero na 2014, który jest rokiem wyborczym, zaplanowano rozpoczęcie budowy kanalizacji w Kopalinie.
- Ile czasu potrzeba od projektu do rozpoczęcia inwestycji?
- Zasada jest taka, że jeżeli w danym roku realizujemy jedną miejscowość, to równocześnie powinien być sporządzany projekt na kolejną miejscowość. Tak to wyglądało od 1994, z krótką przerwą na budowę oczyszczalni, kiedy Zakłady Samochodowe "Jelcz" przestały płacić podatki, które stanowiły 40% dochodów własnych gminy. Cała inwestycja kanalizowania gminy była jednak prowadzona i traktowana jako priorytetowa. Trzeba pamiętać, że do 2015 roku wszystkie gminy w naszym kraju muszą skanalizować swoje obszary. To prawdziwe wyzwanie dla samorządów. Jakie będą konsekwencje za niezrealizowanie tego? Trudno powiedzieć, ale Unia Europejska tak nakazuje. Stąd zdziwiłem się, że przez 4 lata kadencji pana burmistrza Putyry, nie został wykonany żaden projekt budowlany na kanalizację, która wcześniej zawsze była inwestycją priorytetową. Bardzo mnie to zdziwiło.
- Coś jeszcze?
- Przy zatwierdzaniu budżetu gminy na rok 2010, był wniosek burmistrza, aby wyasygnować 1,94 mln zł na rozpoczęcie budowy hali sportowej i centrum kultury przy ul. Oławskiej. Burmistrz przekonywał radnych, żeby się na to zgodzili, bo już trzeba pieniędzy, bo marszałek dołoży z RPO, bo Totalizator Sportowy doda resztę. Po wielu perturbacjach Rada Miejska uznała w lutym, że to ważna inwestycja i umieszczono wspomnianą kwotę po stronie wydatków budżetowych. Przeraziłem się, gdy zobaczyłem plan finansowy. W 2011 jest 150 tys. zł na projekt budowlany hali, w 2012 - zero, w 2103 - zero. W 2014 - rok wyborczy - 3 mln zł. Wszystko jest rozciągnięte w czasie. Nie wierzę, że obiecane środki zewnętrzne, które ponoć mamy, czekały tak długo. Inna sprawa, to wydawanie publicznych pieniędzy. Ja stosowałem politykę ograniczonej etatyzacji w urzędzie. Gdy odchodziłem, było około 45 etatów, teraz jest zdecydowanie więcej - ponad 60. Czy to poprawiło efektywność pracy urzędu? Mam wątpliwości. Jego sprawność nie uległa poprawie, a koszty utrzymania rosną. W budżecie na rok 2007, pierwszy rok pracy burmistrza Putyry, koszty utrzymania urzędu wynosiły 2,7 mln, teraz jest to 4,3 mln zł. Wynika to ze zwiększenia liczby etatów w różnych działach i tworzenia nowych stanowisk.
- Utworzono również etaty w Miejsko-Gminnym Centrum Kultury, którego nie było za pana kadencji. Kultura nie była eksponowana, prawie nic się nie działo, zlikwidowano ośrodek kultury...
- Nie było na chleb, to nie robiliśmy igrzysk. Ośrodek kultury został zlikwidowany, co również wiązało się z finansowym tąpnięciem ZS "Jelcz", największego podatnika. Poza tym, w ośrodku był przerost administracji i tylko 20% pieniędzy przeznaczano na działalność ściśle kulturalną. Decyzja o likwidacji była więc słuszna. To, że powstało Miejsko-Gminne Centrum Kultury, oceniam pozytywnie. Dobrze, że są na to pieniądze, że gminę na to stać. Dlaczego nie? Tym bardziej, że prężnie działa dyrektor, ma pomysły i o naszej gminie jest głośno nie tylko w powiecie i na Dolnym Śląsku.
- W kampanii wyborczej burmistrza Putyry, 4 lata temu, Urząd Miasta i Gminy, którym pan kierował, nazywano "Pałacem" - że nie jest otwarty na petenta, że ciężko coś załatwić, ze burmistrz jest daleko od ludzi. Mówiono, że urząd ma być i będzie im przyjazny. Pamięta pan to?
- Tak i nie ukrywam, że bardzo mnie to dotknęło, tym bardziej, że dbałem o dobre relacje z mieszkańcami. Przychodziło sporo osób z różnymi problemami i szczerze mówiąc, wielu pomogłem. Rozpoczęliśmy na przykład zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych młodych mieszkańców, poprzez rozpoczęcie budowy mieszkań TBS. Ocena, że dopiero teraz, czyli od czasu burmistrza Putyry, urząd będzie przyjazny - zabolała mnie. Tak, jakby za moich czasów nie był...
- A pan coś załatwiał w tym "lepszym" urzędzie Putyry jako interesant?
- Miałem problem związany z budową "Bricomarche". W relacji ze mną były zastępca burmistrza był nierzetelny, nawet nie odbierał telefonów, unikał mnie. Mam nadzieję, że nie traktuje się w ten sposób innych mieszkańców...
- Miał pan podczas swoich trzech kadencji wiele "wpadek": nieprawidłowości w klubie kolarskim, niekorzystny raport NIK i zarzuty prokuratora, problemy z "syropem" i wyrok skazujący za jazdę po pijanemu, a mimo to, pana wieloletnie rządy są oceniane raczej dobrze. Jak pan myśli, z czego to wynika?
- Coś w tym jest. W ubiegłorocznych wyborach uzyskałem najwyższy wynik wśród radnych z całej gminy bez żadnego plakatu.Nie drukowałem również ulotek indywidualnych. Niektórzy mówią - ty byłeś, coś się działo, a teraz nic się nie zdarzyło...
- Mówi pan o zapowiadanej "wielkiej odnowie"?
- Przez 4 lata w gminie Jelcz-Laskowice nie pojawił się żaden nowy inwestor. Rozszerzono podstrefę o Autoliv i włoską Elicę, co gminie niewiele dało, a wręcz odwrotnie. To, że firmy są w podstrefie, daje im zwolnienia podatkowe. Gdyby nie było podstrefy, to przedsiębiorstwa, które chcą się rozwijać i tak by się rozbudowały. Trzeba pamiętać, że każda firma, kupując grunt, patrzy na perspektywę 20 - 30 lat, na przykład Toyota. Rozumiem, że trzeba rozwijać podstrefę dla nowych podmiotów, aby je przyciągnąć. Tak robiliśmy. To była zupełnie inna sytuacja gospodarcza - upadający "Jelcz", trzydziestoprocentowe bezrobocie, brak perspektyw. Wtedy takie działanie miało sens. Dziś sytuacja jest diametralnie różna.
- Wracając do pracy Urzędu Miasta i Gminy, wydaje się panu, że on długo pociągnie bez zastępcy burmistrza ds. inwestycji i infrastruktury?
- Gdy gmina przechodziła kryzys finansowy na początku 2000 roku, pojawiły się głosy, aby zrezygnować z funkcji jednego wiceburmistrza, ale na pewno zostawić tego, który zajmuje się infrastrukturą. To bardzo ważny dział. Potrzebne jest wykształcenie kierunkowe i doświadczenie zawodowe. Najlepiej, gdy jest to inżynier, który zna się na inwestycjach. Takie powinny być kryteria doboru zastępców, a nie klucz polityczny.
- Każda koalicja rządzi się swoimi prawami.
- Tak, ale zakładam, że w koalicji też są ludzie z doświadczeniem i wykształceniem. To musi być zawodowiec, wtedy burmistrzowi jest lżej. To świadczy także o jego profesjonalizmie. Burmistrz nie musi na wszystkim się znać, jeżeli ma kompetentnych zastępców.
- Fajnie jest być radnym? Radny właściwie prawie za nic nie odpowiada, a dietę bierze. To burmistrz wszystko podpisuje...
- Nie można tak powiedzieć. Zależy jak się to tego podchodzi. Można coś robić dobrze lub źle. Można być aktywnym albo biernym radnym, ale ciągle radnym. Idąc do rady, zakładałem, że moje doświadczenie może się przydać.
- Niektórzy mówią, że pan ze swoją grupą radnych z Platformy Obywatelskiej i dawnych współpracowników pracuje, żeby za 4 lata wystawić Szczęśniaka na burmistrza?
- Ktoś poukładał sobie te klocki, tak, jak chciał.
- To logiczne, patrząc na to, co się dzieje w Radzie Miejskiej w Jelczu-Laskowicach...
- Za 4 lata będę o 4 lata starszy. Najlepszy wiek na burmistrza mam już za sobą, zaczynałem mając 35 lat. Wiele się przez ten czas nauczyłem, spokorniałem. Dziś mogę służyć doświadczeniem jako radny.
Napisz komentarz
Komentarze