- Z czego bierze się wasz chęć organizowania kolejnej edycji zlotu?
- Zlot Samochodów Zabytkowych bierze się z pasji do motoryzacji, a cały nasz region jest zbudowany w jakiejś mierze na bazie motoryzacji, bo i Jelcz, i Oława powstały przecież i rozwinęły się po to, aby budować samochody. Teraz są u nas firmy, które robią komponenty do samochodów i bardzo nas to cieszy, ale mamy nadzieję, że w końcu kiedyś jako Polska znów będziemy robić nasz własny samochód. Dzięki organizacji zlotu poznajemy wielu ciekawych ludzi, dużo też jeździmy po innych zlotach, przyglądamy się organizacji. Nas też już tam rozpoznają. I widzę, że wszędzie tego typu imprezy powstają z pasji.
- Czy oławski zlot ma przyszłość? Czy są jakieś nowe pomysły?
- Co roku coś się zmienia, wszystko ewoluuje i mamy nadzieję, że tę ewolucję razem damy radę okiełznać. Razem, czyli z Urzędem Miejskim, z lokalnymi władzami samorządowymi, z którymi bardzo fajnie nam się współpracuje. Miejmy nadzieję, że ta współpraca będzie się rozwijała i zlot nadal będzie świętem całego miasta i regionu. Co roku chcemy delikatnie modyfikować formułę zlotu.
- A czego mamy się spodziewać w tym roku?
- Zlot odbywa się w ramach Dni Koguta, współorganizowany jest przez nas, czyli firmę Wena, oraz Centrum Sztuki i Urząd Miejski w Oławie. Na bazie powodzenia zlotu chcieliśmy zrobić coś, co nie byłoby tylko biernym oglądaniem, stąd pomysł Rajdu Koguta. Taki szybkościowy nie miałby sensu, więc wymyśliliśmy formułę, że będzie to rajd rodzinny, krajoznawczy, charytatywny, aby wszyscy mogli wziąć w nim udział, aby ten nasz Dolny Śląsk i okoliczne województwa odkryły przed nami nieodkryte dotąd tajemnice, bo - jak to mówią - cudze chwalicie, a swego nie znacie. Taka wciąż bywa prawda. Wielu widziało wieżę Eiffla, ale mało kto wie, że niedaleko, bo w Trzebnicy, jest przepiękna bazylika, a środek Europy jest koło Boszkowa. Wciąż za mało się te nasze lokalne atrakcje promuje, a to jest nasz wspólny błąd. Tym Rajdem Koguta chcemy go rodzinnie i charytatywnie naprawiać. Jeżeli chodzi o tegoroczne zmiany, to w tym roku nie będzie loterii - pieniądze na cel charytatywny będą zbierane poprzez fundacje prowadzące zbiórki na terenie zlotu, poprzez naszą skarbonkę przy wjeździe, podczas Rajdu Koguta. I tu mamy niespodziankę. Po zakończeniu rajdu, czyli 23 czerwca, z Nysy do Oławy pojedzie rajd rowerowy Składak Challange, czyli z udziałem tzw. składaków. Pamiętacie np. kultowy rower wigry, którym inżynier Karwowski mknął ulicami Warszawy w czołówce "Czterdziestolatka"?. Ta impreza to będzie taka odnoga znanego rajdu "Złombol". 64 kilometry na składaku? To może być wezwanie! Udział w Składak Challange zapowiedzieli znani dziennikarze - gwiazdy jednej ze stacji telewizyjnych. Mają pojechać na składaku dwuosobowym, ale na razie nie podajemy nazwisk, to ma być niespodzianka.
- Prokop, Chajzer?
- Powtarzam, to ma być niespodzianka. Podobnie jak wiele ciekawych eksponatów, które na pewno pokażemy na zlocie, np. auto, a właściwie autko, bo malutkie, kardynała Ratzingera, obecnie emerytowanego papieża. Kolejny raz będzie na zlocie skoda karosa z czeskiego Nachodu, która było pierwowzorem naszego polskiego "ogórka", przez lata produkowanego w Jelczańskich Zakładach Samochodowych. Zobaczymy fiacika, który jest znany z tego, że przez osiem lat mieszkał ze swoim poprzednim właścicielem w domu, a na liczniku miał zaledwie 130 km. Zmienił właściciela po licytacji podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Aby go wydostać z mieszkania, trzeba było wyburzyć całą ścianę i korzystać z podnośnika, co pokazywały wtedy wszystkie telewizje, zresztą film "Nie mówcie nikomu, że trzymam malucha w domu" nadal można obejrzeć na kanale YouTube. Będzie też na zlocie autentyczny maluszek Boba Marleya z jego autografem na masce. Podobno w środku czuć nie tylko benzynę...
- Piękna historia.
- Piękna, bo właśnie o te piękne historie nam chodzi. A niemal każde stare auto to jakaś ciekawa historia. Może opowiem jeszcze jedną, bardziej oławską. Otóż dawno temu pewien wrocławski ksiądz miał poloneza, ale postarał się o talon na następnego. Takie były wtedy czasy, że trzeba było mieć talon na auto. I ksiądz taki talon zdobył. Miał więc te dwa polonezy, ale nowym nie chciał jeździć, dopóki stary był na chodzie. Niestety, zanim ten stary polonez się wykończył, ksiądz umarł. Auto w spadku otrzymał brat, który był mechanikiem, ale bez prawa jazdy. Auto więc cały czas stało w stodole na terenie powiatu oławskiego, przykryte kocami, żeby sąsiedzi nie wiedzieli. Pierwszy raz wyciągnięte było z ukrycia podczas zagrożenia powodziowego w 1997 roku. Wyjechało wtedy na górkę do Siedlec i wróciło. I tyle ma kilometrów na liczniku. Czyli, jak to się mówi, prawdziwa nówka sztuka nieśmigana. I to jest jedna z tych historii, dla których organizujemy ten zlot. Żeby opowiadać takie piękne historie, żeby pokazywać takie ciekawe auta. Więcej o zlocie przeczytasz w gazecie zlotowej!
Napisz komentarz
Komentarze