Oława
- Już dość długo pracuje pani w samorządzie...
- Pamiętam, jak w 1981 roku zaczęłam pracę w oławskim Urzędzie Miejskim. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, z czym wiąże się taka praca. Zawsze mi się wydawało, że mam łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi i myślałam, że będzie fajnie. Miałam rozmowę z naczelnikiem Michałem Wąsiewiczem i Franciszkiem Październikiem - wtedy kierownikiem wydziału organizacyjnego. Spytali, dlaczego chcę pracować w urzędzie, zajmując się tak trudną działką, jaką są sprawy mieszkaniowe.
- Dużo niezadowolonych?
- Właśnie. Odpowiedziałam bardzo szczerze i z pełnym przekonaniem, że chcę pomagać ludziom. To było trudne doświadczenie. Spotykałam się głównie z ludźmi w ciężkiej sytuacji. W ich sprawy trzeba się zaangażować, często bez możliwości pomocy. Trzeba było wybierać pomiędzy przypadkami - jeden cięższy od drugiego. Bardzo trudna działka na początek. Myślę, że jakoś się w tym odnalazłam, skoro awansowałam na zastępcę kierownika wydziału, a potem na szefa. Jednak przytłaczał mnie ten ogrom ludzkich nieszczęść.
- Chce pani obalić mit urzędnika, który siedzi za biurkiem, popija kawkę, a petent musi przed nim prawie padać na kolana?
- Wszystko zależy od człowieka. W dzisiejszych czasach większość ludzi już inaczej ocenia urzędników. Widzą, że podejście do interesanta się zmieniło. "Petent"? Już się tak nie mówi. Interesant nie boi się urzędnika, patrzącego na niego z góry. Uważam, że drugiego człowieka należy traktować z szacunkiem, bez względu na jego stanowisko i ilość pieniędzy w portfelu, nawet jeśli nie można pomóc. Zdarzają się cwaniacy, którzy chcą wykorzystać urząd. Wiadomo, że nasza praca to nie ciągłe "rozrywanie koszuli", ale należy zachować wrażliwość i przyzwoitość. Do tej pory niektórzy dziękują mi na ulicy za coś, o czym już dawno nie pamiętam. I to jest niesamowite.
- Ten "czynnik ludzki" i wrażliwość, o której pani mówi, przełożyły się na wynik wyborczy. Ludzie chyba o tym pamiętają, bo w wyborach do Rady Powiatu w Oławie, otrzymała pani najwięcej głosów wśród kandydatów z listy BBS, wyprzedzając dyrektorów szkół i urzędników z długoletnim stażem...
- Jestem za to bardzo wdzięczna, dziękowałam wszystkim za zaufanie. Myślę, że zadecydowało o tym to, co zawsze powtarzam - szacunek dla drugiego człowieka. Dużo ludzi mnie zna, staram się nie odmawiać pomocy. W Urzędzie Miejskim nie mam ustalonych godzin przyjmowania interesantów, ale jeżeli mogę kogoś wysłuchać, jakoś pomóc, robię to z przyjemnością. Nie obiecuję gruszek na wierzbie. Jeżeli wiem, że czegoś nie mogę zrobić, mówię o tym. Podchodzę z zaufaniem do każdego, nie zakładam, że ktoś chce mnie oszukać. Tego samego wymagam od innych. Gdy zobaczyłam swój wynik po nieprzespanej nocy wyborczej, nie ukrywam, że byłam usatysfakcjonowana.
- Każdy byłby, gdyby dostał 652 głosy...
- To mnie przekonało, że warto pracować i kierować się pewnymi zasadami. Ludzie potrafią to docenić. Z drugiej strony poczułam ciężar odpowiedzialności. Pomyślałam o tych dodatkowych sprawach, którymi będę musiała się zająć, a nie chciałabym nikogo zawieść. Pracując wiele lat w administracji publicznej, zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na mnie spoczywa. Czułam też, że mam zobowiązania wobec swoich wyborców.
- Ci, którzy znają Ewę Szczepanik, mówią, że jest pani zawsze uśmiechnięta, otwarta, energiczna, ale też zdecydowana i silna. Miała pani trudny okres, niedawno straciła męża. Wielu oławian przeżywało to razem z panią. Skąd czerpie pani siłę, czy praca pomaga?
- Zawsze zaskakuje mnie to, że ludzie postrzegają mnie jako osobę silną. Wydawało mi się, że wcale tak nie jest. Domyślam się, z czego to wynika - zawsze czułam oparcie w najbliższej osobie, moim mężu. On dawał mi siłę. Życie jak zwykle stawia przed nami zadania i wyzwania. Mam dzieci i wnuki, a to wzmacnia. Jeżeli człowiek ma szczęśliwe życie osobiste, ma oparcie w rodzinie, to osiągnie sukces, także zawodowy. Praca też jest w tym wszystkim bardzo ważna. Wróciłam do pracy po śmierci męża, choć miałam wątpliwości, czy dam radę. Mój szef nie chciał nawet słyszeć, że mogłabym nie wrócić. Wiele mu zawdzięczam, także to, że "zmusił" mnie, żebym wróciła do urzędu i w pewien sposób postawił do pionu. To, że człowiek musi rano wstać, ubrać się, zrobić makijaż i sprostać kolejnym zadaniom, pozwala przerwać rozmyślania o własnych nieszczęściach i problemach, nawet, gdy siedzą gdzieś głęboko. Trzeba coś robić, iść do przodu. Pomyślałam, że jeszcze mam coś do wykonania. Nawet to, że zdecydowałam się na start do Rady Powiatu, ma związek z dyskusjami, jakie prowadziłam z mężem. Wiem, że chciałby tego. Czuję wielkie wsparcie i sympatię ze strony wielu osób i nie mówię tu tylko o współpracownikach z urzędu, ale o wielu znajomych i nieznajomych, z którymi się spotykam. Czułam to wsparcie w pierwszych, najtrudniejszych miesiącach. Teraz też je czuję. Jeśli moja wiedza może się jeszcze na coś przydać, to chcę pracować.
- Wspomniała pani o swoim szefie, burmistrzu Październiku. Wiele razy, gdy się z nim spotykałam, uczestniczyła pani w naszej rozmowie i podpowiadała mu: "Franek, powiedz o tym, nie mów o tamtym". Ile to już lat jest pani jego "prawą ręką"?
- Zawsze jestem przy takich rozmowach, bo pełnię funkcję rzecznika prasowego i muszę być zorientowana we wszystkich sprawach. Z Franciszkiem współpracuję od 1981 roku. To bardzo dużo czasu. W audycji wyborczej powiedziałam, że jeżeli zna się kogoś od tylu lat, to można powiedzieć, że już się go dobrze poznało i ręczyć za to, iż podchodzi do pracy uczciwie, z pasją. Zdarza się, że podpowiadam burmistrzowi, tonuję jego wypowiedzi. Znamy się ponad 30 lat. Gdy burmistrz idzie na urlop, mówi do mnie: - Pilnuj wszystkiego! Zastanawiam się, skąd on ma tyle siły. Przyznaję - nie wytrzymałabym takiej presji, każdą krytykę przeżywam. Burmistrz pewnie też przeżywa, ale może facet jest mocniejszy? Teraz już wiem, że czasem nie warto tracić sił na roztrząsanie wszystkiego. Krytyka jest ważna, jeżeli dotyczy faktów. Jeżeli ktoś krytykuje, aby przelać na innych swoje frustracje i niepowodzenia, nie warto się tym przejmować. Mimo wszystko to trudne.
- Doradza pani burmistrzowi w sprawach zawodowych. Czy w politycznych również, skoro jesteście w jednym ugrupowaniu? Czyj to był pomysł, żeby "zrobić" panią przewodniczącą Rady Powiatu?
- Tyle lat razem pracujemy, że omawiamy także decyzje polityczne. Burmistrz ma silną osobowość, potrafi walczyć o swoje, ale słucha moich sugestii i zastanawia się nad nimi. Poparł mój start do Rady Powiatu, choć początkowo był zdziwiony. Dywagowano, czy aby nie zostanę starostą. Słuchałam tego z uśmiechem, bo wiem, jak wygląda polityka i układanie tego wszystkiego. Gdy ogłoszono wyniki wyborów i zobaczyłam, że mam duże poparcie mieszkańców, zdawałam sobie sprawę, że nie będę starostą, ale jakoś tak naturalnie wyszło, że mogłabym kierować pracą Rady Powiatu. Dałam sygnał wyborcom, że czuję na sobie odpowiedzialność i że chcę coś robić, a nie tylko być radnym.
- Z takim wynikiem już automatycznie była pani w grupie liderów.
- Zgodziłam się zostać przewodniczącą Rady Powiatu, bo znam statut powiatu i wiem, jakie są obowiązki przewodniczącego, m.in. sprawne prowadzenie sesji. Zależy mi, żeby tak było. Może to utopia, ale wyobrażam sobie, że dobry przewodniczący rady powinien zrobić wszystko, aby radni, bez względu na opcję polityczną, pracowali, aby realizować zadania powiatu.Nie chciałabym wytyczać ostrej granicy pomiędzy opozycją a koalicją, chociaż wiem, że ta granica istnieje. Opozycja ma swoje zadania i też chciałaby zaistnieć. Dążę do tego, aby słuchać głosu opozycji i każdy głos w radzie traktować z szacunkiem.
- Najpierw mówiono, że będzie pani starostą, teraz słychać głosy, że BBS szykuje panią na burmistrza Oławy za 4 lata.
- Nie, nie, nie! Każdy ma czas dużej aktywności zawodowej i on powoli mija. Moim zdaniem teraz jest czas, aby młodsze pokolenie przygotowało się do przejęcia władzy, a może raczej - służby.
- Zmiana pokoleniowa?
- To jest normalne i czują to ci, którzy długo pracują w administracji. Wiadomo, że młodsze pokolenie ma świeższe spojrzenie.
- Teraz chyba jeszcze tego nie czuli, bo z BBS-u płynęły głosy, że czas na zmianę pokoleniową jeszcze nie nadszedł.
- Wiem, o czym pani mówi. To stwierdzenie padło w stosunku do konkretnych osób, które uzurpowały sobie prawo do zajęcia tych miejsc. Ja widzę to w szerszym kontekście. Uważam, że ta zmiana powinna następować łagodnie. Burmistrz też powiedział, że BBS będzie promował nowego człowieka...
- ...i nie będzie nim Franciszek Październik?
- Nie będzie. Każdy człowiek musi kiedyś odpocząć. Jeżeli o mnie chodzi, nie mam zapędów ani na burmistrza, ani na starostę.
- Jak postrzega pani udział kobiet w polityce? Jest ich za mało, za dużo, w sam raz? Jest im łatwiej, trudniej, czy płeć w ogóle nie ma znaczenia?
- Na pewno się komuś narażę, ale uważam, że życie samo układa nam scenariusze. Nie powinno się liczyć tego procentowo, ale myślę, że gdy będzie więcej kobiet w polityce, to będzie lepiej. Kobiety częściej mówią "my" niż "ja". Łagodzą obyczaje, ale są konsekwentne. Są silne, chociaż ja siebie nigdy tak nie określałam. Mężczyźni są bardziej przywiązani do własnych idei i pomysłów, do pewnych rzeczy trzeba ich przekonywać. Oczywiście to uogólnienie. Jeżeli mielibyśmy patrzeć tylko na liczbę kobiet i odrzucać lepszych mężczyzn, doszlibyśmy do absurdu, ale zgadzam się, że kobiet powinno być więcej.
- Jest pani "człowiekiem burmistrza" i tak już chyba pozostanie.
- Z burmistrzem rozumiemy się bez słów.
Reklama
Pierwsza sekretarz
Gdy burmistrz Oławy idzie na urlop, to właśnie ją prosi, aby wszystkiego dopilnowała. Od wielu lat w samorządzie, od niedawna w polityce. Znana w Oławie, prawa ręka burmistrza Franciszka Października, ciepły człowiek. Z Ewą Szczepanik, sekretarzem miasta i przewodniczącą Rady Powiatu w Oławie - rozmawia Monika Gałuszka-Sucharska
- 12.02.2011 11:55 (aktualizacja 27.09.2023 16:57)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze