Stuttgart/Oława
Grzesiak dla „Powiatowej”
- 1 grudnia odebrał pan w Berlinie z rąk prezydenta Niemiec Christiana Wulffa „Nagrodę Przyszłości”. Jaką rangę w Niemczech ma to wyróżnienie?
- To w Niemczech jedna z dwóch najważniejszych nagród, związanych z techniką. Dodatkowo ma bardzo dobrą oprawę medialną. Całemu przedsięwzięciu patronuje prezydent, a telewizja publiczna transmituje galę. Mieliśmy niesamowity oddźwięk w prasie, pisały o nas największe dzienniki i tygodniki, „Süddeutsche Zeitung”, „Die Zeit”. Byliśmy zapraszani do programów telewizyjnych, takich jak nasza „Kawa czy herbata”, wystąpiliśmy w programie dla dzieci. Ta nagroda ma popularyzować myśl techniczną w Niemczech, prezentować osoby zasłużone dla rozwoju techniki i zarażać tym bakcylem młodzież.
- W pańskim życiorysie zawodowym to przełom?
- Na pewno jest to wielki sukces, nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich trzech teamów, które pracowały nad tym wynalazkiem. Nagroda ma też duże znaczenie dla naszych klientów. Wzmacnia zaufanie do nas.
- Co nowego u robota, za którego zostaliście wyróżnieni?
- Stworzyliśmy go z zupełnie nowych struktur i wyposażyliśmy w oryginalne możliwości poruszania się. Teraz uczymy go widzieć i słyszeć. Będzie miał wbudowane odpowiednie kamery, żeby dokładnie wiedział, gdzie znajduje się jabłko, po które ma sięgnąć. Będzie reagował na komendy mówione. Na przykład osoba na wózku, robiąca zakupy, będzie mogła głosem wydać polecenie robotowi, aby podał jej towar z górnej półki.
- Jak ważne są dla Niemiec nowe technologie? Jak wygląda tam system wspierania badań technicznych i wynalazczości?
- Niemcy żyją z eksportu, szczególnie technicznego.
W południowych Niemczech niezwykle ważną rolę odgrywają technologie, stosowane w maszynach i samochodach.
Z tego żyje cały region. Uczelnie techniczne maja olbrzymią renomę, studiuje tu młodzież z całego kraju. Ciekawy jest model prowadzenia badań naukowych. Z jednej strony mamy badania podstawowe, którymi zajmują się uniwersytety. Na tym etapie nie myśli się o produktach czy zastosowaniu. Z drugiej strony są firmy, które przeznaczają bardzo duże nakłady na tworzenie nowych produktów, np. nasz partner, firma Festo, inwestuje w to 13% swojego obrotu. Pomiędzy uniwersytetami a firmami są instytuty, tworzące technologie do zastosowania w przemyśle w niedalekiej przyszłości. Do takich jednostek należy Instytut Fraunhofera, w którym pracuję.
- Waszym największym sukcesem było stworzenie technologii mp3. Jak doszło do tego wynalazku?
- Mp3 miało bardzo długi okres badań, 8-10 lat. Już mało kto wierzył, że to się uda. Jednak potwierdziło się, że każdy pomysł musi trafić na swój czas. Po kilku latach, kiedy projekt był zaawansowany, pojawiły się technologie, które umożliwiły uzyskanie licencji. Od razu mp3 spotkało się z dużym zainteresowaniem, wpływy sięgały setek milionów.
- Utrzymujecie się tylko z patentów?
- Instytut ma formę fundacji. Nie możemy osiągać zysków, wszystko przeznaczamy na badania. Nazwa pochodzi od niemieckiego fizyka, astronoma i wynalazcy, Josefa Fraunhofera. Mamy trzy główne źródła finansowania: jedna trzecia pochodzi z budżetu, jedna trzecia to projekty, na które pozyskujemy finansowanie zewnętrzne i w końcu bezpośrednie zlecenia z przemysłu.
- Przy wynalezieniu „bionicznego asystenta” współpracowaliście z firmą Festo, specjalizującą się w przeniesieniu rozwiązań obecnych w przyrodzie do techniki. Sztuczna trąba słonia jest tylko jednym z przykładów. Co jeszcze udało się stworzyć ekspertom z Festo?
- Pływające pingwiny, ryby, meduzę. Nazywają to future product. Sztuczną rybę zaprezentowano dwa lata temu na targach hanowerskich. Do pewnego stopnia jest inteligentna, porusza się samodzielnie. Unika zderzenia ze ścianą basenu, potrafi zawracać, płynąć w górę, w dół... Z kolei meduza unosi się w powietrzu dzięki rozwiązaniom mechatronicznym - to znaczy na styku mechaniki, elektroniki i informatyki. Te wynalazki jeszcze nie mają zastosowania, ale obrazują, co będzie możliwe za 10 lat. Składa się na nie mnóstwo małych elementów, które wchodzą w skład innych produktów. Na przykład zawór w naszym robocie, sterujący powietrzem, od dwóch lat jest częścią Mercedesa S-klasse, dokładnie siedzeń, które masują plecy.
- Czy w obszarze, którym pan się zajmuje, dają się zauważyć Polacy? Czy jednostki badawcze z naszego kraju wypracowały sobie markę?
- Biotechnologia, informatyka, elektronika - rozwijają się w Polsce bardzo dobrze. W Stuttgarcie znany jest Wydział Mechaniki Uniwersytetu Wrocławskiego. Wykorzystał on bardzo dobrze ostatnie lata. Rozwinął park maszynowy i wykształcił dobrą kadrę. W dziedzinie biotechnologii, na poziomie komórek i genów, znane są uczelnie i firmy krakowskie. We Wrocławiu mamy też dużo małych firm elektronicznych i informatycznych, które cieszą się szacunkiem w Niemczech. Bardzo pozytywnym zjawiskiem jest rosnące zaufanie do firm i specjalistów z Polski.
- Co, pana zdaniem, powinno się zmienić w Polsce, jeśli chodzi o podejście do badań naukowych, rozwijanie nowych technologii, czy też pracę instytutów badawczych?
- Uczelnie powinny mieć pieniądze nie tylko na edukację, ale także na badania. Powinny utrzymywać odpowiednią liczbę doktorantów, którzy będą mieli tyle czasu, aby spokojnie prowadzić badania, a nie dorabiać na boku. Spokój i czas są nieodzowne w prowadzeniu pracy badawczej. Doktoranci na uczelniach niemieckich mają czas, mogą poświęcić się tym badaniom. Tego trochę brakuje w Polsce. Druga rzecz - uniwersytety muszą zabiegać o zainteresowanie przemysłu, muszą być dla przemysłu atrakcyjne. Trzeba stworzyć taki system, żeby przemysł chętnie współpracował z nauką, a nauka miała zyski z badań przemysłowych. Ta symbioza opłaca się obu stronom.
Napisz komentarz
Komentarze