OŁAWA
Rozmowa
- Dlaczego akurat copywriter?
- Czysty przypadek. Właściwie to polecił mnie kolega, który pracował w pewnej agencji reklamowej. Wcześniej byłem zatrudniony w Urzędzie Miasta i Gminy w Jelczu-Laskowicach.
- Przyjęli pana do agencji mimo braku doświadczenia?
- Pomogły mi znajomości. Dostałem miesiąc na próbę, najwidoczniej sprawdziłem się i wszystko zaczęło się kręcić. Ten świat jest tak skonstruowany, że jak już w coś wejdziesz i jesteś na dobrym poziomie, to już cię łatwo nie wypuszczą. Ja oczywiście nie uważam się za Bóg wie jakiego fachowca w swojej branży, dlatego cały czas się dokształcam i spędzam bardzo dużo czasu na oglądaniu reklam z zagranicy. Mogę powiedzieć, że poziom reklam w Polsce jest coraz lepszy, ale jeszcze długa droga przed nami.
- Jak pan sobie wyobrażał nową pracę?
- Myślałem, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Okazało się jednak, że jest dużo trudniej, zwłaszcza fizycznie. Bardzo ciężko jest siedzieć w firmie ponad 50 godzin, albo na prezentacji u klienta, na którą trzeba przygotowywać teksty, koncepcje kreacyjne, czy graficzne. Innym przykładem są dziwne zadania: trzeba zrobić ulotkę dla emerytów, poświęconą tabletce przeczyszczającej. Uwierzcie, to nie jest przyjemne.
- W skrajnych przypadkach korzysta pan z różnych schematów?
- Jak najbardziej. Po tylu latach pracy w branży człowiek potrzebuje schematów. Nie zwalnia mnie to oczywiście z obowiązku bycia kreatywnym, za co przecież mi płacą.
- Opłaca się być copywriterem?
- Jeśli chodzi o zarobki, mogę powiedzieć, że jest całkiem przyzwoicie. Co prawda parę lat temu było lepiej, a w zeszłym roku była dosyć duża zapaść i wiele agencji to odczuło. Ja nie pracuję w żadnej agencji na etacie. Jestem wolnym strzelcem. Siedzę w domu i piszę dla różnych agencji, co jest dużym plusem. Ale żeby nie było, ja również odczułem ten kryzys.
- Wiemy, że miał pan przygodę z programami TVN “Szymon Majewski Show” i “You Can Dance”.
- Wraz z trzyosobową ekipą pisaliśmy scenariusze do “Rozmów w tłoku”. To była bardzo ciężka praca, ponieważ musieliśmy cały czas śledzić sytuację polityczną w kraju. Zdarzały się takie momenty, w których na ostatnią chwilę musieliśmy całkowicie zmieniać scenariusz, ponieważ pojawił się nagły, niespodziewany zwrot. Siedzieliśmy wtedy całą noc i dopieszczaliśmy scenariusz na wszystkie możliwe sposoby. Był też okres, w którym pisałem teksty dla “You Can Dance”, dokładnie dla Kingi Rusin.
- Rozumiemy, że wyglądało to tak, że pan pisze, a Kinga Rusin błyszczy?
-Nie mogę zdradzić szczegółów, ale wyglądało to mniej więcej tak, jak mówicie…
- Pisał pan teksty dla aktorów grających polityków, a co z showmanami, takimi jak Szymon Majewski, czy Kuba Wojewódzki? Oni też mają swoich copywriterów?
- Tak. Szymon oczywiście dużo sobie sam wymyśla. Cykl programu jest jednak tak napięty, że musi on być wspierany przez masę ludzi, by wszystko wyszło, jak trzeba. Wojewódzki też jest wspierany, ale minimalnie. On ma bardzo dużo swoich własnych tekstów. Wstępniaki, którymi zaczyna każdy program, to są jak najbardziej jego teksty. Niemniej jednak przy takich programach jak te wspomniane, pracują całe masy scenarzystów i copywriterów, którzy robią wszystko, by udoskonalić talk-show.
- Uczestniczył pan w nagraniach?
- Nie, to była tylko i wyłącznie praca przez internet, który wiele ułatwia w tej branży. Mogę pracować jednocześnie dla agencji z Warszawy, Wrocławia czy Krakowa i przy tym nie ruszać się z domu, co jest oczywiście bardzo komfortowe.
- Można powiedzieć, że teksty, które pan pisał, wyrażały po części pana poglądy?
- Nie, nie! Absolutnie! To jest czysty produkt. Ja żyję z pisania, i to jest produkt, który wytwarzam.
- To jest praca, która zamieniła się w pasję?
- Zdecydowanie tak. Oprócz tego, że piszę zarobkowo, piszę jeszcze różne inne rzeczy. Np. rok temu wydałem książkę dla dzieci, napisałem bajki. Gdzieś tam pojawiły się teksty piosenek. Generalnie moje życie obraca się wokół pisania. Jak wracam do domu, to w wolnym czasie też piszę.
- Kiedy pisanie stało się pasją?
- Na dobrą sprawę zacząłem pisać w liceum. W tamtym okresie po raz pierwszy pojawiłem się w “Gazecie Powiatowej - Wiadomości Oławskie”. Myślę, że wtedy to mi się tak na poważnie zaczęło.
- Jak to jest, gdy pasja zaczyna być jednocześnie pracą?
- To jest najgenialniejszy układ, jaki może być. Bardzo dawno temu powiedziałem sobie, że ja będę żył z pisania. Nie mogę powiedzieć, że z całych sił do tego dążyłem. Na szczęście pomógł mi przypadek w postaci kolegi. Na początku byłem bardzo zawiedziony, gdyż generalnie każdy myśli, że jak trafia do dużej agencji reklamowej, a do takiej właśnie trafiłem, to od razu będzie się zajmował reklamami telewizyjnymi, które zobaczy parę milionów osób. Czasami to jest tak, jak mówiłem - napisanie krótkiego tekstu do ulotki dla emerytów. No, ale takimi rzeczami też się trzeba zajmować.
- Jest pan również muzykiem. Co z zespołem “Bez Nas Wy”?
- Można powiedzieć, że cały czas jesteśmy w zawieszeniu. Kiedyś poświęcaliśmy temu bardzo dużo czasu, a teraz wszyscy mamy dzieci, żony, pracę i bardzo ciężko jest to wszystko połączyć.
- Byłby pan w stanie z własnej woli wypromować młodego muzyka?
- Oczywiście. Wielokrotnie zajmowałem się promocją różnych rzeczy za darmo, więc jeżeli gdzieś widzę sens pomocy, to jak najbardziej.
- Zostając przy muzyce - internet to wielkie medium, czy uważa pan, że wydanie płyty jest uzależnione od znajomości w branży wydawniczej?
- Nie, jeżeli ktoś jest dobry, to wystarczy internet i “się rozejdzie”. Czasami nawet nie jest potrzebna płyta, a wystarczy mp3 i można zyskać rozgłos.
* Rozmowa z Szymonem Barabachem pochodzi z najnowszego wydania “Głosu Żubra” - gazetki Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1
w Oławie
Napisz komentarz
Komentarze