Jelcz-Laskowice
Przed wyborami
- Cztery lata temu startowała pani w wyborach burmistrza Jelcza-Laskowic i weszła do II tury. Teraz znów pani próbuje. Co się zmieniło przez te cztery lata, oprócz tego, że w tej kadencji była pani radną powiatową?
- Od 12 lat pracuję w samorządzie, już trzecią kadencję byłam radną Rady Powiatu, pracuję w Urzędzie Gminy Oława - w referacie zajmującym się sprawami obywatelskimi. Przez ten okres zdobyłam jeszcze większe doświadczenie w pracy samorządowej, co pozwoliło spojrzeć z nieco innej perspektywy na problemy, które nurtują miasto i gminę Jelcz-Laskowice. Ponieważ jestem mieszkanką Jelcza-Laskowic, tu mieszkami i tu się wychowałam, znam problemy mieszkańców, w związku z tym uznałam, że mogę jeszcze raz zawalczyć o fotel burmistrza. Zwłaszcza że cztery lata temu miałam znacznie trudniejszą sytuację, w związku z toczącymi się wtedy dyskusjami o przejęciu przez starostwo budynku Zakładów Samochodowych „Jelcz”. Jako kandydat na burmistrza miałam mniejsze poparcie pracowników „Jelcza” niż moi kontrkandydaci.
- Była to sprawa ewentualnego przejęcia wieżowca przez skarb państwa w zamian za długi „Jelcza”. Była pani wtedy starostą i nie podjęła tej decyzji. Wszyscy kandydaci tym grali, bo chodziło o 700 pracowników i ich rodziny - duży elektorat. Myśli pani, że ta sprawa mogła zaważyć na wyniku wyborów?
- Wówczas jako starosta, w porozumieniu z wojewodą reprezentowałam skarb państwa. Spółka „Jelcz” była mu winna ok. 5 mln zł podatku VAT. Oprócz wszystkich działań na rzecz pracowników, na mnie, jako staroście, spoczywał obowiązek dbania o mienie skarbu państwa i prawidłowego gospodarowania tym mieniem. Uważałam i nadal uważam - co pokazał czas - że moja decyzja była słuszna. Decyzja przejęcia zniszczonego i starego wieżowca była z ekonomicznego punktu widzenia kompletnie niezasadna, tym bardziej że nadal nie ma pomysłu na zagospodarowanie tego obiektu. Budynek należał wówczas do podmiotu prywatnego - do spółki, której właścicielem był Sobiesław Zasada. Nie był zainteresowany spłatą zobowiązań wobec skarbu państwa, dlatego - oceniając to z prawnego punktu widzenia - uznałam to za bezzasadne. To zarząd spółki był odpowiedzialny za upadłość „Jelcza”. Byłam wtedy bardzo krytykowana, stałam się przedmiotem szyderstwa, co przejawiało się na sesjach Rady Miejskiej w Jelczu-Laskowicach. Źle się z tym czułam, bo byłam związana z „Jelczem”, wcześniej też tam pracowałam. Przegrane wybory były ceną, jaką wtedy zapłaciłam. Dzisiaj wiele osób zrozumiało, że miałam rację. Zresztą sam były dyrektor „Jelcza” Jan Dalgiewicz, na łamach „Gazety Powiatowej” jednoznacznie stwierdził, że za upadek „Jelcza” odpowiadają wyłącznie byli członkowie jego zarządu.
- Wtedy upadek „Jelcza” był problemem mnóstwa ludzi. Jakie teraz kłopoty mają mieszkańcy gminy Jelcz-Laskowice?
- Pracując w samorządzie, zajmowałam się sprawami całego powiatu. W Jelczu-Laskowicach w wielu dziedzinach należy podjąć bardziej efektywniejsze działania. Wszystkie strategiczne zadania wieloletnie muszą iść w parze z realizacją mniejszych zadań, które połączą się w całość. Mówiąc o edukacji, myślę przede wszystkim o przystosowaniu naszych obiektów do wymagań nowoczesnej szkoły. To nie tylko remonty, ale także wprowadzenie niestandardowych form edukacji. Należy stworzyć warunki do organizowania imprez sportowych o znaczeniu integracyjnym - zaangażowanie osób niepełnosprawnych. Baza kulturalna w gminie nie powinna opierać się głównie na ośrodku kultury i świetlicach wiejskich, dlatego aktywniej należy sięgnąć po dostępne środki, na przykład z programu „Odnowa i rozwój wsi”. Ponadto kontynuacja ważnego zadania, jakim jest wspieranie planów inwestycyjnych, związanych z budową hali widowiskowo-sportowej. Wymaga to dużego wysiłku. Myślę, że bardzo ważne jest budowanie ścieżek rowerowych. Jest również zapotrzebowanie na tworzenie nowych miejsc w przedszkolach. Te zadania, to przedsięwzięcia wieloletnie. Sugerując ich realizację, myślałam również o tworzeniu partnerstw publiczno-prywatnych w zakresie tworzenia umów patronackich z przedsiębiorstwami.
- To, o czym pani mówi, to są zadania drobniejsze, mające poprawić obecny stan rzeczy. A co z celami strategicznymi?
- Na pewno bezpieczeństwo, ochrona przed skutkami zagrożeń ze strony środowiska naturalnego. Coraz częściej nawiedzają nas powodzie, dlatego priorytetem jest ochrona przeciwpowodziowa, modernizacja wałów. Nie jest to zadanie własne gminy, ale rolą burmistrza jest dbałość o te zabezpieczenia i reagowanie nie tylko w sytuacjach kryzysowych. Bardzo ważna jest modernizacja infrastruktury technicznej. Od wielu lat podejmuje się działania w związku z rozbudową sieci gazowniczej w gminie Jelcz-Laskowice. Mieszkańcy tego oczekują, zarówno w obszarze miasta, jak i wsi. To bardzo ważne i wiąże się z uzbrojeniem terenu. Rozbudowa układu komunikacyjnego, to zadanie najistotniejsze. Dlatego, że to, co jest, nie spełnia oczekiwań mieszkańców.
- Zna pani proponowany przebieg obwodnic, o które była awantura?
- Znam dokładnie. Wiem, że jest przygotowane studium, są dwa warianty. Był o to spór, ale myślę, że każdy z tych wariantów ma określone zadanie. Pierwszy to rozwiązania typowo miejskie, drugi spełnia rolę obwodnicy. Do realizacji jeszcze długa droga, bo zadanie nie jest ujęte w strategii rozwoju województwa dolnośląskiego. To dopiero przygotowywanie wstępnej dokumentacji, zalążek projektu.
- Gmina Jelcz-Laskowice jest gospodarczo rozpędzona. Co jeszcze zrobiłaby pani w obszarze gospodarki?
- Przede wszystkim będę stawiać na rozwój miasta i gminy, a zwłaszcza jego promocję. Poprzez zainicjowanie programów, typu „Zapraszamy do Jelcza-Laskowic”, chciałabym ściągnąć więcej inwestorów oraz nowych mieszkańców. Wykorzystajmy położenie geograficzne naszej gminy oraz posiadany kapitał ludzki. Pamiętajmy, że nowi mieszkańcy i inwestorzy to wpływy z podatków, czyli głównych źródeł dochodów gminy, co przyczyni się do realizacji ambitnych planów inwestycyjnych w przyszłości.
- Jako radna Rady Powiatu w zakończonej kilka dni temu kadencji, obserwowała pani ciągłe starcia na linii starosta - Rada Powiatu. Jak pani widzi adekwatne relacje w odniesieniu do burmistrza i Rady Miejskiej? Czego chciałaby pani uniknąć?
- Mając dość duże doświadczenie w samorządzie, uczestnicząc w pracach Rady Powiatu jako starosta, a teraz jako radna, zdecydowanie uważam, że te relacje powinny opierać się na partnerstwie, wsłuchiwaniu się w każdą sugestię i problemy. Nie należy patrzeć przez pryzmat układów partyjnych. Ważne powinny być zadania, a nie uprzedzenia do konkretnych osób. Jako burmistrz chciałabym współpracować ze wszystkimi radnymi, liczyć się z sugestiami radnych, rad sołeckich, organizacji pozarządowych i innych przedstawicieli lokalnej społeczności.
- Burmistrz pozapartyjny ma większe szanse na zjednoczenie ludzi?
- Tak, byłam tego przykładem. Jako starosta i wicestarosta przy silnej opozycji, potrafiłam i potrafiliśmy wspólnie porozumieć się, nie patrząc na przynależność partyjną. Wspólnie zrealizowaliśmy szereg zadań, m.in. wybudowane drogi, chodniki, rondo, budynek siedziby straży pożarnej oraz wiele remontów szkół i budynków administracyjnych. Rozpoczęliśmy wyciąganie oławskiego szpitala z długów i proces jego restrukturyzacji.
- Wtedy mówiło się nawet o likwidacji szpitala…
- Jego sytuacja była wręcz tragiczna. Dzięki działaniom Rady Powiatu, wójtów i burmistrzów wszystkich gmin oraz radnych, którzy podjęli uchwały o finansowej pomocy dla szpitala, udało nam się go uratować. Powiat sam nie dźwignął tak wielkiego zadłużenia szpitala. To właśnie w drugiej kadencji powstała inicjatywa, aby wydzielić i zmodernizować przychodnię. Z przykrością muszę stwierdzić, że zapomniano o tym. Gdy wtedy rozmawialiśmy o pomocy dla szpitala, wówczas wiceburmistrz Marek Szponar był jedyną osobą przeciwną finansowemu wsparciu szpitala przez samorząd. Jednak dzięki inicjatywie zjednoczenia samorządów w proces oddłużenia i restrukturyzacji szpitala - podejmowane działania zakończyły się pełnym sukcesem. Jestem wiceprezesem Fundacji na rzecz Rozwoju Szpitala i wiem, że jest wielu przedsiębiorców, którzy ją wspierają.
- Dlaczego tak mało kobiet ubiega się o ważne funkcje w samorządzie, skoro - jak pani powiedziała mi cztery lata temu - kobiety lepiej negocjują?
- Nie przeraża mnie to, że moimi kontrkandydatami są sami mężczyźni, bo uważam, że kobiety lepiej nadają się na liderów. Są zdecydowane, łatwiej zdobywają zaufanie i otwierają się na zmiany, są lepszymi negocjatorami. Traktuję swój start jako zadanie do wykonania, a nie - jak niektórzy mężczyźni - aby sprawdzić samego siebie. Bardziej interesuje mnie praca w samorządzie, a nie polityczne rozgrywanie. W sytuacjach kryzysowych kobiety potrafią zachować zimną krew, są bardziej wstrzemięźliwe w wyborczych rozgrywkach. Natomiast mam pełną świadomość, że zdobycie poparcia dla mnie, jako kobiety, jest nadal trudne. Wierzę jednak, że moje doświadczenie i pełne zaangażowanie w sprawy publiczne, tym razem zagwarantują sukces.
- Pokusiłaby się pani o ocenę obecnej władzy Jelcza-Laskowic?
- Nie chciałabym wracać do tego, co było. To, co zostało zrobione, każdy może ocenić, bo mieszka tu i widzi działania obecnej władzy. Wolałabym się skupić na tym, co można zmienić, ulepszyć i poprawić w nowej kadencji.
- Kto jest na listach „Przyjaznej Gminy”? Nauczyciele? Niektórzy odpłynęli, na przykład Lesław Danilewicz…
- Jestem dumna z osób, które są na moich listach. Nie jest to tylko środowisko nauczycielskie. Mamy dużo osób młodych - ekonomistów, menedżerów, dyrektorów firm oraz prywatnych przedsiębiorców. Są emeryci, którzy działają społecznie. Mamy przedstawicieli różnych środowisk z gminy Jelcz-Laskowice.
- Co na koniec chciałaby pani przekazać wyborcom?
- Mam wizję i plany na rozwój miasta i gminy Jelcz-Laskowice. Aby go zrealizować, proszę o oddanie głosu na mnie 21 listopada 2010. Przy okazji serdecznie zachęcam do odwiedzenia mojej strony internetowej - www.maria-polakowska.pl.
Napisz komentarz
Komentarze