Wiceburmistrz Tomasz Kołodziej wiele razy zapewniał, że worki zostaną sprzątnięte. Szukał już firmy, która miałaby się tym zająć. Skończyło się na słowach. Zapytany kilka dni temu, dlaczego worki nadal leżą, powiedział, że czeka na opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej w taj sprawie, bo nie wie, czy samorząd lokalny może sprzątać pobocza ulic, nienależących do gminy.
Reklama
Trzy miesiące po powodzi krajobraz w Jelczu-Laskowicach, przy ulicach Wrocławskiej, Oławskiej i wzdłuż wałów przypomina pobojowisko. Worków wypełnionych piaskiem wciąż nie usunięto. Porozrywane i obrośnięte chwastami gniją na poboczach ulic. Mieszkańcy mają dość obietnic…
W piątkowym programie TVN 24 „Prosto z Polski” w sprawie worków wypowiedział się wiceburmistrz Robert Walkowiak. Mówił, że worki będą sprzątnięte we wrześniu. Jak się dowiedzieliśmy w UMiG J-L, dziennikarze z telewizji mieli w tej sprawie rozmawiać z Kołodziejem, ale on nagle zachorował i nie mógł przyjść na spotkanie. Szybko jednak wyzdrowiał, bo już na drugi dzień był w pracy.
30 sierpnia odbyło się spotkanie powodzian z burmistrzem Kazimierzem Putyrą i starostą Markiem Szponarem. Powodzianie chcieli się dowiedzieć, dlaczego dotychczas nie umocniono i nie naprawiono zniszczonych wałów oraz kiedy zacznie się budowa nowych umocnień. Konkretne daty nie padły. Burmistrz i starosta powtarzali, że projekt wału powodziowego jest już ukończony i niebawem ma być wydane pozwolenie na budowę. - Pierwszy etap budowy powinien ruszyć na wiosnę - mówił burmistrz.
- Już w roku 2004 nam to obiecywano i wałów nie ma do dziś - stwierdził Edward Kociszewski. - Teraz dla wszystkich najważniejsza jest Bogatynia, o nas zapomnieli.
Zaniepokojeni prognozami pogody na najbliższe dni mieszkańcy pytali, jak starosta i burmistrz mają zamiar bronić ich przed ewentualną nową powodzią, skoro przez trzy miesiące nie zrobiono nic. Nie wyczyszczono i nie pogłębiono dna Odry oraz sąsiednich rzek, wały są zarośnięte, a polder Lipki-Oława nie był i wciąż nie jest przygotowany na przyjęcie dużej wody. Kazimierz Putyra stwierdził, że jeżeli teraz przyjdzie duża woda, trzeba się będzie bronić tak jak w maju - workami z piaskiem.
Zdaniem wielu mieszkańców Jelcz został zalany, by chronić Wrocław. - Jak to możliwe, że wały wytrzymały, polder nie był wypełniony, a nas zalało? - pytała starostę jedna z mieszkanek. - Kto i jakim prawem wydał decyzję o otwarciu śluzy w Lipkach?
Starosta tłumaczył, że decyzja został podjęta przez osobę odpowiedzialną, zgodnie z instrukcją postępowania w takiej sytuacji. Stwierdził też, że do powodzi może by nie doszło, gdyby służby burmistrza wcześniej zareagowały i dostosowały się do wytycznych budowy wału z worków w lesie, od ulicy Oławskiej do Młynówki. Na te słowa szybko zareagował Kazimierz Putyra. Jego zdaniem jedynym odstępstwem od wytycznych była zmiana miejsca budowy wałów. Zrobiono to po konsultacjach ze specjalistami. Według burmistrza starosta chciał, by wał powstał w lesie, gdzie trudno dojechać, więc worki trzeba by było nosić kilkaset metrów na plecach. Wywiązała się dyskusja. Mieszkańcy nie chcieli kolejny raz słuchać o tym, jak to było, kto i co komu kazał. - Jak macie coś do siebie to sobie wyjaśnijcie poza spotkaniem - mówiła zdenerwowana kobieta. - My chcemy konkretów i informacji, kiedy zacznie się coś robić, by nie doszło do kolejnej powodzi.
- To wszystko, o czym tu mówicie, już wiemy. Teraz oczekujemy konkretnych decyzji - dodał ktoś inny.
Sytuacja zrobiła się nerwowa. Edward Kociszewski, przewodniczący rady osiedla Jelcz, przerwał spotkanie uznając, że w tej sytuacji kontynuacja dyskusji nie ma sensu.
- Mieliśmy uzyskać odpowiedzi na pytania zadawane od miesięcy, dowiedzieć się, co zostało zrobione i co postanowione - podsumowuje przewodniczący. - Nie dowiedzieliśmy się nic. Jesteśmy tym zmęczeni i mamy dość. Od trzech miesięcy słyszymy to samo i wciąż nic się nie zmienia…
Tekst i fot.:
Wioletta Kamińska
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze