Oława/Wrocław
Rozmowa
z kapłanem
- Jeszcze się ksiądz do końca nie zadomowił na dobre w Oławie, a już kolejne wyzwanie, być może początek kariery naukowej. Nie żal odchodzić?
- Żal. Decydując się na kapłaństwo, wybrałem również taki styl życia. Jednak samo podjęcie decyzji nie zmienia w człowieku jego zdolności do przyzwyczajeń, przywiązań i sentymentów. Polubiłem Oławę. Potrzebuję zawsze około dwóch lat, by przyzwyczaić się do nowych warunków, więc w Oławie taki proces właśnie się dokonał. W momencie mojego „osadzenia się” tutaj, trzeba iść dalej. Staram się jednak, by to zdarzenie nie wzbudzało we mnie większych emocji - traktuję moje odejście jako naturalny element kapłańskiego życia. Mimo wszystko żal. Wyzwania lubię, choć rozpoczęcia studiów doktoranckich nie nazywałbym początkiem kariery. Mam pewne doświadczenia w zakresie pedagogiki oraz skończone studia w tym kierunku. Chętnie pogłębię wiedzę w tym zakresie oraz równie chętnie podzielę się nią z innymi.
- Choć praca duszpasterska nie była długa, to na pewno bardzo intensywna. Nie lubiąc stać w miejscu, wszędzie było księdza pełno przez te dwa lata.
- Nie do mnie należy ocena, czy moje duszpasterskie poczynania należały do intensywnych. Rzeczywiście nie lubię stania w miejscu. Jestem raczej człowiekiem aktywnym. Nie twierdzę też, że wszędzie było mnie pełno, choć muszę się zgodzić z tym, że starałem się zagospodarować i wypełnić każdy obszar, który stwarzał mi takie możliwości.
- Podczas naszej pierwszej rozmowy, trzy miesiące po święceniach, mówił ksiądz, że powołanie nie dawało spokoju i było stanem wewnętrznego napięcia, które nie pozwala spać, jeżeli się go nie wypełni. Czy teraz, po dwuletnim doświadczeniu, coś się zmieniło?
- Mój ulubiony święty, Augustyn z Hippony, mawiał, że niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Nieustannie odkrywam w sobie, ponawiane każdego dnia przez Boga, wołanie do pójścia za Nim. Każdego dnia, ze swojej strony potwierdzam mój wybór. Mam wewnętrzny spokój, który powoduje świadomość właściwego wyboru. Jestem zdecydowanie przekonany, że kapłaństwo to moja droga życiowa, w tym względzie jestem spokojny. Napięcie powoduje przynaglenie do niesienia sobą Chrystusa, przy każdej nadarzającej się okazji.
- Czy osobie z mocnym charakterem, własnym zdaniem i sporym doświadczeniem nie było trudno dostosować się do hierarchicznej struktury kościoła?
- Mężczyźni dobrze poruszają się w strukturach hierarchicznie pionowych. Byłbym jednak nieszczery, gdybym powiedział, że nie sprawia mi to żadnych trudności. Przyjęcie takiego typu podporządkowania nie jest decyzją trudną. Trudności powodują konsekwencje wynikające z funkcjonowania w takiej strukturze. Odczuwam niedogodności wynikające ze zobowiązań posłuszeństwa przełożonym. Myślę jednak, że podporządkowanie się, nawet przy mocnym charakterze i własnym zdaniu, doskonali człowieka.
- Jak w ciągu tych dwóch lat wyglądała weryfikacja ideałów z rzeczywistością? Czy tak właśnie wyobrażał sobie ksiądz kapłańskie życie?
- Na szczęście nie miałem zbyt wygórowanych ideałów, przynajmniej tak uważam. Osadzanie mojej wizji kapłaństwa w realiach nie było specjalnie drastyczne ani bolesne. Owszem, wiele wyobrażeń uległo urealnieniu, ale nie był to proces szokowy. Kapłaństwo wyobrażałem sobie mniej więcej w taki sposób, w jaki przyszło mi je realizować.
- Nie czuł ksiądz dezaprobaty ze strony kościelnych i seminaryjnych władz? Na tle kleryków wyróżniał się Kacper Radzki praktycznie wszystkim: w momencie święceń miał 32 lata, bagaż doświadczeń, był niezależny i miał własne zainteresowania. Jeszcze to jiu-jitsu, sztuka walki, która nie wszystkim kapłanom się podoba.
- Dezaprobatę dotyczącą moich postaw, zachowań czy zainteresowań, odczuwałem nieraz i pewnie jeszcze nieraz odczuję. Myślę, że to jest normalne. Uważam również, że nie byłem aż tak wyróżniającym się klerykiem. Każdy z przystępujących do święceń jest na swój sposób inny i każdy wnosi swój bagaż doświadczeń. Możliwe, że moje były bardziej spektakularne i przez to bardziej mi się przyglądano. Swoje życiowe doświadczenie cenię sobie najbardziej. Fakt późnego przyjęcia święceń wiązał się z dłuższym czasem spędzonym poza kapłańskim życiem. Doświadczenie to daje mi spory wachlarz poznawczy dotyczący ludzkich sytuacji i problemów, których znajomość przydaje się bardzo w kapłaństwie. Sztuki walki i zainteresowanie filozofią wschodu stanowią tylko dodatek w moim życiu. Mogą budzić kontrowersje. Wschód ze swoją kulturą stanowi wielkie wyzwanie dla zachodniego chrześcijaństwa. Jest to bardzo obszerny temat, którego nie wyczerpie jedno pytanie. Stanowi to przedmiot mojej refleksji, również naukowej. Chciałbym, aby ona choć w niewielkim stopniu przyczyniła się do zgłębienia tego tematu.
- Jednak udowodnił ksiądz niektórym niedowiarkom i sceptykom, że można skutecznie zamieniać sutannę na kimono i to w niczym nie przeszkadza w pełnieniu duszpasterskich obowiązków.
- Jestem przede wszystkim katolickim księdzem. Jest to moje główne zadanie i nadrzędna treść życia. To pracy kapłańskiej podporządkowane są moje treningi i nie zamierzam zmieniać tego porządku. Nie zamierzałem też nikomu niczego udowadniać - jest to kwestia mojego sumienia.
- Co dalej z inicjatywami, które ksiądz rozpoczął lub do nich dołączył, np. zajęciami z jiu-jitsu, spotkaniami z harcerzami, których jest ksiądz kapelanem, czy kursem „Alfa”?
- Nie ma ludzi niezastąpionych. Te inicjatywy nie wymagają mojej ciągłej obecności. Niektóre prowadziłem w ten sposób, aby nie unicestwiło ich moje odejście. Mam nadzieję, że tak się stanie. Mogę jednak obiecać, że gdzie tylko będę mógł, tam zawsze pomogę.
- Czy Oława będzie się księdzu kojarzyć z czymś więcej niż tylko z pierwszą parafią w duszpasterskiej drodze?
- O pierwszej parafii mówi się, że jest pierwszą miłością. O pierwszej miłości natomiast, że nigdy nie rdzewieje. Mimo różnych, niekiedy ciężkich prób, jakimi uraczyło mnie to miasto, prawdziwie pokochałem Oławę i tak już zostanie.
Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze