Jelcz-Laskowice
- Dlaczego i jak doszło do zalania osiedla Jelcz?
- Woda z polderu Lipki - Oława przelała się przez dwa wały, oddzielające nas od tego polderu, w lesie za Janikowem i tuż przed Jelczem. O tym, że woda przeleje się w lesie dowiedzieliśmy się w piątek 21 maja około godziny 10.00. Chcąc jakoś temu zapobiec, próbowaliśmy wzmacniać wał workami z piaskiem. Woda na polderze przybierała tak szybko, że nasza praca stawała się bezcelowa. Podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu obrony na wale przy lesie, od strony Jelcza. Ułożyliśmy tam trzy warstwy worków z piaskiem, ale to nic nie dało. Fala była o 60 centymetrów wyższa niż wał. Nie można jej było powstrzymać. O godzinie 19.15 zaczęło zalewać osiedle. W tym samym czasie nastąpiła cofka z Młynówki Jeleckiej. Z tej strony nie doszłoby do zalania, bo udało nam się opanować przeciek, ale gdy okazało się, że woda idzie z tyłu, od polderu, dalsza akcja nie miała sensu. W ciągu 2,5 godziny osiedle znalazło się w wodzie...
- Ta powódź to powtórka z roku 1997, wtedy osiedle Jelcz też zalała woda z polderu. Czy nie można było temu zapobiec?
- Nie. Przy obecnym stanie wałów Jelcz skazany jest na zalanie, ale służby odpowiedzialne za gospodarkę wodną powinny to wiedzieć i wcześniej nas o tym poinformować. Wiadome było, jaka jest wysokość i długość fali, a także jaką pojemność ma polder Lipki - Oława. Na podstawie wniosków z powodzi w roku 1997 można było przewidzieć, że woda nie zmieści się w polderze i zaleje nasze osiedle. Na spotkaniach powiatowego sztabu kryzysowego ani razu nikt o tym nie wspomniał, nie ostrzegł, a brali w nich udział pracownicy Dolnośląskiego Zarządu Melioracji i Gospodarki Wodnej, a także ludzie, którzy przeżyli i widzieli powódź. Jeżeli chodzi o sztab gminny, moim zdaniem stanął na wysokości zadania. Obrona wałów na Odrze była dobrze zorganizowana i przeprowadzona. Dowodami są - zakończone powodzeniem - akcje na ulicy Wrocławskiej i w Łęgu, a także w Brzezinkach i Grędzinie. Były momenty obrony, kiedy prowadzono akcję w pięciu, a nawet sześciu miejscach odległych od siebie.
- Cofka z Młynówki Jeleckiej zalała kilka domów przy ulicy Wrocławskiej i gospodarstwo na Kolonialnej. Dlaczego tej rzeczki nie oddziela od terenów zamieszkanych wał powodziowy?
- Bo go nigdy nie wybudowano. Wał powodziowy na tym odcinku przewidziany jest w projekcie pod tytułem „Lipki - Oława, modernizacja polderu. Budowa wału W-1(OM)”. Projekt realizuje DZMiGW. Pozwolenia na budowę ma uzyskać w sierpniu tego roku i mam nadzieję, że uzyska. Prace nad tym projektem rozpoczęły się wiosną 2007. Obejmują przebudowę i budowę wałów na terenie gminy Jelcz-Laskowice - łącznie 4,5 kilometra, wraz z oprzyrządowaniem, w tym przepompownią przy ujściu Młynówki Jeleckiej do Odry. Jeżeli będą pieniądze, taki projekt można zrealizować w ciągu roku.
- Czy wtedy mieszkańcy będą mogli czuć się bezpiecznie?
- Takiej pewności nigdy nie będzie, bo nikt nie może przewidzieć skali żywiołu. Jeśli uda się zrealizować ten projekt i zmodernizować wały, możliwość powodzi będzie mniejsza. Ale nigdy nie będzie stuprocentowej pewności.
- Domy wielu mieszkańców zalanego osiedla długo nie będą się nadawały do zamieszkania. Czy mogą w tej sprawie liczyć na pomoc gminy?
- Tak, cały czas są gotowe miejsca w schronisku w Chwałowicach. Powodzianie mogą tam zostać tak długo, jak będą potrzebować. Ponadto przygotowaliśmy dla nich 6 mieszkań z zasobów komunalnych. Dwa już przekazaliśmy rodzinom z dziećmi.
- Jeszcze na jaką pomoc gminy mogą liczyć powodzianie?
- Za darmo podstawiamy pod domy kontenery i wywozimy śmieci. Uzgodniłem z prezesem Zakładu Gospodarki Komunalnej, że nie pobierze od powodzian opłat za większą ilość ścieków. Mieszkańcy otrzymają faktury zgodnie ze stanem liczników, ale nie muszą płacić. Muszą jednak napisać i złożyć w ZGK wniosek o umorzenie powstałego długu. Przygotowałem też uchwałę o zwolnieniu powodzian z podatków. Musi ją zaopiniować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jeżeli opinia będzie pozytywna, poddam ją Radzie Miejskiej pod głosowanie.
- Czy może pan podsumować akcję powodziową?
- Była prowadzona sprawnie i dobrze zorganizowana. Intensywnie pracował Gminny Zespół Zarządzania Kryzysowego, którego jestem szefem. Ani na chwilę nie zabrakło sprzętu, piasku i worków.
W akcji wzięło udział 600 wolontariuszy, w tym 3 oddziały młodych ludzi z organizacji „Strzelec”, osiem jednostek Ochotniczej Straży Pożarnych i Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza Państwowej Straży Pożarnej, a także duża grupa strażaków emerytów i pracownicy służb gminnych. Akcją bezpośrednią kierowali Wiesław Kawałko, inspektor gminny ochrony ppoż., wiceburmistrz Tomasz Kołodziej oraz komendant JRG PSP Witold Deryło. Wartę w sztabie kryzysowym pełnili pracownicy służb gminnych. Do walki z wodą zużyto 65 tysięcy worków z piaskiem. Prowadzone działania zakończyłyby się sukcesem, gdyby woda nie przyszła od tyłu. Wówczas już nic nie można było zrobić. Walka z żywiołem szybko przeszła w usuwanie skutków. Dziś,
31 maja, po 9 dniach po „zalaniu”, śmiało mogę powiedzieć, że za 2-3 dni nie będzie wody
w domach. Dzięki zapobiegliwości strażaków, ich kontaktom i szybkim działaniom, od kilku dni na terenie zalanego osiedla pracuje 8 pomp o wysokiej wydajności. Kolejnym etapem będzie sprzątanie, mycie
i osuszanie. W pogotowiu czeka ponad 60 osuszaczy. Poszkodowani otrzymują przez cały czas pomoc doraźną, czyli jedzenie, wodę, środki czystości. Od 1 czerwca rozpoczniemy wypłacanie pomocy, tej „do sześciu tysięcy złotych”.
- A jakie są szkody w infrastrukturze gminnej?
- Zniszczonych jest 11 kilometrów dróg i chodników gminnych, przepompownie wody, a także instalacje. Wstępnie straty oszacowaliśmy na 5,350 mln zł. Ciężko będzie pokryć to z budżetu gminy. Zrobimy jednak wszystko, by pozyskać na odbudowę infrastruktury samorządowej jak najwięcej środków z zewnątrz, tym bardziej, że zalanie nie jest skutkiem naszych zaniedbań czy błędnych decyzji. W tej chwili najważniejszy jest jednak powrót mieszkańców do domów oraz dalsza pomoc. Na tym się skupiamy.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze