Wtedy kilka centymetrów więcej oznaczałoby zalanie miasta oraz miejscowości w lewobrzeżnej części powiatu. Tym razem był większy zapas bezpieczeństwa, bo po tamtej powodzi znacznie podwyższono i wzmocniono odrzańskie wały.
Najgroźniej było w rejonie Siedlec i w Oławie na Zaodrzu. Niestety nie tylko najgroźniej w Starym Otoku i Starym Górniku oraz w dawnej wsi Jelcz, obecnie stanowiącej dzielnicę miasta. Tam domy i inne zabudowania stały się wysepkami na wodzie, a powodziowe straty są podobno największe na Dolnym Śląsku.
Ta sytuacja oraz heroiczna walka wielu ludzi odbija się już w trzecim wydaniu naszej gazety i na jej stronach internetowych. Najgorsze minęło? To ze znakiem zapytania i niepewnością, bo wedle mądrego przysłowia - nigdy nie mów nigdy. Miejmy jednak nadzieję, że minęło. Woda opada, odpływa lub jest i będzie pompowana. To, co pozostaje po powodzi, też niesie duże zagrożenia i powoduje ogromne koszty, nie tylko finansowe. Natomiast bardzo cenna jest nauka, wyciąganie wniosków z trudnych sytuacji.
Czego nauczyliśmy się i co się zmieniło przez trzynaście lat po poprzedniej powodzi? Cennym efektem są te umocnione wały. Natomiast nie wszystkich zadowalają postępy w powszechnie pojmowanej obronie cywilnej. Wedle obowiązującej ustawy jej szefami w terenie są wojewoda, a kolejno starosta, wójt i burmistrz. W skład obrony cywilnej wchodzą służby specjalistyczne i wszyscy obywatele (z kilkoma wyjątkami, m.in. niepełnoletnich i seniorów), przy czym podlegają obowiązkowi szkolenia. Czy ktoś słyszał o powodziowym szkoleniu w naszych miastach i gminach?
Funkcyjni wiedzą, co do nich należy, potwierdzali to w praktyce, choć na ten temat krążą różne zdania. Zwykły obywatel, wedle ustawy zaliczany do OC, też powinien wiedzieć, co ma robić i jak się zachowywać, jeśli się zdarzy takie czy inne zagrożenie, również powodzi¹. Z tym było fatalnie, a nieświadomość to droga do paniki.
Owszem, można przeczytać w internecie ustawy i instrukcje ogólne o zasadach postępowania po usłyszeniu alarmu: - Ubrać się, wyłączyć wszystko, zamknąć okna, zabrać dokumenty itd. To pozostało sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy formacje obrony cywilnej regularnie i często szkolono. Z tamtych czasów zapamiętałem tajemnie szeptaną radę na wypadek ataku atomowego: pod białym prześcieradłem czołgać się w kierunku cmentarza. To jednak nie na powódź, która potrafi rozmywać groby.
Teraz, podobnie jak przed trzynastu laty, panowała panika, histerycznie podsycana przez coraz bardziej zdenerwowanych i przestraszonych. Roiły się przerażające wieści, porywano się do działań spontanicznie, czasem bez sensu i potrzeby. Brakowało żywej informacji, bo radia i telewizje podawały przeróżne wieści. Rybacka stała się wielką sceną, na której przeważała totalna krytyka wszystkich i wszystkiego. Pod tym względem zrobiliśmy w minionych latach milowe kroki do przodu. Powódź słów i oskarżeń. Brakowało bezpośredniego informowania o sytuacji, organizowania działań i nadzoru. W informacyjną pustkę wkradał się wyolbrzymiony strach. Mieszkańcy dość często zachowywali się jak obrona niecywilna, takie pospolite ruszenie. Zbyt dużo chaosu puszczanego luzem. Taka forma obrony była dobra tysiące lat temu, kiedy nawet kij był bronią. Niestety, kijem Odry nie zawrócisz…
Edward Bykowski
Rys. Bolesław Telip
Napisz komentarz
Komentarze