Oława. Prywatyzacyjne dylematy
- Szykuje się już pan do odejścia z oławskiego PKS?
- To pewnie kiedyś tak czy inaczej nastąpi, bo nikt przecież nie jest dożywotnio przyspawany do fotela prezesa oławskiego PKS. Na razie jednak nie widzę powodu do rezygnacji ze stanowiska, bo firma, którą kieruję prawie cztery lata, ma się całkiem dobrze...
- ...ale wkrótce to się może zmienić, bo duży apetyt na nią ma oławski samorząd powiatowy. Zdaniem licznej grupy pracowników PKS, którą pan także wspiera, przejęcie firmy przez Starostwo Powiatowe to zły pomysł.
- To nie jest kwestia dobrego czy złego pomysłu. Nasza firma już od wielu lat działa w ramach gospodarki wolnorynkowej i radzi sobie w niej, oczywiście czasami lepiej, czasami gorzej. Mamy jednak pewne ograniczenia, wynikające ze struktury własnościowej. Warto może w tym miejscu przypomnieć, że nasze przedsiębiorstwo ma już za sobą niezły kawałek historii. Powstało 1 stycznia 1974, z połączenia placówek przewozów pasażerskich i przewozu ładunków, podlegających PKS Wrocław, oraz terenowej placówki w Strzelinie, wówczas podlegającej PKS w Dzierżoniowie. Firma ulokowana była w strukturze organizacyjnej Państwowej Komunikacji Samochodowej, z centralą w Warszawie, jednak od początku funkcjonowała na zasadzie pełnego własnego rozrachunku gospodarczego. U schyłku PRL zatrudniała ponad pięćset osób, ale proces transformacji politycznej i gospodarczej z lat 1989 i 1990 spowodował zredukowanie znacznej części usług, zwłaszcza krajowych przewozów towarowych, świadczonych wcześniej na rzecz lokalnych przedsiębiorstw, takich jak JZS, Polmozbyt, Huta „Oława” czy Zakłady Tworzyw Sztucznych „Erg”. To pociągnęło za sobą ograniczenie zatrudnienia, które spadło do około 320 osób.
W 2002 roku zrobiliśmy pewien krok w stronę prywatyzacji, gdy przekształcono nas w spółkę akcyjną. Był to jednak raczej mały kroczek niż krok, bo naszym stuprocentowym właścicielem pozostał Skarb Państwa.
- … i ten Skarb Państwa chce się was teraz szybko pozbyć.
- Myślę, że nie. Akceptacja takiej oceny sytuacji oznaczałaby, że faktycznie jesteśmy czymś złym i niechcianym. Określone ruchy, jakie w ostatnim czasie wykonano w sprawie naszej firmy i o których już dość sporo mówiło się czy pisało w mediach, wynikały z ogólnej koncepcji rządu. Głównym celem jest pełne sprywatyzowanie przedsiębiorstw tego typu jak nasza spółka.
W ślad za tym w ubiegłym roku Ministerstwo Skarbu Państwa uruchomiło określone procedury prywatyzacyjne…
- …no i od razu w oławskim PKS zrobiło się gorąco.
- Ale to nie powinno nikogo dziwić. Firma jest dość duża, ma zróżnicowane pola i formy działania, jak na dzisiejsze warunki gospodarcze zatrudnia sporą grupę ludzi, jest w miarę stabilna i nagle coś się zaczyna dziać. To z naturalnych powodów rodzi pewne obawy czy nawet niepokoje, chociaż na taką sytuację byliśmy już od dawna przygotowani.
O pełnej prywatyzacji naszej firmy mówiło się przecież nie od dziś, ale dopóki nie było konkretnych działań ze strony właściciela, no to jakoś się rozchodziło po kościach.
- Do pełnej prywatyzacji byliście więc stopniowo przygotowywani, ale nie spodziewaliście się, że możecie nagle przeskoczyć z parasola państwowego pod samorządowy.
- Może to zbyt wczesna dygresja, ale słowo „parasol ochronny” raczej nikomu w naszej firmie ciepło się nie kojarzy. Prawie nigdy i nikt nie roztaczał go nad nami. A jeśli już, to był on mocno dziurawy i bardzo przeciekał, zwłaszcza w trudnych chwilach dla firmy, jak choćby we wspomnianych latach 1989 - 1990. Teraz oławski poseł PO Roman Kaczor próbuje nad nami rozciągnąć jakiś kolejny i mityczny „parasol ochronny”, a my widzimy, że on po prostu mocno wspiera swojego partyjnego kolegę - pana starostę Marka Szponara, który dąży do przejęcia oławskiego PKS przez Starostwo Powiatowe…
- … i to się wam nie podoba, dlatego protestujecie?
- Tu nie chodzi o jakiś protest czy sprzeciw. My po prostu chcemy spokojnie i rzetelnie przedyskutować z władzami powiatu najlepszą dla nas i dla nich formę przekształcenia naszej firmy, która tak czy inaczej najpóźniej do końca tego roku ma już nie być spółką Skarbu Państwa.
- Pan starosta mówi, że zainteresował się waszą firmą, bo otrzymał ofertę od ministerstwa i gdyby na nią nie zareagował pozytywnie, to mógłby być oskarżony o niegospodarność. Wszak może otrzymać za darmo spory majątek.
- My to doskonale rozumiemy. Ministerstwo wytyczyło dwie ścieżki przekształceniowe dla firm typu PKS - prywatyzację i komunalizację. Na razie próbuje tej drugiej formy i dotąd z dość marnym skutkiem. Zdecydowana większość marszałków czy zarządów województw odmówiła przejęcia przedsiębiorstw komunikacji samochodowej. Z tego, co wiem, władze powiatowe generalnie są także temu przeciwne, ale oczywiście zdarzają się lokalne wyjątki…
-…i z taką sytuacją mamy do czynienia w naszym powiecie.
- No tak, chociaż na obecnym etapie trudno to jednoznacznie ocenić, bo decydujący głos w tej sprawie będzie miała Rada Powiatu, a ona dotąd oficjalnie nie wypowiedziała się w tej kwestii.
- Problem miał być rozstrzygnięty na lutowej sesji Rady Powiatu, ale na wniosek Zarządu Powiatu zdjęto z porządku obrad projekt uchwały o bezpłatnym przejęciu akcji spółki PKS w Oławie.
- Myślę, że to była dobra decyzja i że wzięto pod uwagę nasze zastrzeżenia, które przedstawiliśmy dwa dni przed tą sesją, na wspólnym posiedzeniu komisji Rady Powiatu. One wynikają przede wszystkim z opinii prawnej, jaką dysponujemy. Zdaniem prawników przejęcie takiej firmy jak nasza, o tak rozbudowanej strukturze i zróżnicowanej działalności, wykraczającej także poza teren powiatu oławskiego, byłoby sprzeczne z przepisami ustawy o samorządzie powiatowym. To, co jest najważniejsze dla władz powiatu, czyli przewozy osobowe, stanową u nas zaledwie 30 procent działalności, zarówno pod względem przychodów jak i liczby zaangażowanych w to ludzi oraz wielkości sprzętu. Co więcej - w tym segmencie przewozowym kolejne 30 procent to typowa działalność komercyjna, a takiej - według naszej wiedzy - starostwo nie będzie mogło prowadzić.
- Radca prawny starostwa Andrzej Woźniak uważa, że nie ma żadnych przeszkód prawnych w kwestii skomunalizowania PKS.
- Z całym szacunkiem, ale pan mecenas tylko ustnie wygłosił swoją opinię na wspomnianym posiedzeniu komisji i pewnie przygotował ją na dwie lub trzy godziny przed rozpoczęciem tego spotkania. My mamy pisemną, dokładną i bardzo rzetelną analizę prawną. Wynika z niej, że z chwilą przejęcia PKS starostwo może wpaść w kilka pułapek, nazwijmy to kompetencyjno-monopolistycznych. Starostwo np. wydaje zezwolenia na prowadzenie usług typu „Przewozy osobowe”. Jeśli samo będzie je prowadzić, to naturalną jest rzeczą, że będzie chciało ograniczyć konkurencję. Podobna kwestia dotyczy stacji kontroli i rejestracji pojazdów, a taką mamy w naszej firmie. Starostwo je sprawdza i nadzoruje, więc co - będzie sędzią we własnej sprawie? Następna kwestia - deficytowe linie w przewozach osobowych. My staramy się to na bieżąco monitorować i po pewnym czasie te nierentowne linie likwidujemy. Starosta pod naciskiem społecznym będzie je chciał utrzymać, ale tak, by zbyt dużo nie dokładać do interesu. Więc co zrobi? Podniesie ceny biletów.
- Ale starosta liczy się też z opinią części waszych pracowników, którzy uważają, że złym rozwiązaniem jest prywatyzacja, bo ona może w konsekwencji oznaczać taki los, jaki spotkał Stocznię Gdańską czy chociażby znacznie nam bliższe Jelczańskie Zakłady Samochodowe.
- Takie obawy zawsze występują, ale dotychczasowa praktyka pokazała, że wcześniej sprywatyzowane firmy typu PKS mają się całkiem dobrze, jak choćby wspominany na tym lutowym spotkaniu w starostwie holding jeleniogórski, zrzeszający pekaesy z kilku miast dolnośląskich. Tu raczej żaden Katarczyk nam nie grozi. Chcemy uczestniczyć w prywatyzacji poprzez założenie spółki pracowniczej, co jest dodatkową gwarancją, że ten nowy podmiot, który przejmie firmę, nie będzie jej za bezcen wyprzedawał, bo przecież nie będzie odcinał gałęzi, na której siedzi.
- Na lutowym spotkaniu w sali obrad Rady Powiatu przedstawiciele działających u was dwóch związków zawodowych ostro sprzeciwili się zawiązaniu spółki pracowniczej.
- Nie ukrywam, że byłem tym mocno zaskoczony, bo zarówno pan Leszek Sławski, który jest przewodniczącym związku „Solidarność”, jak i pan Artur Stec, który szefuje związkowi „Sierpień 80”, jeszcze w listopadzie ubiegłego roku byli gorącymi zwolennikami spółki pracowniczej i podpisali się pod pismem w tej sprawie, skierowanym do Ministerstwa Skarbu. Myślę, że ich obecny sprzeciw wynika bardziej z osobistych urazów, kierowanych do mnie jako do prezesa i jest konsekwencją pewnych działań dyscyplinarnych, jakie niedawno powziąłem w stosunku do obu panów. Nie chcę tu szerzej rozwijać tego wątku, bo nie chcę zaogniać sytuacji. Powiem tylko, że spora grupa członków obu tych związków podpisała się pod wnioskiem w sprawie założenia spółki pracowniczej i nieprawdą jest to, co mówił w starostwie pan Sławski, że 60 procent załogi jest temu przeciwna.
- Ale faktem jest, że załoga jest w tej kwestii podzielona.
- To jest normalne i naturalne, że w grupie około 300 osób są różne zdania czy poglądy. Myślę jednak, że jeśli decydenci podejmą w naszej sprawie określone decyzje, to załoga się im spokojnie podporządkuje i ponownie zjednoczy. Na pewno dokona się to szybciej i łatwej, jeśli w tworzeniu tych decyzji będzie podmiotem i przede wszystkim poważnym partnerem, a nie przedmiotem.
- I tego „bycia podmiotem” panu oraz wszystkim pracownikom PKS w Oławie SA w imieniu czytelników „GP-WO” gorąco życzę.
Napisz komentarz
Komentarze