Jelcz-Laskowice
- Kiedy burmistrz Kazimierz Putyra w czerwcu 2007 roku powierzył ci zadanie utworzenia Miejsko-Gminnego Centrum Kultury, pojawiły się głosy, że to misja niemożliwa, bo coś takiego jak kultura w Jelczu-Laskowicach nie istnieje, a jednak udało się…
- No tak, było tu trochę tak, jak z hasłem pewnego niezbyt poważnego polityka, czyli "Nie było niczego". Na szczęście były chęci, pomysły i wsparcie dobrych ludzi. Teraz po dwóch latach pracy prowadzimy zajęcia w ponad 20 sekcjach zainteresowań. Ofertę kulturalną zaczynamy od sześciomiesięcznych maluchów, które razem z rodzicami stawiają pierwsze kroki w dziecięcym ogrodzie muzycznym. Prowadzimy zajęcia dla dzieci, młodzieży i dorosłych oraz seniorów skupionych w Akademii Złotego Wieku. Razem to ponad 300 osób, a przecież działalność centrum to nie tylko miasto. Od początku dobrze układała się współpraca z miejscowościami wiejskimi. Dlatego działają świetlice w Minkowicach, Biskupicach, Dębinie, Wójcicach i Miłocicach. Od nowego roku planujemy rozszerzenie tej działalności na Miłoszyce i Chwałowice. W obu tych miejscowościach powstały prężne stowarzyszenia i są ludzie, z którymi możemy razem zrobić coś fajnego. Bo właśnie ludzie są najważniejsi, nie dokonalibyśmy tego wszystkiego bez dobrego zespołu.
- Centrum rozpoczęło działalność bardzo dynamicznie. Nowe imprezy, pomysły, lub nowe formuły starych przedsięwzięć, np. Dni Jelcza-Laskowic, polsko-włoski festiwal teatralny, aleja gwiazd w Dębinie, wieczór kabaretowy lub wyróżnienie jedenastu dzielnych ludzi na 11 listopada. Poprzeczka postawiona wysoko, teraz wszyscy zastanawiają się, czym jeszcze nas zaskoczycie ?
- To, co robiliśmy do tej pory, zostało zauważone i możemy się cieszyć. Tak samo traktuję powołanie mnie do Wojewódzkiej Rady Kultury, działającej przy marszałku województwa. To wyróżnienie dla naszego miasta, które dopinguje nas do cięższej pracy. W tym roku pojawią się kolejne nowe przedsięwzięcia. Bardzo liczę na udaną współpracę z jelczańskim środowiskiem hip-hopowym, które na czele z "Człowieniem" robi świetne rzeczy. W czerwcu znowu ożywimy amfiteatr, który jest świetnym miejscem właśnie na jelczańską noc hip-hopową. Pomysł polega na połączeniu występów naszych wykonawców z gwiazdą wieczoru. Na 90 procent będzie to W.W.O lub Molesta. Zresztą pierwsze efekty naszej współpracy powinny być już widoczne podczas święta naszego miasta, a raczej dzień przed, ale na razie nie chcę zdradzać więcej. Młodzi gniewni dostaną szansę, od nich zależy, czy ją wykorzystają. Szykujemy także ciekawy projekt z udziałem zespołu RH+. Zaskoczymy na pewno podczas rocznic. Myślę, że przyzwyczailiśmy już mieszkańców, pokazując jak obchodzić radosne święta. Nie będzie sztampy i przemówień pod pomnikami, podczas których zmieniają się tylko daty, a przemówienia wciąż są te same. Jak tu można się cieszyć ze zwycięstwa z 1920 roku, kiedy zaraz zobaczymy te same smutne twarze i czytanie przemówień, no może dołoży ktoś jeszcze obowiązkowy program słowno-muzyczny. U nas tego nie ma, i może dlatego mamy tłumy podczas zwiedzania choćby "Pociągu do historii", czy święta Wojska Polskiego. Nie musimy zbierać uczniów na pierwszomajowe pochody i wmawiać wszystkim, że promujemy miasto. Będziemy rozwijać także festiwal teatralny. Już rok temu mieliśmy na nim gości z największych festiwali teatralnych z francuskiego Avinionu i Hiszpanii. Teraz chcemy, by pod koniec sierpnia całe miasto żyło tym wydarzeniem, bo to może być nasza kolejna wizytówka.
- Są nowe pomysły, ale także i stare. Wiele mówiło się o reaktywowaniu popularnej kiedyś imprezy „Poetyckie Chwałowice”
- Na pewno tak, choć jeszcze nie wiem, czy akurat w takiej formie. Raczej spróbujemy coś zmienić, dodać pewne elementy. Zaproponujemy współpracę tym, którzy je współtworzyli, bo wtedy to była świetne impreza. Przyjeżdżała absolutna czołówka poetycka, szkoda, że tak łatwo zrezygnowano z tego przedsięwzięcia. Nie wszyscy mają świadomość, że potem bardzo trudno coś odbudować. Ktoś kiedyś zlikwidował Ośrodek Kultury, ktoś zrezygnował z "Poetyckich Chwałowic", a ktoś przekazał ośrodek „Nad stawem” w prywatne ręce. Efekty tych działań są takie, że potem przez parę lat zostają nam tylko wspomnienia, opowieści jak to kiedyś bywało i zastanawianie się, jak wskrzesić to, czego inni nam zazdrościli.
- Coraz bliżej końca sporu sądowego o staw, gmina wygrała sprawę, ale wyrok jest nieprawomocny. Jakie są plany z zagospodarowaniem tego miejsca, aby jak najlepiej służyło mieszkańcom?
- To pytanie raczej do władz miasta. Wiem, że plany przekształcenia naszego stawu w prężny ośrodek całoroczny są bardzo ambitne. Na to potrzeba przede wszystkim czasu. My ze swojej strony możemy zapewnić, że jeśli będą już prawne możliwości, to postaramy się, by mimo wszystkich niedogodności ośrodek mógł latem znowu zaistnieć jako miejsce, gdzie mogą się dziać ciekawe rzeczy. Pomysłów nam nie zabraknie.
- Budżet centrum musi uwzględniać potrzeby kulturalne mieszkańców miasta i gminy. Czy w ogóle jest możliwe, aby osiągnąć kompromis przy różnych wymaganiach? Zawsze znajdą się tacy, dla których będzie za mało i nie tak…
- Naszą rolą jest zapewnić jak największą różnorodność wyboru. Skoro w naszym mieście można iść na koncert w ramach festiwalu Wratislavia Cantans, który prowadzi sam dyrektor festiwalu, a miesiąc później bawić się na koncercie hip-hopowym, to chyba znaczy, że ten wybór jest spory. Możemy iść na koncert krakowskich legend, a więc "Piwnicy pod Baranami" czy "Pod Budą", by potem bawić się na festynach wiejskich lub dożynkach gminnych. Nie ma znaczenia to, jak my się zapatrujemy na pewne rodzaje muzyki, bo oferta ma być dla wszystkich. Skoro mamy ponad 20 sekcji, to znaczy, że jest w czym wybierać. Oczywiście, widzimy potrzebę nowych zajęć, zresztą zapraszam wszystkich chętnych do siedziby centrum. Jeszcze się nie zdarzyło, by jakiś ciekawy pomysł nie był zrealizowany. Warunki bytowe mamy jakie mamy i niełatwo będzie nam to zmienić przez najbliższe lata, choć na pewno będziemy próbować.
- Czy można w dłuższej perspektywie dobrze zarządzać centrum kultury, organizować koncerty i spektakle, nie mając sali widowiskowej?
- Z roku na rok jest to coraz trudniejsze. Właśnie dlatego, że mamy coraz większe zainteresowanie naszą ofertą. Już w tej chwili część zajęć trzeba prowadzić w pomieszczeniach biurowych. Dzięki umowie ze Spółdzielnią Mieszkaniową Lokatorko-Własnościową korzystamy z klubu „Mikron”, ale to nie jest obiekt przystosowany do zajęć prowadzonych w centrum kultury. Tu możemy tylko z zazdrością popatrzeć w stronę innych miast. Robimy jednak to, co możemy. Zajęcia są prowadzone od rana do późnych godzin wieczornych. Korzystamy też z uprzejmości dyrektorów szkół Bożeny Worek, Piotra Pilawy i Andrzeja Pasternaka. Niedawno mieliśmy jednak kolejny problem. Dostaliśmy propozycję wystawienia "Antygony w Nowym Jorku" na deskach Teatru Polskiego, a tymczasem nie mieliśmy gdzie przeprowadzać prób. Inna sprawa to brak możliwości realizowania imprez w sezonie zimowym. Stan hali sportowej woła o pomstę do nieba, musimy się ratować w inny sposób.
- Czy słuszna jest decyzja radnych z klubów Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, dla których utworzenie centrum i wznowienie działalności kulturalnej w gminie było jednym z punktów w kampanii wyborczej, a na grudniowej sesji głosowali za zdjęciem z budżetu środków przeznaczonych na rozpoczęcie budowy hali widowiskowo-sportowej?
- Z naszej perspektywy, a także perspektywy sportowców, oczywiście nie. Od początku byłem za tym, żeby zostawić choć część środków potrzebnych na rozpoczęcie prac budow;anych, zakup projektu itd. To można było zrobić przy odrobinie dobrej woli, nawet będąc w opozycji. Tymczasem zdjęto wszystkie środki, a to powstrzyma realizację tej inwestycji o kolejny rok. Najbardziej zdziwił mnie radny PO, który jest działaczem sportowym, a teraz głosował przeciw hali sportowej. To trochę tak, jakby karpie głosowały za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia. Drugi opowiada teraz, że nie wiedział za czym głosował. Co do PIS, to dwóch radnych było przeciw, doszło do konfliktu, który spowodował rozwiązanie klubu. Dodatkowo radni PIS głosujący za zdjęciem całości środków z hali głosowali przeciw uchwale jelczańskiego zarządu partii. Dobrze, by było odpowiedzieć sobie, czy było warto? To co najmniej dziwne, że przez tyle lat nikomu nie przeszkadzają kolejne „blaszaki” w centrum miasta, teraz stacja benzynowa. Hala i sport ciągle nie mają szczęścia. Do tej pory wszystko osiągnęliśmy dzięki współpracy z Radą Miejską. Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i uda się wrócić do pomysłu budowy hali na najbliższych sesjach. Szkoda czasu na spory.
- Wrześniowa premiera „Antygony w Nowym Jorku” w laskowickim amfiteatrze była wielkim sukcesem. Co dalej z dziełem, które powstało z wielu marzeń, starań i pasji?
- 11 stycznia odbyła się premiera spektaklu w Teatrze Polskim. Pod koniec lutego czeka nas jeszcze większe wyzwanie, bo pojedziemy z "Antygoną" do Włoch. Wystawimy ją w Livorno, w tamtejszym teatrze. Trwają już rozmowy z ambasadą polską we Włoszech, by dograć szczegóły. Na pewno wystawimy też spektakl jeszcze raz w Jelczu-Laskowicach, czekamy na wolny termin autora dramatu, Janusza Głowackiego, który zapowiedział, że tym razem będzie na pewno. Mamy już zaproszenia z innych miast w Polsce. Zainteresowanie "Antygoną" przerosło nasze wyobrażenia. Ktoś kiedyś powiedział, że mamy perełkę i nie możemy jej zmarnować. Najważniejsze, że to jest nasze, jelczańskie, możemy być z tego dumni i promować nasze miasto nie tylko w kraju, ale i w Europie. Jest jeszcze jeden pomysł, bo odezwało się środowisko polonijne z Nowego Jorku. Do realizacji tego projektu droga ogromnie daleka, ale pasji i marzeń nadal nam nie brakuje, więc kto wie?
- Słyszy się, że są różne pomysły i plany, aby uczcić pamięć zmarłego rok temu Tadeusza Szymkowa, aktora Teatru Polskiego mieszkańca Chwałowic, który był także jednym z inicjatorów powstania „Antygony…”
- Oczywiście, że tak, bo cały czas czujemy Tadzia gdzieś tu koło nas. To on wyzwala w naszych aktorach ten błysk w oczach. Robert Gonera zaproponował, aby nazwać jelczański park imieniem Tadeusza. To świetna inicjatywa, ale nie chcemy na niej poprzestać. Właśnie z inicjatywy Roberta i Stanisława Wolskiego zamierzamy rozszerzyć nasze przedsięwzięcie na powstanie "Teatru w M", a więc teatru w miejscu. Robert nawet mówi trochę żartem, że można by nas połączyć z innym miastem, które ma bazę, a nie ma tylu pomysłów i zaangażowania, ile my. Powrót do idei „Poetyckich Chwałowic”, ale zrealizowanych trochę inaczej, daje kolejną szansę na uczczenie zupełnie wyjątkowej osoby, której tak wiele zawdzięczamy.
- Podczas realizacji „Antygony…” udowodniono, że można wokół świetnego projektu skupić wiele ludzi. Jelcz-Laskowice to młode miasto, w jaki jeszcze sposób można wykorzystać jego potencjał?
- Dokładnie w ten sam sposób. Nie byłoby sukcesu „Antygony” bez zaangażowania wielu ludzi. Dziękowałem im wszystkim na sesji Rady Miejskiej, zaraz po przedstawieniu. Tak samo powinno być w sporcie i w każdej innej dziedzinie życia. Zabrzmi to strasznie banalnie, ale potencjał jest w każdym z nas. To potwierdzają dotychczasowe sukcesy autorów, choćby „Poetyckich Chwałowic”, czy teraz Antygony. Niedawno usłyszałem taką opinię, która powinna stanowić nasze motto w działaniu dla dobra miasta. Dotyczyła realizacji Antygony w totalnie zdewastowanym amfiteatrze, w zaniedbanym parku. "Ktoś zobaczył zniszczony amfiteatr, ktoś chciał wystawić sztukę, ktoś miał marzenia i w niej zagrał. Czy człowiek nie brzmi teraz dumnie…?"
Napisz komentarz
Komentarze