Oława
Baza na Marsie
- Skąd się wzięło zainteresowanie kosmosem u młodej kobiety, która interesuje się fotografią, poezją i literaturą?
- To wynika z czasów dzieciństwa. Zawsze wiele rzeczy mnie ciekawiło i dużo robiłam. Były ciągoty do artystycznych działań, mimo to zawsze miałam umysł ścisłowca. Matematyka i fizyka łatwo wchodziły mi do głowy. Stąd też wynikło moje zainteresowanie astronomią i kosmosem.
- A skąd sam pomysł napisania pracy o załogowej bazie na Marsie?
- Nie pamiętam dokładnie, kiedy ten pomysł się narodził. Jednak moje zainteresowania wzięły się także z tego, że mój brat brał udział w projektach Europejskiej Agencji Kosmicznej. Od małego lubiłam patrzeć w gwiazdy. Temat dyplomu zrodził się właśnie z połączenia moich przeciwstawnych pasji - projektowania i astronomii. Zaczęłam dużo czytać na ten temat i szukać materiałów oraz promotora, który podjąłby się tego zadania.
- Trudno było?
- Nie. Pierwsza osoba, którą poprosiłam, zgodziła się. Był to doktor Marcin Brzezicki, który u nas na uczelni mógł już mieć dyplomantów. Dobrze mi się z nim pracowało przy projektach. Przy rozmowie okazało się, że wcześniej brał udział w projekcie łazika marsjańskiego - temat nie był mu obcy, a zbieg okoliczności zabawny.
- Czy nie słyszałaś głosów krytyki, że to głupi pomysł i lepiej dać sobie z nim spokój?
- Wiele osób tak reagowało. Architektura to designerski kierunek. Standardowy dyplom studenta musi być „odjechany”. Nacisk kładzie się głównie na nowoczesny projekt, grafikę, część rysunkowa powinna być świetna i robić wrażenie. W mojej pracy dyplomowej główną część stanowił opis. Choćby z tego punktu widzenia był to dyplom nietypowy, wzbudzał wiele emocji, nie zawsze pozytywnych. To był bardzo ciężki temat. Projekt muzeum, czy szkoły tańca, można wykonać, jeśli nawet ktoś się opóźni, w trzy lub dwa miesiące. Swój projekt tworzyłam przez dwa lata. Był to czas bardzo pracowity. Słyszałam, że albo się obronię z wielkim sukcesem, albo polegnę. Na obronie męczyli mnie dość mocno, ale na szczęście udało się... Mój koreferent dał mi świetną opinię, a jego zdanie była dla mnie bardzo ważne - doktor Głowacki to jeden z najlepszych wrocławskich architektów i bardzo dobry nauczyciel.
- Co sprawiało najwięcej trudności w pisaniu pracy?
- W tamtym czasie w języku polskim nie było prawie żadnych opracowań, nie znałam nikogo, kto by zajmował się tą tematyką, nie wiedziałam od czego zacząć. W internecie można było znaleźć mnóstwo informacji, wszystko pisane po angielsku, wiele z tego to były śmieci. Na szczęście udało mi się również znaleźć strony organizacji, które zajmowały się poważnie Marsem. Wiele materiałów znalazłam na stronie NASA, wbrew pozorom jest to otwarta agencja, wszystkie wyniki badań są ogólnodostępne. Zbieranie materiałów trwało prawie dwa lata. Praca nad samym projektem nie należała do łatwych, ale dała mi dużo satysfakcji. Trzeba było pokonać wiele schematów myślowych i sprostać ograniczeniom. Jednak najwięcej stresów było już z wcześniej wspomnianą obroną i akceptacją mojego projektu na uczelni. Niestety, polskie szkolnictwo w zakresie architektury, nie stawia jeszcze na rozwijanie predyspozycji studentów, za to uczą konkurencji i bycia błyszczącym liderem - czegoś co nie jest dobrą cechą w zawodzie opierającym się na pracy zespołowej. Jeśli ktoś nie wpisuje się w preferowany schemat, nie jest mu łatwo.
- Jak powinna wyglądać baza na Marsie?
- Chciałam zrobić coś odjechanego, np. latające bąbelki, łączące się w sieć, w stylu kombinezonów, a wewnątrz znajdowałby się człowiek. Od tego zaczęłam. Pierwszy pomysł, to dom-skóra, w którym człowiek mógłby latać i żyć. Jednostki takie mogłyby się łączyć ze sobą i tworzyć społeczności, później powstawałyby kolonie. Pierwsi koloniści byliby zbieraczami-badaczami. Zaawansowana idea projektu była już praktycznie gotowa, ale zaczęły pojawiać się trudności, między innymi mur ze strony uczelni. Powstała silna obawa, że za taki temat mogę oblać. Trzeba było szukać dalej, czegoś co by było bardziej bliskie naszym czasom. Dlatego w drugiej wersji bardziej skupiłam się na odnalezieniu możliwego do realizacji pomysłu na wybudowanie jednostki na Marsie, przy użyciu jak najmniejszych dostaw z Ziemi, zapewnieniu samowystarczalności w jak największym stopniu oraz odpowiednich warunków dla życia ludzi i roślin. Projekt poprzedziłam szerokimi badaniami z zakresu psychologii, przyrody, oczywiście marsa i realiów kosmicznych. To co było odkrywcze w tej pracy to, to że bardzo wiele na Marsie można wytworzyć i wykorzystać. Projekt został wymyślony z użyciem teorii zrównoważonego rozwoju i ekologii. Zamiast dodawać coś obcego do środowiska, wykorzystałam jego naturalne walory, zamiast budowania - drążenie. Baza jest usytuowana w kraterze, zabezpieczonym od góry przezierną powłoką. Krater w naturalny sposób ochrania przed środowiskiem zewnętrznym. Część pomieszczeń jest umieszczona pod powierzchnią terenu, w wydrążonych komorach. Pozostałe, częściowo zagłębione w stokach z zapewnieniem naturalnego oświetlenia, wybudowane są przy użyciu lokalnych materiałów, powstających z przetworzenia pyłu marsjańskiego. W środku byłyby także tarasy z uprawami i cały zespół funkcji usługowo-kulturalnych.
- Twoja praca została nagrodzona jako jedna z najlepszych na uczelni. Czy ktoś inny, spoza szkoły, także ją zauważył?
- Zostałam nagrodzona na konkursie podczas konferencji naukowej studentów. W tym okresie marzyłam, żeby być częścią zespołu, który rozwinie ten pomysł. Nawiązałam współpracę z organizacją Mars Society, której celem jest wysłanie ludzi na Marsa. Jednak z wielu względów ten kontakt później się urwał. Pracowali oni nad innym projektem, który wymagał dużego zaangażowania, w pewnym momencie to było już dla mnie niewykonalne. Tego typu prace są robione za darmo, wiadomo, przez pasjonatów, im dalej projekt się posuwa, jeśli nie ma żadnego sponsora czy wsparcia, staje się niemożliwy do realizacji, bo pochłania cały czas, a niestety nie ma się wtedy za co żyć. Trochę jest mi głupio, że w pewnym momencie przestałam odpowiadać na ich maile. Po prostu poczułam, że to nie jest to.
- Czy marzy ci się podróż na Marsa? Zostawiłabyś wszystko z dnia na dzień, aby wyruszyć na podbój kosmosu?
- Od małego fascynował mnie i nadal fascynuje kosmos. Od dziecka patrzę w gwiazdy i zastanawiałam się, co tam może spotkać człowieka. Zawsze wierzyłam, że w gwiazdach jest nasza przeszłość i przyszłość - to na pewno. Gdy rozpoczynałam pracę nad tym projektem, poleciałabym od razu. Od tamtego czasu wiele rzeczy w moim życiu się zmieniło. Dziś musiałabym się dłuższą chwilę zastanowić. Ale na pewno w końcu bym się zgodziła, takiej przygody nic nie zastąpi.
- Czy podczas pracy nad bazą było coś, co ciebie zaskoczyło?
- Na pewno wielkim zaskoczeniem i ułatwieniem pracy było odkrycie wody na Marsie. Uwierzyłam wtedy, że zrealizowanie projektu jest możliwe. Widziałam zdjęcia czap lodowych i miałam nadzieję, że to wszystko, co wymyśliłam, jest możliwe i realne.
- Czy podczas pracy nad bazą bliscy nie zwracali ci uwagi, że kosmos ciebie pochłania i tracisz kontakt z rzeczywistością? Czy oprócz Marsa coś jeszcze istniało dla ciebie?
- Nie ukrywam, że bardzo mnie ten temat fascynował. To była niesamowita rzecz i przygoda. Jednak był moment, kiedy doszłam do wniosku, że moje zainteresowanie może być niezdrowe. Że żyję czymś, czego nie ma, jakby w innej rzeczywistości. Ostatni rok pisania, to był wielki stres, prawie w ogóle po nocach nie spałam, tylko pracowałam. W końcu uświadomiłam sobie, że tutaj na ziemi jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, do odkrycia, do zmienienia, do kochania. Może trochę żałuję, że mój projekt na razie nie ma żadnej kontynuacji, jednak teraz przede wszystkim chcę się poświęcić architekturze. Obecnie próbuję jak najwięcej nauczyć się o projektowaniu ekologicznym, tak by stwarzać dla ludzi przestrzeń przyjazną, zdrową i piękną. To jest mój zawód i pasja...
Magdalena Maria Górska
Z zawodu architekt, pracuje we wrocławskim oddziale niemieckiej firmy Heinle, Wischer und Partner Architekten. Od dzieciństwa interesuje się astronomią. Skończyła Liceum Ogólnokształcące im. Jana III Sobieskiego, w klasie o profilu informatycznym. Skończyła studia na Wydziale Architektury i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej. Studiowała również w Hiszpanii. Bardzo lubi podróżować. Jej marzeniem podróżniczym, jak na razie nie zrealizowanym, jest przemierzenie Ameryki Południowej i Himalajów, ucząc się jogi i filozofii pokoju. Ma wiele pasji. Jej hobby to fotografia, polska poezja, filozofia, a czasem i gra aktorska. W listopadzie 2009 jej fotografie i poezja były wystawiane w galerii „OKO” w Oławie. Za pół roku szykuje się kolejna wystawa połączona z wieczorkiem poetyckim. Więcej informacji o autorce projektu można znaleźć na stronie: www.magdalena-gorska.com. Jest tam także dostępna cała praca dyplomowa.
Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze