POWIAT
Uważajcie!
Aneta - nazywamy ją tak całkiem przypadkowo - jest oławianką, ma jedno dziecko, nigdzie nie pracuje, więc formalnie wciąż znajduje się w trudnej sytuacji materialnej. Praktycznie jednak nauczyła się jakoś sobie z tym radzić. I to „jakoś” jest w tej całej sprawie najciekawsze. Otóż Aneta ma dar. Dar przekonywania, że jest biedna, wiecznie potrzebująca pieniędzy na dziecko, a jednocześnie dobra, zaradna i oczywiście uczciwa. Niedawno przekonała o tym inną oławiankę starszą wiekiem, panią Teresę (to imię także przypadkowe).
- Nie mogę wziąć kredytu, ale na pewno spłaciłabym go bez problemu, tylko nie mogę o tym przekonać banku - mówiła tak przekonująco, że pani Teresa nie zauważyła wewnętrznej sprzeczności w tym, jak i co mówi Aneta. Na dodatek pani Teresa, jak to kobieta starsza wiekiem, tak się wzruszyła losem synka pani Anety, że wyraziła natychmiastową gotowość pomocy. To wystarczyło. Przynęta chwyciła. Od tej chwili pani Teresa brała udział w przygotowanym misternie „Planie Pomocy Anecie”, choć oczywiście wtedy jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Wystarczyło jeszcze parę dni nad nią popracować, by zgodziła się wziąć na siebie spory kredyt, bo wiadomo, emerytom łatwiej - stałe i pewne źródło dochodów. Pieniądze z kredytu - sporo, bo 25 tysięcy zł - miały być oczywiście dla wiecznie potrzebującej Anety, która przysięgała na kolanach, że spłaci wszystko co do złotówki. I w zasadzie z tą złotówką to była prawda, bo parę pierwszych rat spłaciła. Ale tylko tyle, bo właśnie w tym miejscu kończył się „Plan Pomocy Anecie”.
Teraz rozpoczynał się „Plan Ratowania Pani Teresy”. Niestety, ten nie był tak dokładnie przygotowany. Nie był też spodziewany przez panią Teresę, przynajmniej przez parę tygodni, zanim dostała pierwsze pismo z firmy windykacyjnej, że zalega ze spłatą kredytu, że trzeba natychmiast zapłacić, a jeśli nie, to przyjdzie komornik. Początkowo jeszcze nie wierzyła, że dobry uczynek tak bezpośrednio może się łączyć ze złym uczynkiem. Poleciała więc do Anety, żeby przypomnieć o spłatach, bo ta przecież obiecała, zarzekała się, przekonywała, że jest uczciwa. Ba, nawet przysięgała na dziecko!
Aneta spokojnie wysłuchała niespokojnej pani Teresy, mówiącej o ponagleniach z banku. I wtedy czar prysł. Spokój Anety również.
- A co ty mi tu będziesz krzyczała?! - wystrzeliła na klatce schodowej, bo do mieszkania już pani Teresy nie wpuściła. - No, jeśli ty tak na mnie krzyczysz, to ja na pewno już nie zapłacę ani złotówki. Bo podniosłaś na mnie głos...
Tym razem Aneta nie skłamała, wyjątkowo. Naprawdę nie zapłaciła już ani złotówki. Zresztą wcale nie miała takiego zamiaru, bo właśnie pracowała z panią Grażyną (to imię równie przypadkowe jak poprzednie) nad kolejnym „Planem Pomocy Anecie”. Teraz na horyzoncie był kredyt w wysokości 30 tysięcy złotych. Nie trzeba chyba dodawać, że pani Grażyna to osoba starsza wiekiem, dobroduszna, nieco naiwna, z sercem na dłoni. Już po drugiej rozmowie tak się wzruszyła losem Anety i jej dziecka, że sama zaproponowała pomoc...
Jak się kończy ta historia? Otóż na razie wcale się nie kończy. Poszkodowani nie chcą o tym mówić, bo się wstydzą własnej naiwności. Zresztą niewielkie mają szanse w walce na drodze sądowej, bo przecież każdy ma prawo wziąć kredyt, oddać pieniądze potrzebującym, po czym spłacać go przez lata w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. A że czują się oszukani? To trzeba udowodnić, co wcale nie będzie takie łatwe.
Na razie poszkodowani wciąż po cichu liczą, że jakoś się dogadają z Anetą. Ale wcale się nie dogadają. Bo ta nadal nie ma pieniędzy i właśnie planuje kolejny „Plan Pomocy...”. Kto tym razem weźmie na nią kredyt i będzie musiał go spłacać?
(CK)
Napisz komentarz
Komentarze