Tym razem na trybunach oławskiego stadionu zasiadło wyjątkowo mało widzów, co dziwi, bo ostatnio oławscy piłkarze grają jak z nut - przed pojedynkiem z Arką najpierw wygrali u siebie z ząbkowickim Orłem, a potem pokonali na wyjeździe wałbrzyskiego Górnika, wówczas wicelidera trzecioligowej tabeli. Konkurencją był zapewne sobotni półfinałowy mecz polskich siatkarek, walczących o medal mistrzostw Europy. Kto wybrał siatkówkę, niech żałuje, bo Polki dość łatwo uległy Holenderkom, a nasi piłkarze walczyli jak lwy - dosłownie i w przenośni - bo w końcowych minutach pojawił się w oławskiej drużynie... Grzegorz Lew.
Reklama
'- Momentami ręce same składały się do oklasków, oby tak dalej! - to chyba najcelniejszy pomeczowy komentarz jednego z oławskich kibiców, który usłyszeliśmy w sobotnie popołudnie, na stadionie przy ulicy Sportowej. Piłkarze MKS pokonali wtedy nowosolską Arkę 3:0, a przy większej skuteczności ich zwycięstwo mogło być jeszcze bardziej okazałe...
Mecz toczył się w szybkim tempie - od pierwszej do ostatniej minuty. Nowosolanie nie murowali bramki, tylko odważnie atakowali. Taką samą taktykę stosowali gospodarze, więc emocji nie brakowało. Już w 2 minucie Piotr Dykta zagrał na prawym skrzydle w uliczkę do Gracjana Waltera, ten wpadł w obręb szesnastki i strzelił z ostrego kąta, ale nad poprzeczkę. W 8 minucie podał na pole karne Arki z rzutu wolnego Tomasz Grabowski, a z woleja uderzył Michał Sikorski, lecz tuż obok słupka. Kilka chwil później znowu Grabowski, choć tym razem po szybkiej akcji, wrzucił piłkę z prawej strony. Przejął ją na lewym skrzydle Krzysztof Gancarczyk, wyszedł na czystą pozycję, ale gdy składał się do strzału, został zablokowany przez obrońcę Arki. Oławski piłkarz „zrehabilitował się” w 17 minucie - podał dokładnie do Łukasza Ochmańskiego, który miał przed sobą tylko golkipera gości i nie zmarnował okazji. Tuż przed tą akcją mogli zdobyć gola nowosolanie, ale Mateusz Domański - po rajdzie lewą stroną i minięciu Dominika Wejerowskiego - strzelił obok słupka. Potem Domański egzekwował rzut wolny, Radosław Florczyk nie sięgnął piłki, ale na szczęście dla gospodarzy, Łukasz Kałużny główkował niecelnie.
W 25 minucie oławianie przeprowadzili koronkową akcję. Zaczął Dominik Wejerowski, prostopadłym podaniem do Mateusza Milkowskiego. Ten zagrał na prawo do Krzysztofa Gancarczyka i popędził na pole karne. Krzysiek minął obrońcę Arki i niemal z linii końcowej podał wzdłuż bramki do Tomasza Kosztowniaka. Ten jednak przepuścił piłkę do lepiej ustawionego Milkowskiego i po chwili futbolówka trzepotała w siatce, a kibice długo bili brawo.
Zanim widzowie zdążyli ochłonąć, znów zerwali się z krzesełek z okrzykiem „Jeeeeeeeeeeest!”. Tym razem akcję zapoczątkował Sebastian Wiraszka, podał na lewe skrzydło do Krzysztofa Gancarczyka, który po krótkim rajdzie zagrał do Kosztowniaka. Popularny „Solo” - jak na jego ksywę przystało - przeprowadził indywidualną akcję, ale gdy miał strzelać, został przyblokowany. Bezpańską piłkę przejął podążający za akcją Ochmański i plasowanym uderzeniem z 7 metrów trafił do bramki. Ten sam piłkarz pięć minut później mógł ustrzelić hat-tricka, ale strzegący nowosolskiej bramki Jakub Miszczuk popisał się kapitalną interwencją. W końcowych minutach pierwszej połowy oba zespoły miały okazje bramkowe, ale ich nie wykorzystały.
Podobnie było po zmianie stron. Nowosolanie nie zrażali się niekorzystnym wynikiem i nadal prowadzili otwartą grę. W 50 minucie uderzył silnie w krótki róg Krzysztof Szeląg, ale Florczyk świetnie obronił. Chwilę później Kosztowniak podał głową do Krzysztofa Gancarczyka, który wpadł na pole karne, ale strzelając z ostrego kąta, nie trafił.
W ostatnich 30 minutach goście mieli optyczną przewagę, ale defensywa oławska grała czujnie i nie dała się pokonać. Świetną partię rozgrywał w środku pola Mateusz Milkowski - perfekcyjnie powstrzymywał ataki gości i konstruował szybkie, ciekawe kontry.
W drugiej połowie przyjezdni też zachowali czyste konto, chociaż w samej końcówce było bardzo gorąco pod ich bramką. W 83 minucie, po podaniu od Waldemara Gancarczyka, sam na sam z bramkarzem był Mateusz Milkowski, ale przestrzelił z bliskiej odległości. Już w doliczonym czasie prawą stroną szarżował Grzegorz Lew - podał precyzyjnie do Marcina Wielgusa, ale napastnik MKS, który wrócił do składu po kilkutygodniowej chorobie, nie trafił z trzech metrów do pustej bramki...
Pomeczowe komentarze
Adam Pojnar - obrońca i kapitan Arki Nowa Sól
- Wiedzieliśmy, że w Oławie nie będzie łatwo o punkty, bo już w poprzednim sezonie musieliśmy się tu u was sporo napocić, by jesienią wygrać, a wiosną zremisować. Teraz jednak zbyt łatwo straciliśmy bramki, w dodatku w pierwszych 30 minutach, co ustawiło i praktycznie bardzo szybko rozstrzygnęło mecz na korzyść gospodarzy, którzy zasłużenie wygrali. Po straconych golach próbowaliśmy walczyć, ale brakowało nam skuteczności w ataku. Możemy też mówić o szczęściu, bo oławianie po kilku szybkich kontrach mogli zwiększyć rozmiary swojego zwycięstwa i naszej klęski…
Mateusz Milkowski - pomocnik MKS SCA Oława
- Zagraliśmy dziś bardzo dobrze, zwłaszcza w pierwszej części meczu. Kluczowy był ten drugi kwadrans, kiedy zabójczo ukłuliśmy przeciwnika, strzelając mu w krótkim czasie aż 3 gole. Potem także mieliśmy okazje bramkowe, zwłaszcza w ostatnich minutach meczu. Szkoda, że nie zostały wykorzystane, ale przy wyniku 3:0 trudno nie cieszyć się z tego, co zdobyliśmy i co mamy, czyli ze zwycięstwa i z trzech punktów…
MKS SCA Oława - Arka Nowa Sól 3:0 </span>
1:0 - Łukasz Ochmański (w 18 min.)
2:0 - Mateusz Milkowski (25)
3:0 - Łukasz Ochmański (28)
Kiedy, gdzie, dla kogo? 3 października 2009. Oława - stadion OCKF. Widzów ok. 150.
Sędziowali: Dariusz Borodziuk jako główny oraz Marcin Teklak i Marcin Miśkiewicz - asystenci liniowi (Świdnica).
MKS SCA Oława: Florczyk - Wejerowski (75 Kulej), Horwat, Sikorski, Pożarycki - Grabowski, Milkowski, Wiraszka (65 W.Gancarczyk), K.Gancarczyk - Ochmański (55 Wielgus), Kosztowniak (80 Lew).
Arka Nowa Sól: Miszczuk - Ilnicki, Pojnar, Szeląg, Kaczmar - Walter (85 Polewski), Kałużny (70 Wesołowski), Domański (85 Buryn), Dewo (60 Dubec) - Stachów, Dykta.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze