Reklama
U2 – repertuar pełen symboli. Nasi na koncertach
- 25.08.2009 11:55 (aktualizacja 17.08.2023 14:40)
Agnieszka Regiec z Oławy opisuje swoje przeżycia po spotkaniu z muzycznym gigantem
6 sierpnia, zwykły dzień lata, jednakże dla tych, którym na słowa U2, Bono, The Edge na twarzy pojawia się uśmiech, był wyjątkową datą w kalendarzu. Od rana w stronę Chorzowa zmierzały dziesiątki aut. Tym samym z godziny na godzinę coraz trudniej było znaleźć odpowiednie miejsce parkingowe. Niektóre stacje radiowe wprowadziły specjalną „gorącą linię”, by zmierzający na koncert kierowcy wiedzieli, jakich tras unikać i którędy najlepiej jechać. Ponadto białe kartki wetknięte za przednią szybę informowały policjantów w Chorzowie o tym, kto zmierza na Stadion Śląski. Już wieczorem na ogromnej, futurystycznej scenie – pająku, czy też, jak wolą inni – statku kosmicznym - miało odbyć się długo wyczekiwane show.
Kolejka pod stadionem około godziny 13 liczyła już ponad 600 osób. Wszyscy mieli nadzieję, że uda im się podziwiać występ irlandzkiego zespołu zza tzw. golden line, czyli jak najbliżej sceny. Łącznie tysiąc takich szczęśliwców otrzymało opaski uprawniające do wejścia do strefy pod sceną.
Zegarki wskazywały godzinę 18, kiedy na trasie Wrocław – Katowice korek rozpoczynał się już przed zjazdem z autostrady... Nic w tym dziwnego, 70 tys. fanów musiało się przedostać na stadion. Czekając w kolejce aut, fani pozdrawiali się wzajemnie, z wielu głośników wybrzmiewały piosenki U2.
Planowo o godzinie 19.30 rozpoczął swój koncert support – Snow Patrol. Zagrali między innymi swoje przeboje: „Shut Your eyes” oraz „Chasing cars”. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali wejścia na scenę członków zespołu U2...
Wolne miejsca zapełniały się coraz szybciej. Wyczekując godziny 21, fani na stadionie utworzyli tzw. „falę”. Raz była silniejsza, innym razem okrzyki i oklaski nieco słabły. W pewnym momencie przez trybuny i płytę przechodziły dwie fale, co spowodowało wzrost napięcia. Wręcz dało się wyczuć zniecierpliwienie i podekscytowanie zarazem.
I wreszcie: parę minut po 21 na scenie pojawili się Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Jr. Na powitanie zespół zagrał utwór „Breathe” z nowego krążka „No Line on the Horizon”. Piosence towarzyszyły animacje na ekranie. Radości towarzyszyło zdziwienie, gdyż niepozorny, okrągły ekran nad sceną był tak skonstruowany, by fani na całym stadionie mogli podziwiać koncert. Kolejno usłyszeliśmy tytułową piosenkę z najnowszej płyty oraz singiel promujący dwunasty album studyjny - „Get on Your Boots”. Bono przywitał się po polsku z publicznością, wymienił m.in. Kraków, Katowice i Chorzów. Usłyszeliśmy także „Magnificent”. Następnie, jakby czytając w naszych myślach, Bono zaśpiewał „Beautiful day”. Przez pozostałą część wieczoru zespół grał przeboje ze starszych płyt, m.in.: „Vertigo”, „Elevation”, „City of blinding lights”.
Rzecz jasna, nie mogło zabraknąć utworu „New Year’s Day”. Pochodzi on z albumu „War” („Wojna”), w którym po raz pierwszy U2 otwarcie poruszyło tematy polityczne. Co ciekawe, to właśnie „War” zepchnął „Thriller’a” Michaela Jacksona z pozycji lidera na brytyjskich listach przebojów. Warto dodać, że początkowo „New Year’s Day” Bono dedykował żonie, jednak piosenka zyskała nową inspirację w postaci ruchu Solidarność. Gdy zabrzmiały pierwsze takty, w mgnieniu oka stadion zamienił się w żywą biało-czerwoną flagę Polski. Wtedy wyczuwało się tę niewypowiedzianą słowami jedność między fanami. Myślę, że każdemu przynajmniej ciarki przeszły po plecach. Niektórzy się nawet popłakali... Mimo że Bono był przygotowany na tę okoliczność i tłem do projekcji na ekranie była właśnie flaga Polski, widać było, jak bardzo się wzruszył. Któryś z fanów podał liderowi grupy flagę Solidarności, którą ten zawiesił na perkusji. Zaraz po tej piosence Bono mówił o więzi, która istnieje między Polską a Irlandią. Wymieniał to, co nas łączy, podkreślił, że jesteśmy uparci i potrafimy się jednoczyć. Powiedział także, że zawsze chętnie wraca do Polski. I... dziękował za Solidarność.
Po tej refleksji wspólnie z Bono zaśpiewaliśmy „Still haven’t found what I’m looking for”. Pierwszą zwrotkę piosenki fani zaśpiewali a cappella. W czasie trwania utworu na ekranie pojawił się rzut na Księżyc (prawie w pełni) otoczony chmurami... Na koniec Bono zaśpiewał fragment „Stand by me” legendy muzyki rockowej i jednego z Beatlesów – Johna Lennona!
Wieczór pełen był niespodzianek. Pierwszą remix piosenki „I’ll go crazy if I don’t go crazy tonight” z niezwykle ciekawą aranżacją multimedialną. Z ekranu, który tym razem był znacznie niżej nad sceną patrzyły na nas twarze członków zespołu rytmicznie poruszające się na czarnym tle. Larry Mullen Jr. nie siedział przy perkusji, a chodził po scenie z zawieszonym na szyi bębenkiem.
Kiedy wybiła 22, nastąpiła kolejna niespodzianka. Bono, który powiedział, że za dwa dni, 8 sierpnia The Edge obchodzi 48 urodziny, wzniósł toast. Polał się szampan, odśpiewaliśmy „Happy birthday” oraz „Sto lat”. The Edge odegrał solówkę na gitarze.
Po utworach „Pride (in the Name of Love)” oraz „MLK”, lider U2 zrobił krótki wstęp. Powiedział, że takich krajów, jak Polska potrzeba, by budować świat. Mówił, że chociaż każdy jest inny, jesteśmy jednością i tylko razem możemy coś zdziałać. Nawiązał do Solidarności i jej działalności na rzecz wolności. Następnie przybliżył nam sylwetkę Aung San Suu Kyi, birmańskiej opozycjonistki, która walczyła o wolność oraz stała na czele ruchu demokratycznego. W roku 1990 uhonorowano ja Nagrodą im. Sacharowa na rzecz wolności myśli, przyznawaną przez Parlament Europejski, zaś rok później została laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. Na scenę wyszli wolontariusze, którzy trzymali maski z twarzą Aung San Suu Kyi. Na jej cześć usłyszeliśmy utwór „Walk On”. Co znamienne, „Walk On” wydany jako singiel zdobył nagrodę Grammy w 2002 r., tym samym po raz pierwszy rokrocznie utwory z tego samego albumu otrzymały ten zaszczytny tytuł. Kolejny raz piosenka z repertuaru U2 na koncert miała wymiar symboliczny.
Nie mogło zabraknąć takich utworów, jak „Sunday Bloddy Sunday” ze wspomnianego już przeze mnie albumu „War”, czy lirycznego „Where the Streets Have No Name” z krążka pt. „The Joshua Tree” – „Drzewo Jozuego”. „Sunday Bloddy Sunday” upamiętnia wydarzenia krwawej niedzieli w Irlandii Północnej. To kolejne odwołanie do historii tamtego wieczoru. Przeszłość jest ważna, a przede wszystkim ważna jest pamięć o niej. Dlatego, że to ona buduje tożsamość każdego z nas, tożsamość narodów. Tego wieczoru utwór ten Bono zadedykował Iranowi.. To smutne, że mimo tylu cierpień na zamkniętych już kartach historii wciąż na świecie przelewana jest ludzka krew. Piosenka „Where the Streets Have No Name” była zaś odwołaniem do podróży, którą odbył Bono, zaś inspiracją do jej napisania był czas spędzony na pustyni. Taki motyw również pojawił się na ekranie.
Po raz kolejny zostaliśmy zaskoczeni. Bono poprosił o wyłączenie wszystkich świateł na scenie, poprosił publiczność, by każdy, kto ma telefon komórkowy świecił w niebo, chciał zobaczyć „Milky Way”. Mówił o pozostałych planetach gdzieś tam, w kosmosie. Kiedy wyjęliśmy telefony, wrażenie miało w sobie coś z magii. Niesamowite, kiedy dookoła jest ciemno i widoczne są tylko takie małe świetliki na czarnym tle. Można powiedzieć: wielkie WOW. Po chwili Bono z zachwytem powiedział: „That makes that night never ever to be forgotten” („To czyni tę noc naprawdę niezapomnianą”). W takiej aranżacji śpiewaliśmy „One”. Powoli zapaliły się delikatne światła na scenie. Była to ostatnia piosenka, po której Bono powiedział po polsku: „Do zobaczenia”...
Nie było mowy o tym, by pozwolić U2 odjechać ze stadionu bez bisu. Chociaż trzeba przyznać, że dosyć długo czekaliśmy, aż członkowie zespołu ponownie pojawili się na scenie. Bono powrócił wyposażony dodatkowo w kilka małych laserów na skórzanej kurtce. W połączeniu ze sceną wyglądał kosmicznie. I zaśpiewał do wiszącego na linie mikrofonu „Ultraviolet (Light My Way)”. Momentami wyglądało, jakby odlatywał na tym mikrofonie. Kolejnym z trzech utworów granych na bis było „With or Without You” przy którym zdecydowanie można było odpłynąć... Na koniec U2 ponownie zagrało utwór ze swojej najnowszej płyty – „Moment of Surrender”.
Mimo że muzycy już zeszli ze sceny, ludzie stali jak zahipnotyzowani. Możliwość usłyszenia piosenek U2 na żywo, wspólne śpiewanie i emocje, które temu towarzyszyły są nie do opisania, to trzeba przeżyć! Znakomicie dobrany repertuar, kilka niespodzianek, duży kontakt z publicznością oraz niesamowita scena i efekty specjalne spowodowały, że koncert ten bezsprzecznie zasługuje na miano show.
Agnieszka Regiec
Fot. K. Krzemień
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze