Oława
Śpiewali jej „dwieście lat!”
Urodziła się 7 sierpnia 1909, w Dębinach na Mazowszu, w szlacheckiej rodzinie. Jej rodzice posiadali bardzo duże gospodarstwo, lasy i łąki. Mieli pieniądze, więc starali się kształcić swoje dzieci. Zofia skończyła szkołę powszechną i poszła do gimnazjum w Ciechanowie. Z czasów szkolnych zachowało się tylko jedno jej zdjęcie z klasą, reszta pamiątek zaginęła podczas II wojny światowej. Edukację zakończyła na małej maturze. W roku 1938 wyszła za mąż za Czesława Bronowskiego. Wojnę przeżyła u teściów, pod Warszawą. Mąż poszedł do wojska, potem wywieziono go na przymusowe roboty do Niemiec.
Dom pełen miłości
W Oławie osiedliła się w 1945 roku. Zajmowała się domem i dziećmi. Maż pracował na początku w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym, a potem przeniesiono go do Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej we Wrocławiu, na stanowisko agronoma.
Ich pierwszy syn Ryszard i córka Anna ukończyli Szkołę Podstawową nr 1 w Oławie, pani Zofia była matką chrzestną sztandaru tej szkoły. Najmłodszy syn Andrzej skończył SP nr 2. Wszystkie dzieci są absolwentami Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego, potem studiowali.
Dochowała się pięciu wnuków - architekta, dziennikarza, aktora i prawników, oraz wnuczki - lekarki i dziewięciorga prawnucząt. Najmłodsze nazywa się tak samo jak prababcia i jest od niej równo sto lat młodsze. Dzieci wspominają, że w domu było zawsze czysto, mama dbała o porządek, stół był zawsze zastawiony, nigdy nie brakowało jedzenia. Pani Zofia była bardzo gościnna, zawsze potrafiła znaleźć się w każdej sytuacji. W domu panowała dyscyplina, ale także atmosfera miłości.
Najlepszy jest tłuszcz
Do 95. roku życia czuła się wspaniale. Zawsze odżywiała się zdrowo, była przeciwna wszelkim używkom. W kuchni królowały u niej masło, smalec i śmietana. Zawsze powtarzała, że jej organizm potrzebuje tłuszczu i tą zasadą się kierowała. Nie lubiła za to mleka, bo uważała, że jej szkodzi. Jej złotym środkiem była zasada umiaru - nie można z niczym przesadzać.
Kapelusze i przedwojenne piosenki
Zawsze lubiła dbać o siebie. Wiedziała, co ubrać na jaką okazję. Schludna i elegancka. Uwielbiała kapelusze, zawsze też dbała o paznokcie, na tym punkcie była przewrażliwiona. Wokół siebie potrafiła skupić całą rodzinę. Zawsze uśmiechnięta, do tej pory ma radosne oczy. Dzieci wspominają, że mama była zawsze bardzo uczciwa i sprawiedliwa, jej życiowa zasada: „Bóg, honor i ojczyzna”. Wierząca i pozytywnie nastawiona do życia, świetnie dogadywała się także z synowymi.
Jeszcze pięć lat temu sama myła okna i wieszała firanki, radziła sobie przy domowych pracach. Oglądała telewizor, najbardziej lubiła serial „Moda na sukces” i program „Europa da się lubić”. Uwielbiała oglądać stare filmy i słuchać przedwojennych piosenek. Interesowała się także polityką.
Od pięciu lat wymaga opieki. Codziennie jest przy niej córka Anna, także bezgranicznie oddana Zofia Wolska. W grudniu ubiegłego roku Zofia Bronowska złamała nogę w kuchni, od tej pory nie jest już tak sprawna. Trzy lata temu przeszła zapalenie płuc, jednak jest silna i z chęcią do życia. Już po pierwszych zastrzykach dochodziła do siebie, a lekarze żartowali, że przechodzi chorobę jak nastolatka.
Niech żyje bal…
Zofia Bronowska świętowała swoje setne urodziny w obecności tych, których najbardziej kocha, czyli rodziny i najbliższych. Życzenia wielu lat życia w zdrowiu, spokoju i radości złożył jubilatce burmistrz Oławy Franciszek Październik. Przeczytał także życzenia od premiera Donalda Tuska i wojewody dolnośląskiego Rafała Jurkowlańca. Jubilatka nie kryła wzruszenia. Od paru dni czuła się gorzej, ale ożywiła się na widok burmistrza i ze wzruszeniem przeżywała ten dzień.
Na uroczystości nie zabrakło toastu, ale tym razem śpiewano jej “dwieście lat!”. Był także ogromny tort, a na nim napis - tytuł piosenki Maryli Rodowicz, którą lubi pani Zofia: „ Niech żyje bal…”.
Tekst i fot.: Malwina Gadawa
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze