Skrajni przeciwnicy potępiali wszystko w czambuł, jeśli nawet niewiele widzieli na własne oczy albo ze swojej zasady patrzyli “ciężkim zezem”. Taki jest urok demokracji, że to samo można oceniać całkiem inaczej. Np. że butelka jest aż do połowy pełna albo aż w połowie pusta.
Po trzech świętowanych dniach już przepłynęło trochę wody w Oławce, wezbranej po dokuczliwych deszczach, więc może uda się wysączyć niewielką strugę refleksji i wniosków na przyszłość.
Już zaczęto o tym mówić. Nawet największych optymistów niemile zaskoczyła mizerna frekwencja na imprezach. Nie zachęciły oławian potężne afisze z programami. Trochę winna pogoda, ale chyba najbardziej - miejsce i sposób prezentowania nadambitnych programów, wykonywanych przez kosztownych wykonawców z zewnątrz. To przecież święto miasta, a nie świata czy ekskluzywnej Polski, więc zadbajmy staranniej o to, żeby było co pokazywać z własnego dorobku, oprócz superkogutów.
Już panuje zgoda, że “Koguty” wrócą na Miasteczko. Całe szczęście, że tym razem tam ich nie było, bo z rozmokłej zieleni, tratowanej przez tysiące widzów, zrobiłoby się wielkie błotne grzęzawisko. Miasteczko to jednak bardzo “krótka kołdra”, gdyż lada moment rozpoczną się tam prace przy wznoszeniu aquaparku. Tam będzie wielki plac budowy, a z zieleni pozostaną skrawki, może z amfiteatrem, choć są zakusy, by go zlikwidować. I co wtedy z Dniami Koguta? Już nie ma w mieście takiego placu na parę tysięcy uczestników.
Więc chyba jednak na stadion albo na łąki za nim, tymczasem zajęte na nielegalne wysypisko. A gdyby tak powrócić na Rynek? Tu zawsze było pełno i efektownie. Mimo wszystko warto rozważyć zamiar likwidacji amfiteatru. Dopóki nie ma (a szybko nie będzie) dużej sali na imprezy, właśnie amfiteatr jest jedynym miejscem, gdzie po remoncie znów zasiądzie około dwóch tysięcy widzów. Które polskie miast rozwaliło swój amfiteatr, nie mając czegoś lepszego?
Dni Koguta to kontynuacja idei dawnych Dni Oławy, które wymyślił i z obłędnym zapałem klecił przez lata niezapomniany Antoni Bienias - lekarz i działacz społeczny (nie polityczny!). W tamtych trudnych i dziwnych czasach potrafił skupić w Towarzystwie Miłośników Oławy takich ludzi, których zaraził miłością do tego miasta. Kochali miasto, chcieli coś dla niego robić, i to poza “polityczną czapką”. Ona owszem, pomagała, uczestniczyła, ale nie szefowała.
Podobnie było z Dniem Koguta do czasu, kiedy przed dwoma laty oficjalnie ustanowiono urzędowe święto miasta. Efekty nie cieszą. Więc może nawiązać do sprawdzonych zwyczajów? Jest tylko jeden warunek. Muszą się tym zajmować ambitni ludzie, niekoniecznie urzędnicy, którzy bardziej wielbią miasto niż samych siebie...
Edward Bykowski
Napisz komentarz
Komentarze