OŁAWA
Szczęśliwe zakończenie
Porwany most pontonowy, który po 30 km wędrówki Odrą 29 czerwca zakończył swoją podróż w Oławie, przez pół dnia był bohaterem medialnych relacji - głównie nierzetelnych.
Gazeta.pl, powołując się na radio TOK FM, napisała, że w... „Lipkach zerwał się most i płynie Odrą, stwarzając zagrożenie”. Tymczasem to ze wsi Kopanie w gminie Skarbimierz fala powodziowa porwała most pontonowy, służący mieszkańcom, którzy mieli pola po drugiej stronie rzeczki.
- Wisiał tuż nad wodą i najprawdopodobniej został źle przymocowany - tłumaczył mediom kpt. Paweł Godkowski z Wojewódzkiego Stanowiska Koordynacji Ratowniczej w Opolu.
- Dokładnie o godzinie 9.20 dostałam zgłoszenie, od razu zawiadomiłam strażaków - mówi sołtys wsi Kopanie Małgorzata Krakowiak. - Staraliśmy się cały czas monitorować, gdzie ten most jest, ale się nie udało. Straciliśmy go z oczu. To był most pontonowy przez dopływ Odry, taką rzeczkę, która nazywa się Cięcina. Często nawet mieszkańcy Kopania nie znają tej nazwy. Mówią, że to po prostu kanał...
- Nie wiadomo, gdzie obecnie znajduje się most, czy raczej jego elementy - mówił około południa Dziennikowi.pl. rzecznik wojewódzkiej straży pożarnej w Opolu, Aleksander Połoszczański. Wiadomo było tylko, że dryfuje po Odrze w kierunku Wrocławia.
Mostem zainteresowały się niemal wszystkie media.
- Baliśmy się najbardziej, że część mostu, płynąc Odrą, uszkodzi inne przeprawy lub spowoduje spiętrzenie wody - mówił portalowi Mmwroclaw.pl Krzysztof Gielsa z dolnośląskiej straży pożarnej. Faktycznie było się czego bać. Przęsło, które płynęło Odrą, ma 23 metry długości i 3,5 metra szerokości (wyporność ok. 20 ton). Tak wielki element mógł uszkodzić nie tylko filary mostów, ale i elementy śluz czy jazów.
Na szczęście przęsło przepłynęło bez większych przeszkód niemal 30 km Odrą, bez problemów pokonując jaz w Lipkach, by dotrzeć w okolice Oławy. Tu około godziny 14.30 czekało już kilka specjalistycznych wozów strażackich, była policja. Nie bardzo jednak wiedzieli, co mają zrobić z mostem, bo dysponowali tylko małym pontonem, który na wzburzonej Odrze nie wydawał się bezpieczną jednostką. Zwłaszcza że płynący most nie miał wystających elementów, za które można zaczepić linę i przyholować go do brzegu. Na dodatek kilkaset metrów poniżej groźnie grzmiał kolejny jaz, zwany przez oławian wodospadem.
Ostatecznie strażacy zrezygnowali z interwencji. Tymczasem włączył się do akcji Tomasz Strażyński, który niedaleko oławskiej śluzy ma swoją przystań. Odważnie podpłynął do dryfującego mostu i popychając go dziobem swojej łodzi kierował na kanał Odry, prowadzący do tzw. starej śluzy, gdzie nie ma wartkiego nurtu. Tam spokojnie można było zacumować most przy brzegu i czekać na jego właścicieli.
Przyjechali szybko. Sołtys Kopania Małgorzata Krakowiak nie kryła radości.
- Jest nasza zguba! - cieszyła się. - Przepłynęła do Brzegu 12 km, potem do Oławy 16, to będzie razem prawie 30. Dobrze, że ktoś ją zatrzymał. Nie wiem, jak temu panu się odwdzięczyć.
Tomaszowi Strażyńskiemu dziękował też wicewójt gminy Skarbimierz Jacek Monkiewicz. - Teraz musimy zorganizować jakiś transport mostu na miejsce - mówił.
Słowa uznania za wsparcie w akcji przekazał Strażyńskiemu także komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Oławie Jerzy Łabowski. To było okazja do wymiany zdań na temat bezpieczeństwa nad Odrą i konieczności stworzenia „sił szybkiego reagowania”. - Żeby nie było tak, że gdy ktoś potrzebuje pomocy, to trzeba przywozić łodzie, szukać odpowiedniego miejsca, wodować, bo to wszystko trwa - mówił Tomasz Strażyński.
Tymczasem rzecznik dolnośląskich strażaków już informował media, jak to „pracownicy śluzy zepchnęli przęsło na bok i właśnie je zabezpieczają, żeby nie popłynęło dalej” - tak można było przeczytać w internetowej wersji „Wyborczej”. „Gazeta Wrocławska” poszła jeszcze dalej, donosząc następnego dnia, że „strażacy walczyli, by do Wrocławia nie dotarł pontonowy wojskowy most”.
Jeszcze tego samego dnia przy jednym z tekstów w internecie pojawił się komentarz Leszka ze Ścinawy: - Strażacy nie wyłowili mostu, bo się bali i twierdzili, że się nie da! Jestem naocznym świadkiem, jak mój sąsiad, zwyczajny obywatel Tomasz Strażyński sam, prywatną niewielką łódką zepchnął ponaddwudziestometrowy most pontonowy. Pytam więc, dla kogo te cholerne zasługi?!
Tekst i fot.: Jerzy Kamiński
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze