Powiat
Rozmowa miodowa
- Czy wystąpienie z Wojewódzkiego Związku Pszczelarskiego w roku 1989 i założenie własnej struktury było dobrą decyzją?
- Oczywiście, choćby z tego względu, że płacimy mniejsze składki. Z przynależności do WZP praktycznie nie mieliśmy żadnych korzyści, a musieliśmy odprowadzać tam część składki. Teraz więcej pieniędzy zostaje w macierzystej organizacji.
- Rejonowe Zrzeszenie Pszczelarzy w Oławie ma już 20 lat. Co ważnego wydarzyło się w ostatnich latach?
- W 2000 roku gościliśmy honorowego prezesa Polskiego Związku Pszczelarskiego, Henryka Ostacha, pięć lat temu zaprezentowaliśmy samorządowi program intensyfikacji pszczelarstwa w powiecie oławskim, a 30 marca bieżącego roku zorganizowaliśmy konferencję na temat ginięcia pszczół. Uczestniczyły związki z Jeleniej Góry, Wrocławia, Legnicy i Oławy. Wynikiem spotkania było wystosowanie pism, m.in. do wojewody i marszałka województwa dolnośląskiego, w których zwracaliśmy uwagę na to zagrożenie. Ponadto dla pszczelarzy dolnośląskich bardzo ważne jest, że w ubiegłym roku Unia Europejska zatwierdziła produkt regionalny - miód wrzosowy z borów dolnośląskich.
- Jakie korzyści odnoszą pszczelarze z przynależności do zrzeszenia?
- Mogą uczestniczyć w programie wsparcia rynku produktów pszczelich, prowadzonym przez Agencję Rynku Rolnego. Pszczelarze, którzy zakupili lekarstwa dla pszczół i matki pszczele, czy poddali swój produkt badaniom jakościowym, otrzymują refundację 100% kosztów.
- Czy to zamiłowanie przechodzące z pokolenia na pokolenie?
- Jak najbardziej. Dobrym przykładem jest tutaj Kazimierz Mądrzyk ze Ścinawy Polskiej. Jego dziadek i ojciec byli pszczelarzami a teraz wnuczek się przyucza - tradycja jest zachowana.
- Co należy do obowiązków pszczelarza?
- Jeśli się chce być pszczelarzem, trzeba po pierwsze zdobyć trochę wiedzy teoretycznej, po drugie postawić pasiekę w takim miejscu, żeby nie zagrażała bezpieczeństwu ludzi. Radziłbym zaczynać co najmniej od trzech rodzin pszczelich, bo różnie to bywa z matkami. Najważniejsze, żeby nie było w ulu przeciągu i żeby pszczoły miały dużo pokarmu. Należy zapewnić optymalną temperaturę dla rozwoju czerwi, rzędu 32 - 34 stopni. Na wiosnę przy temperaturze od 12 stopni pszczelarz sprawdza stan rodziny pszczelej. Kiedy ustabilizuje się wiosenna pogoda, zaczynamy symulacyjne pobudzanie pszczół. Ja na przykład daję na jesień trochę więcej pokarmu i wiosną odsklepiam widelcem ten pokarm. Wtedy pszczoły mają złudzenie, że gdzieś w pobliżu kwitną kwiaty i przenoszą pokarm bliżej czerwi, a matka zaczyna znosić więcej jajeczek. Matka jest niezwykle ważna, to fabryka, która produkuje młode pszczoły. Dobra potrafi znosić do dwóch i pół tysiąca jajeczek dziennie.
- Jakie są wasze najważniejsze problemy?
- Przede wszystkim masowe ginięcie pszczół, spowodowane stosowaniem środków chemicznych w rolnictwie. Trzy lata temu na terenie powiatu oławskiego był prawdziwy pogrom. Miałem osiemdziesiąt rodzin pszczelich, na wiosnę było tylko dwanaście, koledze Łabinowiczowi ze stu rodzin zostało dwadzieścia. Zresztą jest to zjawisko ogólnoeuropejskie. A wszystko przez stosowanie silnych środków chemicznych w zaprawach nasiennych. Na przykład do buraków używa się środka z imidokapri. W małym nasionku jest tylko trochę tej zaprawy, ale ona potrafi przeniknąć w czasie wegetacji do buraka, tam się odkłada, cukrownia przerabia to na cukier, a jeśli podkarmi się takim cukrem pszczoły, to one masowo giną. Albo środki stosowane do rzepaku, pszczoły w ogóle na taki rzepak nie chcą latać. Dalej - rolnicy opryskujący niewłaściwie swoje pola. Na przykład o dwunastej w południe, a nie wieczorem. Zamierzamy z tym walczyć. Będziemy informować odpowiednie służby o łamaniu przepisów w tym obszarze.
- Czy ataki szerszeni stanowią zagrożenie?
- Jeśli rodzina pszczela jest silna, to się obroni. W każdym ulu są na wylotku pszczoły-wartowniczki, które pilnują wejścia. Każda pszczoła, która przylatuje, jest obwąchiwana przez wartowniczkę. Jesteś nasza, możesz wchodzić. Nie jesteś nasza - zaraz żuwaczkami za skrzydełka czy za nogi i hajda z ula. Natomiast szerszenie łapią pszczoły w locie. Larwy szerszenia karmione są białkiem zwierzęcym, u pszczół jest inaczej.
- Pasjonujące. A jak radzicie sobie ze zbytem miodu?
- Przede wszystkim spożycie w Polsce jest za niskie, średnia w skali rocznej wynosi zaledwie 40 dag, podczas gdy w Niemczech jest to ponad półtora kilograma. U nas przyjęło się, że kupujemy miód wtedy, gdy ktoś jest chory. Chcemy to zmienić i angażujemy się w promocję miodu jako środka spożywczego. Mają temu służyć różne akcje, niedawno, podczas długiego weekendu majowego, częstowaliśmy oławian sześcioma rodzajami miodów. Każdy, kto do nas przyszedł, mógł spróbować jak smakuje miód akacjowy, wrzosowy, spadziowy... Jeśli chodzi o sprzedaż, to istnieje wiele możliwości. Ktoś ma kontakt z hurtownią, inni wolą sprzedawać znajomym i mają tylu chętnych, że to im wystarczy. Taki sposób ma tę zaletę, że można sprzedawać w cenie detalicznej. Hurtownik kupuje od pszczelarza miód rzepakowy po 7 zł, a ja sprzedaję go w granicach 18 zł, to jest ogromna różnica.
- Ile można zarobić na pasiece?
- Z jednej rodziny w ciągu roku można uzyskać maksymalnie 18 kg miodu. A ten różni się ceną w zależności od gatunku. Wielokwiatowy kosztuje do 20 zł, lipowy i gryczany 25 zł, najdroższy jest wrzos - do 40 zł, ale w skuteczności na męską potencję równa się działaniu niebieskich pastylek.
- To dobra reklama... A czy pszczelarstwo jest zajęciem dla każdego?
- Naturalnie, nie może się tym zajmować człowiek, który boi się pszczół, traktuje je jako owady, które tylko żądlą. Do tego trzeba mieć pasję. Mam kolegów po osiemdziesiątce, którzy nie mają już sił na prowadzenie dużych pasiek, ale zostawiają sobie te dwie - trzy rodziny pszczele i koło tych pszczół chodzą.
Fot. Xawery Piśniak
Napisz komentarz
Komentarze