W takiej sytuacji jest 37 lokatorów. Z pomiarów wynika, że łączna powierzchnia ich mieszkań jest mniejsza o 47 metrów. Uproszczona inwentaryzacja budynku odbyła się w lutym 2006 i na tej podstawie burmistrz wydał zarządzenie, w którym wyraził zgodę na zmianę wysokości udziałów we współwłasności budynku oraz współużytkowaniu wieczystym gruntu.
- W wyniku tej inwentaryzacji ludzie dowiedzieli się, że płacili więcej niż powinni - mówi pan Gonciarczyk. - Wykupywali mieszkania większe niż były, płacili wyższy czynsz, podatek oraz wszelkie należności liczone za metry kwadratowe. Lokatorzy sporządzają testamenty, sprzedają mieszkania, zrzekają się ich na rzecz członków rodziny, wszystko o określonej powierzchni. U niektórych jest metr różnicy, u innych nawet cztery. Kto zbywa lub nabywa mieszkanie, może mieć w przyszłości kłopoty.
W październiku ubiegłego roku zwołano zebranie mieszkańców i podjęto uchwałę wyrażająca zgodę na zmianę udziałów w części wspólnej nieruchomości. W związku z tym lokatorzy mają dostać nowe akty notarialne. Zainteresowani twierdzą, że od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Małgorzata Marek, zarządca nieruchomości, dostarczyła notariuszowi część dokumentów zaraz po październikowym zebraniu. Zadzwoniliśmy do kancelarii, aby się dowiedzieć, ile trwają takie formalności. Asesor Barbara Giedrojć w ciągu kilku minut przygotowała kartkę z informacją o dokumentach, których brakuje, żeby sporządzić nowe akty notarialne.
- Dostarczono zarządzenie burmistrza w sprawie ustalenia wysokości udziałów w tej nieruchomości, ale nie ma wielu innych danych, np. kto jest właścicielem danej nieruchomości, jaki jest udział stary i nowy. Brakuje też numerów i odpisów ksiąg wieczystych poszczególnych lokali. Jeżeli mamy takie informacje, sporządzenie nowych aktów notarialnych trwa dwa lub trzy dni.
Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się całkiem prosta, ale to tylko pozory. Nawet gdyby wszystkie dokumenty dostarczono do kancelarii notarialnej tego samego dnia, w którym odbyło się zebranie, to by niewiele zmieniło. Okazuje się, że mieszkańcy nie mają nowych aktów częściowo z własnej winy.
- Musimy napisać czyj jest lokal, a jak ktoś umiera, to sąd musi stwierdzić nabycie spadku - tłumaczy Barbara Giedrojć. - Od 9 marca wchodzą nowe przepisy i notariusz też może to zrobić, to się nazywa akt poświadczenia dziedziczenia. Nie można od razu przyjąć, że jeśli umiera mąż, to spadek odziedziczyli żona i dzieci, bo może się zdarzyć tak, że ktoś zostawił testament. Musi być urzędowe stwierdzenie nabycia spadku. Właściciele, którym zmarł ktoś z rodziny, muszą podjąć działania w sądzie lub u notariusza.
Małgorzata Marek stwierdziła, że we wspólnocie na Rybackiej są osoby w takiej sytuacji i bez odpowiednich działań nie będzie można nic zrobić w kwestii zmiany udziałów w całym budynku.
- Dla niektórych to wcale nie jest łatwa sprawa, bo trzeba napisać wniosek, pójść do sądu, wnieść odpowiednie opłaty - mówi zarządca. - Nie każdy ma na to siły, czas, i nie każdy też wie, jak to zrobić. W tak dużej wspólnocie nie da się szybko rozwiązać podobnych problemów...
Wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy bloku przy ulicy Rybackiej jeszcze długo poczekają, zanim wezmą do rąk nowe akty notarialne. Chyba że sami zaczną porządkować swoje sprawy...
Tekst i fot.: Agnieszka Herba
[email protected]
Napisz komentarz
Komentarze