Jestem 74-letnim schorowanym mężczyzną i muszę stale przyjmować leki na różne schorzenia. Z uwagi na zagrożenie zarażenia się koronawirusem przebywam 80 km od Oławy i unikam kontaktów z innymi ludźmi, nie wychodzę z domu, bo jestem w grupie największego ryzyka.
Kończą mi się leki, dlatego w czwartek 19 marca zadzwoniłem do mojej przychodni w Oławie (przy ulicy 11 Listopada) i poprosiłem, aby wystawiono mi e-receptę, a kod przysłano sms-em na telefon. Pani, z którą rozmawiałem, powiedziała, że nie wysyła sms,em i kazała mi dzwonić w piątek 20 marca, wtedy poda mi kod recepty. Dzwoniłem kilka razy w piątek i nie uzyskałem połączenia. W poniedziałek 23 marca ponownie próbowałem skontaktować się z przychodnią, ale pomimo wielokrotnych prób nie uzyskałem połączenia. Na ekranie telefonu wyświetlał mi się komunikat "przekierowanie warunkowe". W tej sytuacji zacząłem szukać innych sposobów, pomocy, aby otrzymać kod recepty. Moja przyjaciółka zadzwoniła w moim imieniu na komisariat policji w Oławie, wyjaśniła, w jakiej sprawie dzwoni i poprosiła dyżurnego, aby mi pomogli. Odmówił i odesłał ją do Straży Miejskiej. Niestety, straż również odmówiła pomocy zasłaniając się tym, że to nie jest ich statutowy obowiązek. Kazali jej dzwonić do ośrodka pomocy społecznej.
Zadzwoniłem do Urzędu Miejskiego w Oławie i chciałem rozmawiać z burmistrzem, ale go nie zastałem. Podano mi numer telefonu do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Skontaktowałem się z nimi i poprosiłem panią Małgosię o pomoc. Uzgodniliśmy, że ona spróbuje się skontaktować z przychodnią, oddzwoni do mnie i poinformuje mnie o efekcie swojej interwencji. Po około 10 minutach oddzwoniła i powiedziała, że numer jest zajęty, więc mam sobie radzić sam. Wszystko to trwało około 5 godzin i kosztowało mnie mnóstwo nerwów. Zdesperowany obojętnością wszystkich służb zadzwoniłem do mojego przyjaciela Mirka i poprosiłem go, żeby mi pomógł. Po 30 minutach oddzwonił i podał mi kody recept. Opowiedział też, w jaki sposób je zdobył. Otóż Mirek pojechał do przychodni, gdzie nie było żadnych pacjentów, telefon był wyłączony, a trzy pracownice siedziały w maseczkach na recepcji. Były bardzo zaskoczone, że swoją ignorancją doprowadzają do takich sytuacji.
Czy trochę empatii, wyobraźni i normalnych ludzkich odruchów to za duże oczekiwania wobec służb, do których się zwracałem o pomoc? Czy Oława to tak wielka metropolia, że odległości między poszczególnymi siedzibami służb i przychodnią są tak duże, że nie można osobiście pofatygować się i pomóc seniorowi? Czy my seniorzy naprawdę nie jesteśmy nikomu potrzebni i nie możemy oczekiwać pomocy? Zastanówcie się nad tym, Wy też będziecie starzy
Z poważaniem Zofia Ch. i Marian J.
(pełne nazwiska do wiadomości redakcji)
*
Poproszony o komentarz w opisanej powyżej sprawie zastępca komendanta Straży Miejskiej w Oławie Piotr Gawerski zapewnia, że straż jest instytucją powołaną do pomocy mieszkańcom, a liczba telefonów oraz podejmowanych interwencji świadczy o tym, że cieszy się zaufaniem. Przyznaje, że obostrzenia oraz zalecenia związane z epidemia są sytuacją wyjątkową. Każda ze służb ma jednak określone obowiązki, do których została powołana i musi je wykonywać. Obecnie jest ich zdecydowanie więcej niż normalnie, a liczba zatrudnionych się nie zwiększyła. Do obowiązków straży miejskiej nie należy jednak wykupowanie recept mieszkańcom czy chodzenie w ich imieniu po przychodniach. W takich potrzebach mogą pomóc seniorom ośrodki pomocy albo organizacje wolontariackie, które są do tego powołane.
Napisz komentarz
Komentarze