Na reakcję tego wpisu nie trzeba było czekać:
- Mierzwa, nie ludzie.
- Zainfekowane przez koronę.
- Przetrwała radzieckie ćwiczenia lotnicze, dobiła ja głupota czasów pokoju. Za czasów, gdy Wołoszański istniał w mediach, nikt by się nie ważył na taką durnotę, a niejeden by dyskretnie z saperką rozpoznanie wokół zrobił. Przejaw nowych czasów, gdzie i nawet Kościuszce w Warszawie się farba obrywa.
- Dramat, z chęcią porozmawiałbym z "artystą", pewnie nawet nie wie, że to zabytek, bo w szkole historię olewał.
Ale jest i taki wpis:
- Wiecie co? Jestem okropna, ale to jest ładne...
A co wy o tym sądzicie?
*Poniżej przypominamy fragment tekstu Przemysława Pawłowicza "Tajemnice bystrzyckiego lasu" o tej części poligonu:
(...)
Leśną strzelnicę zaczęto użytkować w 1943 roku. Wyprodukowane lufy artyleryjskie przywożono w to miejsce i odbywało się strzelanie w dwóch seriach. Pomimo zniszczeń i upływu lat, do dziś można obejrzeć zachowane wyposażenie strzelnicy. Drogi dojazdowe były żelbetowe, przygotowano place manewrowe i system ruchomych suwnic, ułatwiających przeładunek dział. Do strzelań nie przewożono kompletnych armat. W "Bercie" montowano lufę i zespół oporowo-powrotny oraz kołyskę działa. Te elementy transportowano na testy w strzelnicy. Tam umieszczano gotową kołyskę z lufą na łożu armatnim i strzelano do kulochwytu. Używano do tego pustych pocisków, bez zapalników i ładunku, tzw. "korki". Trzy stanowiska strzelania z dział znajdują się w odległości 150 metrów od kulochwytu. Pierwszy cykl prób składał się z czterech, a najwyżej ośmiu strzałów, to pozwalało stwierdzić poprawność wykonania lufy i zamka, ustalić, czy nie występują zagrożenia rozdęcia działa, zaklinowania pocisku.
Po stwierdzeniu, że lufa działa poprawnie, wykonywano serię strzelań na większe odległości. Ustawiano różne kąty prowadzonego ostrzału i przy założonych parametrach przyjmowano telefoniczne (radiowe?) meldunki o zasięgu, szybkości wylotowej pocisku, skupieniu padających pocisków, a także toru lotu. Z założenia prawidłowo wykonana haubica powinna zapewniać dużą dokładność ostrzału (skupienie) i niewielki rozrzut pocisków w celu. Działa spełniające przyjęte parametry ponownie przewożono do fabryki na montaż końcowy.
Część produkcji (np. działa czołgowe) kierowano do innych zakładów, zajmujących się montażem końcowym. Montaż i rozmontowanie haubicy dużego kalibru wymaga zaplecza warsztatowego i zespołu wyszkolonych specjalistów. Z uwagi na wielkość produkcji w "Bercie", było bardzo dużo czynności montażowych, zatem skala pracy również w lesie, obok strzelnicy, musiała być porównywalna. To daje wyobrażenie o liczbie zatrudnionych specjalistów oraz niezbędnym zapleczu warsztatowym. W pobliżu kulochwytu stanowiska strzelania mają rozstaw typowy dla tzw. "ogonów", co potwierdza także strzelanie z typowych podstaw i podwozi haubic. Wielki żelbetowy kulochwyt jest wyposażony w długie, zamknięte również od góry przestrzenie wypełnione piaskiem, w celu zatrzymywania wystrzeliwanych pocisków próbnych. Żelbetowo-piaskowe kulochwyty szybko wypełniały się pociskami, które wykopywano i odwożono do huty. Kulochwyt ponownie napełniano piaskiem i kontynuowano strzelanie. Zachowana betonowa droga prowadzi właśnie do kulochwytu. Ten obiekt jest wciąż dużą budowlą: szerokość 30 metrów, długość 14 m, wysokość 9 m, okna wlotowe (cel) 4 x 3,50 grubość ściany 60 cm. Wokół kulochwytu zachowały się stawy, które są dawnymi wyrobiskami piasku, używanego do budowy i do wypełniania kulochwytu. Strzelanie na dalsze odległości, w kierunku Lubszy, odbywało się z tego samego miejsca, obok stanowisk do strzelania testowego. W czasie prowadzenia ostrzału na dalsze odległości, posterunki zamykały ruch na wszystkich drogach w obrębie lasu i pobliskich wsi.
Wieże
W odległości ok. 1,5 km od kulochwytu nieco w bok od linii ostrzału zbudowano dwie wieże obserwacyjne. Do naszych czasów przetrwała jedna. Ruiny drugiej są również ciekawe, umożliwiają zapoznanie się ze skutkami pojedynczej eksplozji sprzed lat. W wysadzanej wieży umieszczono ogromną ilość amunicji, niewypałów i bomb z poligonu lotniczego. Nie wiadomo kto i kiedy ją wysadził - Rosjanie czy nasze wojsko. Szkoda, że tę wieżę zniszczono, bo to był bardzo ciekawy i solidnie wykonany obiekt. Terenu po eksplozji nie uporządkowano i nawet teraz widać jak daleko poszybowały wysadzone fragmenty wieży, nawet kilkadziesiąt metrów. Jedna wieża jest do dziś w dobrym stanie - żelbetowa i trudno ją zdewastować. Zasługuje ona na szerszy komentarz.
Jako obiekt pośpiesznie budowany, strzelnica powinna być bez detali i zapewniać jedynie zwykłą użytkową funkcjonalność. Tak się nie stało. Wyraźnie ktoś, kto projektował i wykonywał wieżę, zdołał jej nadać akcenty dobrej i tradycyjnej architektury. Zamiast prostego obiektu z wąskimi otworami obserwacyjnymi, w stylu prostych fortyfikacji w Europie, zaprojektowano wieżę wyraźnie wzorowaną na dawnych warowniach. Wiele zamków w Europie ma takie wieże, które wyglądają tak jak ta z bystrzyckiego lasu. Wykonano wykusz wejścia na górna kondygnację, łuki otworów wejściowych i okien na kondygnacji obserwacyjnej, rozszerzenie kondygnacji na piętrze i okrągły stożkowy dach (stropodach). Wszystko zaprojektowano starannie i proporcjonalnie, wykonanie też nie budzi zastrzeżeń. Wokół wieży na poziomie połowy parteru są ślady mocowania drewnianego balkonu pomostu, który otaczał całą wieżę, umożliwiając obserwację we wszystkich kierunkach. Z pomostu można było wejść na piętro kręconymi schodami wewnętrznymi. Otwory obserwacyjne na kondygnacji obserwacyjnej wieży jeszcze w 2007 roku miały zamykane od wewnątrz dębowe blendy. Niestety, już je ktoś ukradł. Od strony północnej wieża jest wyposażona w stalową konstrukcję, otaczającą łukiem górną krawędź dachu. Zastosowanie tej konstrukcji jest różnie oceniane, pojawiają się ciekawe hipotezy. Moim zdaniem konstrukcja służyła do dodatkowego zadaszenia i osłony przed światłem słonecznym. W okresie strzelań umieszczano na stelażu brezentowe plandeki. Obserwacje były prowadzone przez różne urządzenia optyczne i "pod słońce", stąd dodatkowe zadaszenia. Wokół wieży są betonowe podstawy urządzeń pomiarowych ze śladami zamocowań. Trudno określić, czy to były tylko stabilne podstawy dużych lunet nożycowych, czy też innych urządzeń pomiarowych.
Szkoda, że wieża niszczeje w lesie. Gdyby była w innej lokalizacji, zapewne znalazłaby teraz lepsze przeznaczenie, bardziej użytkowe. Trudno znaleźć pomysł na stałe i bezpieczne wykorzystanie tak "ukrytego" obiektu.
(...)
*Poniżej zdjęcia obu wieżyczek w stanie sprzed "interwencji artysty" (fot. Jerzy Kamiński)
Pod tymi linkami przypominamy ciekawe teksty Przemysława Pawłowicza - ze zdjęciami bystrzyckiego lasu: TAJEMNICE BYSTRZYCKIEGO LASU cz. 1
Napisz komentarz
Komentarze