- Kto był pomysłodawcą zlotu pod hasłem "Dwa Światy"?
- Grupa osób, na czele z burmistrzem Bogdanem Szczęśniakiem. Mieliśmy u burmistrza spotkanie, na którym byłem ja, prezes Centrum Sportu i Rekreacji oraz Gabriel Cybulski, który był pomysłodawcą tej części związanej z samochodami tuningowanymi. Szukaliśmy specjalisty od jelczy, ponieważ od początku uważaliśmy, że najlepiej będzie zorganizować jedną imprezę motoryzacyjną, zamiast rozbijać na kilka mniejszych. Zgłosiliśmy się do Wojciecha Połomskiego, który jest znany w środowisku motoryzacyjnym z wielu publikacji na temat marki "Jelcz" czy Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Nie ma żadnej wątpliwości, że Wojtek to kompendium wiedzy na ten temat, więc byliśmy szczęśliwi, gdy zgodził się pomóc.
- Czy po drugiej edycji "Dwóch Światów" wciąż jesteście przekonani, że łączenie zabytkowych jelczy z nowoczesnym tuningiem było dobrym pomysłem?
- Oczywiście! Dzięki temu jest zdecydowanie ciekawiej, niż jakbyśmy to zrobili oddzielnie. Od samego początku naszym założeniem było stworzenie imprezy motoryzacyjnej, która będzie atrakcyjna dla jak największej grupy odbiorców. Mam tu na myśli i tych specjalistów-pasjonatów, którzy znają konstrukcyjne szczegóły budowy jelczy i wymieniają się doświadczeniami z czasów Jelczańskich Zakładów Samochodowych, i tych ludzi, których kręcą przeróbki, tuning i nowoczesne samochody. Poza tym chcieliśmy, żeby to było spotkanie rodzin. By mógł przyjść były pracownik JZS z wnukami, których może mniej interesuje historia, a bardziej efektowne, kolorowe auta po tuningu.
- Pierwszy "Zlot i Piknik Jelcza" - bo tak ta impreza się nazywała - odbył się w Jelczu-Laskowicach w 2016 roku. Był organizowany przez Józefa Adamowicza, a konkretnie Stowarzyszenie Wsparcie Techniczne Ratownictwa. Dlaczego nie spróbowaliście razem, skoro wiedzieliście, że jest już pasjonat, które podobne plany realizuje?
- Pana Józefa Adamowicza zaprosiliśmy do współpracy przy okazji pierwszego zlotu "Dwa Światy", ale mieliśmy różne wyobrażenia na temat tego, co na tej imprezie ma się dziać. Chcieliśmy, by wydarzenie w swojej formie było dla wszystkich, nie tylko dla branżowców, stąd zależało nam na połączeniu zupełnie różnych gałęzi motoryzacji. Nie chcieliśmy skupiać się tylko na tej części technicznej. Oczywiście ona również była, ponieważ zaprosiliśmy do współpracy spółkę "Jelcz", z której ramienia występowali dyrektor marketingu i handlu Andrzej Pyzio oraz specjalista-konstruktor Jan Kornicki. Zależało nam jednak, by ta część techniczna nie była przeważająca.
- Nie chcieliście zanudzić?
- Nie tyle zanudzić, bo wiemy, że te wszystkie ciekawostki również swoich odbiorców mają, ale uznaliśmy, że to nie spotka się z tak szeroką grupą, na jakiej nam zależało. Idealnym rozwiązaniem było więc połączenie kilku rzeczy tak, by każdy znalazł coś dla siebie.
- Rok temu na łamach naszej gazety Józef Adamowicz powiedział, że nie podobało mu się to, że chcieliście masowego spotkania mieszkańców, a nie stricte pasjonatów. Inny powód, o którym mówił pytany, dlaczego się nie dogadaliście, to "tęczowe kolory na plakacie". Naprawdę nie było szans na kompromis i jedno wspólne wydarzenie?
- Dziwię się, że z takich powodów się nie udało i pan Adamowicz do nas nie dołączył, ponieważ jestem przekonany, że wszystko można było połączyć. Mamy przecież część techniczną, skoncentrowaną na szczegółach dla pasjonatów, którzy interesują się tą marką. Był to jeden z wielu punktów tego wydarzenia, ale nie rozumiem, dlaczego miałby być jedynym. Co do tęczowych kolorów, to nie zauważyłem ich na naszym plakacie. Długo myśleliśmy nad logiem i ostatecznie całą grafikę skomponowaliśmy w stylu neonowym. Neon był charakterystyczny dla szyldów sklepowych w czasach PRL-u, a tak się składa, że właśnie wtedy jelcze jeździły po drogach. Dodatkowo neon kojarzy się z tuningiem, więc był symbolem połączenia dwóch światów.
- To trochę absurdalne, że rozmawiamy o kolorach na plakacie, bo nawet jeśli byłyby tęczowe, to co z tego? ROZMOWA W CAŁOŚCI w e-wydaniu: TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze