- Panie Pułkowniku, minął rok od wybuchu pandemii w Polsce i wprowadzenia obostrzeń. Czy pamięta Pan swoją pierwszą reakcję, gdy przyszła pierwsza decyzja o koniecznym zaangażowaniu żołnierzy WOT w walkę z zarazą?
- Pamiętam. To było na początku marca ubiegłego roku. Ja i niewielka grupa moich żołnierzy byliśmy pełni obaw. Nie przerażało mnie zadanie, które zostało przed nami postawione. Jesteśmy przygotowani do działania w sytuacjach kryzysowych. Bałem się, czy potrafimy tą niewielką ilością żołnierzy zawodowych, a było to kilkanaście osób i tą garstką żołnierzy OT, było ich ok.150, czy będziemy w stanie ilościowym podołać temu zadaniu.
- Czy było coś czego Pan się obawiał? Wówczas przecież niewiele wiedzieliśmy o tym wirusie.
- Niewiele wiedzieliśmy o tym zagrożeniu, a reagować należało natychmiast i to skutecznie. Musiałem zadbać o bezpieczeństwo żołnierzy, jednocześnie od wojskowych służb medycznych uzyskać wszelką wiedzę o tym wirusie, skali zagrożenia, o tym jak chronić nas wszystkich, jak zabezpieczać się przed zakażeniem. Zastanawialiśmy się jakie maseczki nosić i czy w ogóle są niezbędne, skąd najlepiej pozyskiwać te z atestami, komu i w jakich sytuacjach mają być przeznaczone. Czekaliśmy na samoloty ze sprzętem medycznym, bo przecież wszystkiego od pierwszych dni potrzebowaliśmy. Zastanawiałem się co będzie, gdy pojawi się pierwszy zakażony żołnierz. Na szczęście na początkowym etapie wprowadzania obostrzeń, gdy wszyscy uczyliśmy się nowych procedur, żołnierze dawali skuteczny opór zarazie. Ten czas to była głównie nauka i przystosowywanie sił do potrzeb służb zdrowia i dodatkowo wsparcie Straży Granicznej w przywróconych punktach i przejściach granicznych. Ale rzeczywiście obawy były, jak sobie z tym wszystkim poradzimy, jaka będzie skala tych zakażeń, z czym jeszcze będziemy musieli się zmierzyć.
- Co zmieniło się wówczas w działaniu jednostki, w Pana służbie?
- Jednym z naszych głównych zadań jest wspieranie lokalnej społeczności w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia. Koronawirus jest częścią, takim fragmentem zadań realizowanych przez Terytorialsów, a przez ostatni rok stał się głównym zadaniem. Żołnierz OT nie może jednak zajmować się wyłącznie walką z Covid 19, jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia, do nauczenia się. I musiałem znaleźć przestrzeń, czas i sposób, aby to wszystko pogodzić. Bo z wykonywania innych zadań, także tych szkoleniowych, nikt nas nie zwolnił.
- Jaki wpływ miały te wszystkie wydarzenia na liczbę przyjęć nowych żołnierzy do wojska, na szkolenie uzupełniające już wcielonych?
- Wbrew pozorom, pandemia pomogła w formowaniu Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej, ale pomogła w tym sensie, że staliśmy się rozpoznawalni, nasza praca i nasze wsparcie zyskało silny oddźwięk w społeczeństwie. Zaczęły pojawiać się bardzo pozytywne oceny
działania żołnierzy16 DBOT, także w odniesieniu do wszystkich innych służb mundurowych. Informacja o służbie terytorialsów dotarła niemal do każdego domu, do wielu rodzin, które nigdy nie interesowały się wojskiem. Niemal z dnia na dzień wielu młodych ludzi zapragnęło być potrzebnym, chcieli się szkolić i wstąpić do wojska. Koledzy namawiali kolegów, przekonywali koleżanki. Każdy mógł się sprawdzić. Chętnych nagle było bardzo wielu. Życie jednak weryfikuje plany. Rozprzestrzeniający się koronawirus, planowane szkolenia przerwał i tym samym szkolenie w maju 2020 r. nie mogło się odbyć. Musieliśmy zrezygnować z tego terminu i przełożyć na inny. Jednocześnie przecież musieliśmy mieć żołnierzy. Dlatego wspierali nas Terytorialsi z różnych brygad w kraju. Do maja, czyli w zaledwie 3 miesiące, wspierało nas ponad 1000 żołnierzy z całej Polski.
- Jakie priorytetowe zadania wyznaczył Pan do realizacji swoim podwładnym?
- Zadania związane były z realizacją poleceń jakie otrzymywaliśmy z naszego Dowództwa. Pamiętam, że priorytetowym zadaniem było zabezpieczenie naszej Granicy Państwowej. Dowiedziałem się wówczas, że pomiędzy Polską a Czechami oraz Polską a Niemcami jest 60 różnych punktów granicznych: pieszych, samochodowych, turystycznych, wyznaczonych miejsc, gdzie człowiek może się przez tę granicę przemieścić. Także to był dla nas priorytet. Trwało to około 10 dni, jak dobrze pamiętam. Później priorytetem było wsparcie szpitali, placówek medycznych. DPS-ów. Pamiętam skrajnie trudną sytuację w DPS-ach. Tam choroba dotykała przede wszystkim emerytów, rencistów, osoby starsze i słabe. Organizowaliśmy grupy wymazowe. Także takim kolejnym priorytetem było nastawienie się na szkolenie naszych żołnierzy. Musieliśmy mieć wyspecjalizowane grupy do wykonywania zadań medycznych, do tego, żeby ta pomoc w ogóle mogła być niesiona. Organizowaliśmy kursy pierwszej pomocy, kursy medyczne, kursy pobierania wymazów. Do końca kwietnia musieliśmy przeprowadzić szkolenia z zasad udzielania pierwszej pomocy, nawet zasad ubierania i zdejmowania odzieży ochronnej po styczności z osobą zakażoną covid-19. Wszyscy, 100% żołnierzy musiało takie szkolenie przejść.
- Ile godzin na dobę Pan służył, ile Pana ludzie?
- Wszyscy służyliśmy tyle, ile było potrzeba, czasem 15, czasem 20 godzin, czasem wcale się nie spało. Na szczęście mam ten komfort, że nie mam w domu małych dzieci wymagających ciągłej opieki. Mój syn i córka są już na studiach. Ten wolny czas mogłem poświęcić zarówno żołnierzom jak i prowadzeniem rozmów ze sztabem kryzysowym województwa, których celem było najskuteczniejsze wykorzystanie wojska w różnych sytuacjach.
- Czy wszystko co Pan zaplanował zostało zrealizowane, czy jest coś z czego jest Pan szczególnie dumny, a z czego niezadowolony, co można było zrobić lepiej?
- Zawsze można coś zrobić lepiej. Ale rzeczywiście dumny jestem, że dało się formować brygadę pomimo tych wszystkich obostrzeń i tych zadań innych priorytetowych, które praktycznie wykluczały przyjmowanie i szkolenie wojska. Przez jakiś czas myślałem nawet, że w ogóle w roku 2020 będziemy musieli zawiesić formowanie brygady. Jestem dumny też z tego i cieszę się również z tego, że żołnierze i pracownicy wojska, których wówczas przyjęliśmy, a przyjęliśmy na początku młodą kadrę, szczególnie oficerską i podoficerską, udźwignęli wszystko. Nasza kadra, która nie miała zbyt dużego doświadczenia, podjęła wyzwanie, i w tych trudnych warunkach, gdzie brakowało- i ludzi i sprzętu i wiedzy też czasami, realizowali trudne zadania na całkiem dobrym poziomie. A wracając do tego co mogłem zrobić lepiej. Wydaje mi się, że mogłem przekazać jeszcze więcej swojego doświadczenia młodszym kolegom. Ale jeżeli ktoś, w jakiejś komórce tej wiedzy ma mniej, na pewno będziemy te lekcje odrabiać nieco później.
- 16 DBOT to młoda jednostka, wszyscy dopiero się uczą, a tu nagle, świeżo wcieleni i jeszcze niedoskonale wyszkoleni młodzi ludzie musieli realizować najpoważniejsze zadania, czyli wspierać służbę zdrowia, pacjentów. Czy był Pan pewny, że sobie poradzą ?
- Oczywiście, byłem pewny. Żołnierz OT, to żołnierz, który z własnej woli przychodzi i chce służyć Państwu, społeczeństwu, społecznościom lokalnym. Dlatego to wychodzi. Taki żołnierz po prostu chce to robić. A to jest 90 procent sukcesu.
- Czy wpływały do Pana jakieś pytania od żołnierzy, skargi, czy musiał Pan rozwiewać ich wątpliwości związane z walką z Covid 19? Wielu z nich to byli ludzie pierwszy raz współpracujący ze służbą zdrowia na oddziałach covidowych.
- Tak, były takie przypadki, gdzie żołnierze z chęcią zapisywali się do realizacji zadań, a będąc już na miejscu w szpitalu, na oddziale covidowym nie radzili sobie z sytuacją. Trzeba było ich wycofywać i szukać zamiany. Nie wszyscy byli świadomi z czym mogą się spotkać w szpitalu. Bo zajmowanie się ludźmi ciężko chorymi, umierającymi to było jedno z najtrudniejszych zadań jakie wykonywaliśmy i nie wszyscy młodzi żołnierze podołali. Niektórzy, po czasie, przyzwyczaili się do tego, inni niestety nie. Takie sytuacje pokazały, że same chęci nie wystarczą. Potrzebne jest doświadczenie i przygotowanie psychiczne. Początek był trudny. Musieliśmy też takie problemy rozwiązywać.
10.
- Czego Pana nauczył ten ostatni rok?
Ten ostatni rok nauczył mnie, że życie jest nieprzewidywalne. Dlatego, że miałem zupełnie inne plany na rok 2020. Jednostka miała się rozrastać. Mieliśmy w planach przygotowanie i ukompletowanie 2 batalionów, mieliśmy 161 batalion przygotować do szkolenia z zakresu Specjalisty. W jednostce miało być 1500 żołnierzy. I to były plany, które były realne. Życie zmieniło wszystko i zadecydowało o innym kierunku naszego rozwoju. Także nauczyłem się, że zawsze trzeba mieć plan alternatywny lub mieć świadomość tego, że życie może spłatać figla i wywrócić nasz porządek do góry nogami.
- Czy Pana życie, postrzeganie świata też się zmieniło?
W ogóle cały świat się zmienił. Koronawirus zmienia życie, zmienia nasze postępowanie. Wielu rzeczy sobie nie wyobrażaliśmy. Ten świat wolności jaki dała nam Unia Europejska nagle został zamknięty przywróconymi przejściami granicznymi. Przecież nie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy mieli ograniczenia w wyjeżdżaniu za granicę. Ten wirus dotknął nas też osobiście. W stanie krytycznym był nasz Szef Sztabu. Baliśmy się o jego życie. Bardzo to wszystko przeżyliśmy. Koronawirus pokazał nam, że jest niebezpieczny i nie wszyscy przed nim się obronią. Świat przestał być kolorowy, a dzień zaczynamy od statystyk zachorowań i zgonów.
- Jakie Pan miał kiedyś priorytety, jakie dziś?
- Przy formowaniu WOT jestem od początku, od 2016 roku. Musieliśmy zabiegać o uwagę, o atencję. Przekonywać ludzi do WOT. Dziś już tak nie jest. Jesteśmy poważnym partnerem w wielu obszarach działania Państwa. Dlatego, o ile kiedyś te priorytety były związane głównie z próbą tłumaczenia czym są Wojska Obrony Terytorialnej, jakie mają zadania, dziś to już pogłębianie współpracy z wieloma środowiskami z układu militarnego, naukowego i z fundacjami.
- Czy zauważa Pan różnicę w ocenie służby WOT przez społeczeństwo, urzędników Państwowych, jak było kiedyś, jak jest dziś?
- Daje się zauważyć różnicę polegająca na tym, że jako piąty rodzaj Sił Zbrojnych jesteśmy już poważnie postrzegani przez instytucje rządowe, samorządowe, pozarządowe. Wszyscy zauważyli to, że my realnie umiemy pomóc i to na wszystkich liniach tego frontu. A dodatkowo okazało się, że nie jest to działanie jednorazowe. Podejmujemy wyzwania, nie boimy się, szukamy rozwiązań. Dzięki temu społeczeństwo zauważyło, że jesteśmy najpoważniejszym partnerem do rozmowy i działania. Dziś już o nic nie musimy zabiegać. Zostaliśmy niemal wchłonięci przez zwykłych ludzi jako służba bez której nie wyobrażają sobie naszego kraju.
- Czy dziś trzeba jeszcze zachęcać ludzi, czy przekonywać do WOT?
- WOT jest dla ludzi, którzy niekoniecznie muszą wiązać swoją przyszłość z wojskiem zawodowym, ale warunek jest jeden, trzeba umieć pomagać. Myślę, że każdy kto popatrzy w ten sposób na wojsko, tego zachęcam do założenia munduru. Ta umiejętność niesienia pomocy, nie tylko najbliższym, ale też sąsiadom, znajomym, ta praca wkładana w podnoszenie poziomu bezpieczeństwa najbliższej okolicy to fundament. A wojsko zapewnia dodatkowe szkolenie, porządkuje pomysły i wprowadza ład w działaniach. Będziemy bardziej profesjonalnie nieśli pomoc, także tą związaną z ratowaniem życia. Tu jest wielu ludzi, którzy na co dzień to robią. Wspólnie można lepiej i więcej.
- Czego życzy się Dowódcy tak ważnego rodzaju Sił Zbrojnych, jakimi są dziś Wojska Obrony Terytorialnej?
- Trzeba życzyć Dowódcy większej liczby kandydatów do służby w WOT niż etatów, a na tym skorzystamy wszyscy.
- Tego więc życzymy.
Napisz komentarz
Komentarze