Reklama
Znów trzeba się tłumaczyć?
I to z czegoś, co robi się dobrze, dla wszystkich, dla historii, dla pamięci? W Oławie musieli się ostatnio tłumaczyć z zakupionych cennych poniemieckich oławskich pamiątek do lokalnego muzeum. Teraz przeczytajcie list prezeski Towarzystwa Przyjaciół Ratowic w sprawie formy tego napisu ze zdjęcia. Swoją drogą podobna w formie tablica stoi przy dawnym Arbeitslager Fünfteichen w Miłoszycach
- 05.02.2022 20:06 (aktualizacja 28.09.2023 16:30)
- Źródło: Towarzystwo Przyjaciół Ratowic (FB)
Szukanie dziury w całym
Ostatnio w przestrzeni publicznej Ratowic pojawiły się głosy kwestionujące zasadność niemieckiego napisu AEL Rattwitz znajdującego się na jednej z tablic ścieżki historycznej, ustawionej przez Towarzystwo Przyjaciół Ratowic. Nie sądzę, że jest to przejaw ignorancji językowej, ale spieszę wyjaśnić. Otóż obóz znajdujący się w latach 1940-43 na terenie dzisiejszych Ratowic był niemieckim obozem pracy i niemiecka nazwa AEL Rattwitz jest jego nazwą własną. Nie możemy i nie chcemy więc nazywać go po polsku, np. „Obóz Pracy Przymusowej Ratowice”. Tak samo jak we wszystkich źródłach mówi się o KL Stutthof (Sztutowo), czy KL Auschwitz, a nie „Obóz Koncentracyjny Oświęcim”.
A co do miejsca ustawienia tablicy? Postawiliśmy ją dokładnie tam, gdzie posadowiony był obóz. Dziś już tylko ta tablica jest dowodem na jego istnienie w tym miejscu. Żeby być w zgodzie z faktami historycznymi znaleźliśmy i kupiliśmy w niemieckich archiwach dostęp do oryginalnych zdjęć lotniczych z 1944 roku i nałożyliśmy je na aktualne mapy Ratowic.
Po co to robimy? Po to, by podkreślić właśnie naszą polską tożsamość i upamiętnić tysiące osób, które w strasznych warunkach, w głodzie i chłodzie w tym miejscu były więzione. Ludzi, którzy każdego dnia pod eskortą esesmanów z psami, pieszo wędrowali do kilkunastogodzinnej, wyczerpującej pracy w jelczańskich zakładach zbrojeniowych. By zachować pamięć osób, które w tym miejscu umierały. Po to także, by takie sytuacje się nie powtórzyły. W AEL Rattwitz zginęło kilka tysięcy osób, w tym wielu Polaków. I zbrodni ludobójstwa dopuścili się nie Polacy, lecz Niemcy. Wszystko opisane jest na tej skromnej tablicy. Przykro mi, ze muszę przypominać o tym osobom, które tu mieszkają wiele lat i mocno podkreślają swój patriotyzm.
Powtórzymy tu za Świętym Janem Pawłem II że: „Naród, który zapomina o swojej historii jest skazany na zagładę”. My, jako Towarzystwo Przyjaciół Ratowic staramy się tę pamięć zachować. Może są tacy, którzy nie chcą o tym pamiętać. My pamiętamy! Pamiętamy o ofiarach hitlerowskich obozów, pamiętamy o dawnych niemieckich mieszkańcach Ratowic, którzy budowali status tej wsi. Często wspominamy powojennych polskich mieszkańców, ich aktywność, integrację i zapał. Pamiętamy o przesiedleńcach z Puźnik, o ofiarach bestialskich mordów w Puźnikach, Zalesiu. Uczymy tych historii naszych młodych Ratowiczan. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to odsyłam do kolejnych numerów „Wieści Ratowickich” na www.ratowice.pl. Choćby w ostatnim, styczniowym numerze, zamieściliśmy dwa historyczne teksty. Pierwszy o wyrobisku, nazywanym Jeziorkiem Miłoszyckim, przy którym pracowali więźniowie okolicznych hitlerowskich obozów. W drugim, obszernym artykule są wspomnienia jednego z mieszkańców dawnych Puźnik, nawiązujące do lutowej rocznicy napaści na polską wieś Puźniki przez nacjonalistów ukraińskich z UPA.
A wracając do obozowej tablicy na początku miejscowości, to warto jeszcze wspomnieć, że dwa lata wcześniej na obu wjazdach do wsi ustawiliśmy piękne, dobrze widoczne witacze, z wyraźnym napisem „Ratowice - miło Cię widzieć”, które nie pozostawiają chyba żadnych wątpliwości gdzie jesteśmy.
Podsumowując proponuję, żeby zamiast kontestować, podejść czasem pod tablicę, zapalić znicz i pomodlić się za ofiary obozu. To byli tacy sami jak my zwykli ludzie, którym przyszło żyć w strasznych czasach.
Beata Jagielska
Prezes TPR
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze