W wielu miejscach internetu miłośnicy tajemnic dają temu upust. Ktoś słyszał, że staw jest głęboki na 25–30 metrów, a w czasie II wojny światowej budowano tam barki, które potem transportowano nad Odrę, więc na dnie do dziś mogą one leżeć zatopione po ucieczce Niemców. W sieci można znaleźć także opowieści o tym, jak w latach 60. do stawu wpadł radziecki samolot szkoleniowy, a jego szczątki do dziś są w głębinach. Gdzieś wyczytałem, że w latach 90. ktoś odnalazł na dnie arsenał pocisków artyleryjskich, które szybko trafiły do ogniska i było wielkie „bum”. Słyszałem wiele opowieści o jeńcach, rozstrzelanych w piaskowni, zanim stała się ona stawem. Ich ciała Niemcy mieli pozostawić na dnie.
Jak było naprawdę i jakie tajemnice skrywa jelczański staw?
– Jelczańskie stawy były typowymi wyrobiskami piasku i żwiru do wytwarzania betonu na potrzeby budowy fabryki oraz jako podbudowa i wypełnienie – mówi Przemysław Pawłowicz, popularyzator, miłośnik i znawca lokalnej historii. – Potrzebne były ogromne ilości piasku, bo Krupp budował swą fabrykę na podmokłym terenie, który trzeba było podnieść. Wyrobiska odkrywkowe nie mogły być zbyt głębokie nie tylko z powodu wód gruntowych, również z powodu organizacji transportu, a wtedy to był głównie transport wąskotorowy – wagoniki z piaskiem musiały z wyrobiska po prostu wyjechać.
Pod budowę zakładów trzeba było podnieść teren nawet 5–6 metrów. Dlaczego aż tyle?
– To był teren niski, zalewowy, nazywany przez miejscowych Dobrami Konarskimi – tłumaczy Jerzy Urbaniak, znawca lokalnej Ten schron stoi praktycznie na plaży, więc nie da się go nie zauważyć. – Były to nieużytki, na których wypasano owce i konie. Głębokość pierwszego stawu dochodzi dziś do 11 metrów, więc nie ma mowy o 20 metrach, tym bardziej o 30.
– Pierwszy, drugi i trzeci staw oraz ten w Miłoszycach powstały w wyniku wydobycia piasku pod budowę fabryki zbrojeniowej Kruppa-Berthawerk – potwierdza Wojciech Połomski, miłośnik lokalnej historii, autor książek o historii Jelczańskich Zakładów Samochodowych.
– Ze wspomnień więźniów wynika, że praca w wyrobiskach była bardzo ciężka. Niemcy planowali transport piachu z pierwszego stawu na plac budowy kolejką wąskotorową. Położyli nawet tory. Niestety, nic z tego nie wyszło, bo lokomotywka szybko się popsuła i wózki z piachem nadal wypychano z wyrobiska ręcznie. Jak wspominał jeden z więźniów, w pewnym momencie prac natrafiono na duże skupisko wód gruntowych, które w bardzo szybkim tempie zalały wyrobisko grzebiąc żywcem wielu więźniów. O żadnych barkach nigdzie nie ma mowy.
Połomski pamięta za to, jak na początku lat 80. utopił się w pierwszym stawie chłopak z OHP, który mieszkał „na hotelu”. Płetwonurkowie, którzy go szukali, rozmawiali między sobą i z tego, co udało mu się usłyszeć, jeden z nich znalazł na dnie wagoniki i fragmenty torów. To było przy brzegu, po tej stronie, gdzie jest cmentarz.
– Widziałem kiedyś zdjęcie lotnicze tego stawu sprzed kilkunastu lat, zrobione wczesną wiosną, czyli przed sezonem – mówi Połomski. – Doskonale widać na nim pod powierzchnią wody usypaną groblę, rozpoczynającą się od tzw. dzikiej plaży, a sięgającą poza połowę stawu.
Ten opis zgadza się z tym, co pokazuje zdjęcie lotnicze z 8 sierpnia 1944 roku, które niedawno pozyskał wrocławski oddział Instytutu Pamięci Narodowej z amerykańskich archiwów NARA. Najciekawszy na tej fotografii jest jednak kompleks regularnie ułożonych budynków – dokładnie tu, gdzie od kilkudziesięciu lat istnieje ośrodek rekreacyjny – dawniej należący do Jelczańskich Zakładów Samochodowych, obecnie gminny...
Chcesz poznać całą tę historię i więcej podobnych o tajemnicach lokalnej historii? O leśnym poligonie i kilku schronach ułożonych w linii prostej?
Znajdziesz to wszystko w IV tomie książki "INNI ludzie powiatu oławskiego" - premiera już 3 czerwca w Oławie, w bibliotece Koronka - Rynek, ratusz, II piętro, godz.18.30. Tam będzie można też po raz pierwszy kupić nową książkę (245 s.) - w okazyjnej cenie 40 zł.
Napisz komentarz
Komentarze