Tegoroczny gminny rajd rowerowy, inicjowany przez radnego Jacka Mikołajczyka, nieprzypadkowo zakończył się w Grędzinie. Jak podkreśla organizator, od paru lat stara się, aby doroczne rajdy rowerowe miały nowa formułę, integrującą uczestników z różnych wsi regionu. Bo przecież zawsze można się wymienić doświadczeniami, z których inni mogą skorzystać. Warto pokazywać to, czym żyje dana wieś, pochwalić się osiągnięciami.
Dla Grędziny była to świetna okazja, aby zamknąć pewien etap akcji, polegającej na uporządkowaniu poniemieckiego cmentarza, o czym pisaliśmy parę razy. Teraz przyszedł czas na podsumowanie i wyjątkową wystawę w wiejskiej świetlicy, którą uczestnicy rajdu mogli zobaczyć 29 kwietnia.
Podzielona jest na trzy części. Jedna jest podziękowaniem dla wolontariuszy, biorących udział w porządkowaniu starego cmentarza. Druga część to przedstawienie historii miejscowości, a trzecia - chyba najważniejsza - poświęcona jest napisom nagrobnym, które dzięki pracom porządkowym udało się wydobyć spod ziemi i zrekonstruować (część prac z wystawy można zobaczyć poniżej na zdjęciach).
- O co nam chodziło z tymi napisami? - mówi Ewa Nosek, jedna z autorek wystawy, autorka fotografii. - Jak to pięknie napisano w waszej gazecie, mieszkamy w poniemieckich domach, jemy owoce z drzewek sadzonych przez Niemców i często się zastanawiamy, jacy to byli ludzi, ci poprzedni mieszkańcy Grędziny. W czyim domu mieszkam? Jakie jego poprzedni mieszkańcy mieli wartości? Oczywiście nie mówię o historii ogólnej, jaką znamy, ale chodzi mi o tę inną warstwę, lokalną, o tych zwykłych ludzi. Czym się na co dzień w życiu kierowali, jakie były ich uczucia, na co kładli nacisk? Podczas tłumaczenia tych nagrobnych napisów uzyskaliśmy nieco odpowiedzi. Bo te słowa na nagrobkach mówią bardzo niewiele, a jednocześnie bardzo dużo. Co? Są jakby zbliżeniem do naszych podstawowych wartości, choćby dotyczących rodziny. Czytamy na przykład "kochana mamo", "kochana córeczko"... Widzimy ten sam ból po stracie bliskiej osoby, jaki i my znamy. Wartości religijne też są wspólne, te same cytaty z Biblii, które i nam są znane. Przez tę całą akcję stworzyła nam się lekko uchylona książka historii o tych, którzy byli na tej ziemi przed nami. Nie ukrywam, że to było bardzo emocjonalne. Te napisy coś nam mówią za tych ludzi, których już nie ma, a nie mamy innych źródeł dostępu do nich.
Tłumaczeniem epitafiów zajęła się Iwona Halicka - kolejna organizatorka wystawy, także autorka części zdjęć. Zaciekawiło ją, że oprócz znanych cytatów z Biblii mamy tu bardzo piękne teksty autorskie, często wierszowane.
- Nie znalazłam ich w żadnych materiałach dostępnych w internecie, w niemieckojęzycznych wykazach epitafiów - mówi Iwona Halicka. - Są to więc słowa płynące prosto z serca, a w nich emocje, co oczywiste, ale też historia. Bo i na cmentarzu można się wiele dowiedzieć o ludziach, którzy kiedyś tu żyli.
Na polskich nagrobkach raczej niespotykane jest, aby określać status osoby zmarłej.
- A tutaj to mamy i to wielkimi literami - podkreśla tłumaczka. - Na przykład pojawia się nazwa wycużnik, wycużniczka. Któż to taki? To są osoby, które same - ze względu na wiek czy pogorszenie stanu zdrowia - nie mogły nadal uprawiać roli i przekazały swoje gospodarstwo komuś innemu, choćby dzieciom. Od teraz na podstawie tzw. wymowy albo urzędowego przekazania nie uprawiały już gospodarstwa, ale z niego należało im się rocznie to i to. Takie coś było ogólnie przyjęte, odnotowywane w księgach metrykalnych i zapisywane potem - jak widać - także na tablicy nagrobnej. W tych krótkich wierszykach nagrobnych, które wydawałyby się suchymi danymi, zawarta jest olbrzymia dawka historii.
Gdy Iwona Halicka poszperała trochę w źródłach, dowiedziała się, że w XIX wieku na Śląsku po uwolnieniu chłopów, czyli po zniesieniu przez Prusy praktycznie rzecz biorąc niewolnictwa, miały miejsce reformy, które ustanowiły trzy stany chłopskie. Była warstwa najniższa, która miała kawalątek ziemi, warstwa średnia, która miała tej ziemi więcej, do tego dom i zwierzęta, a także trzecia warstwa, która miała jeszcze więcej i nawet najmowała innych chłopów do pracy w swoim gospodarstwie. Te warstwy miały swoje niemieckie nazwy - w polskim języku nie ma odpowiedników.
- Tych wolnych chłopów, do których należał jakiś kawałek gruntu, było z każdym rokiem coraz więcej - mówi Iwona Halicka. - I na pomnikach to wyraźnie pisano, że tu na przykład leży majętny chłop.
Co ciekawe, w napisach nagrobnych nie ma wymienianych innych zawodów jako takich. Z historii wsi za to wiadomo, że w pewnym momencie była coraz więcej rzemieślników, co wiązało się z tym, że status rzemieślnika uwalniał rolnika od świadczenie panu daniny w postaci pracy na żądanie.
Iwona Halicka mówi, że bardzo trudno byłoby jej wybrać ulubione epitafium, bo ze wszystkimi ma obecnie bardzo osobisty związek. - Nagrobki i napisy znam praktycznie na pamięć, ale chyba takim ulubionym będzie rymowany w wersji niemieckojęzycznej wierszyk napisany przez rodziców i rodzeństwo dla syna-brata:
Z rozpaczą w sercach cię żegnamy,
bo na spoczynek wieczny czas.
Odkąd zamknąłeś swoje oczy,
straszliwy ból przepełnia nas.
Niech śpi spokojnie twoje ukochane,
dobre, szczere serce,
boś wolny już od ziemskich trosk.
- Mam też taki bardzo osobisty stosunek do innego napisu - mówi Iwona Halicka:
Ojcze, matko, dość tych łez,
wszak jam w niebie teraz jest.
*
Wystawę przygotowali Ewa Nosek, Iwona Halicka, sotłys Łukasz Gnadkiewicz przy współpracy Magdaleny Żelasko.
*
Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, akcja porządkowania poniemieckiego cmentarza nie kończy aktywności mieszkańców w tym zakresie. Będzie ciąg dalszy. Planują utworzenie w Grędzinie lapidarium starych nagrobków, które w innych miejscowościach zostały wyrzucone. Mają już pomysły, a o ich realizacji z pewnością napiszemy.
Napisz komentarz
Komentarze