- Trzecie miejsce w rozgrywkach III ligi dolnośląsko-lubuskiej oraz udział w finałowym turnieju o awans do II ligi to jest tegoroczne osiągnięcie żeńskiej drużyny "Sobieskiego". Jak pan ocenia miniony sezon?
- Po słabym poprzednim sezonie, kiedy właściwie grały same młode zawodniczki (głównie kadetki i kilka juniorek), doszliśmy do wniosku, że warto zacząć budować zespół, który w najbliższych dwóch-trzech latach mógłby powalczyć o powrót do II ligi. Zrobiliśmy kilka otwartych treningów, na które zgłosiło się kilka wartościowych zawodniczek, które wzmocniły zespół przed nowym sezonem. W szerokiej 19-osobowej kadrze ponad połowa siatkarek była naszymi wychowankami. Postanowiliśmy spróbować w tym sezonie uplasować się w czubie rozgrywek III ligi dolnośląsko-lubuskiej, a gdyby udało się awansować do półfinału turnieju barażowego o wejście do II ligi, to byłby to dobry wynik jak na pierwszy rok budowania zespołu.
- Czy brak awansu do II ligi w tym roku jest rozczarowaniem, czy uważa pan, że na tym etapie to było wszystko, co mogliście osiągnąć?
- Wiadomo że jest niedosyt, ale nie zakładaliśmy aż takiego wyniku. Udało się awansować do półfinału, a później do turnieju finałowego w Policach. W turnieju półfinałowym wygraliśmy z faworyzowanymi gospodarzami - drużyną z Nowej Soli, która wygrała rozgrywki w III lidze dolnośląsko-lubuskiej. Zajęliśmy tam drugie miejsce, co dało nam awans do zawodów finałowych w Policach. Tam już zabrakło nam ogrania, zwłaszcza najmłodszych zawodniczek. Być może, gdyby nie pierwszy mecz rozgrywany z miejscowym SMS-em Police, to może cały turniej potoczyłby się dla nas inaczej. W późniejszej rozmowie z miejscowymi trenerami stwierdzili oni, że Oława była dla nich najtrudniejszym rywalem. Na naszą porażkę miał wpływ przegrany drugi set 27:29. Gdyby on zakończył się na naszą korzyść, to i ten mecz mógłby być naszym zwycięstwem, a wówczas można by się było pokusić o wygranie turnieju i uzyskać awans do II ligi już po pierwszym roku budowania zespołu. A to byłby wielki sukces drużyny.
- W trakcie sezonu mieliście trudności kadrowe...
- Na początku sezonu zrezygnowała z gry z przyczyn osobistych atakująca Agata Bogacka. W drugiej części sezonu kontuzji doznała środkowa Magdalena Pindel, którą udanie zastąpiła Magdalena Konon, będąca do tej pory głównie rezerwową. Dwa tygodnie przed turniejem półfinałowym ze składu "wypadła" Aleksandra Kozak, która doznała kontuzji w meczu ligowym. Tak więc nie mogłem skorzystać z trzech zawodniczek z podstawowego składu. Pozostałe młode zawodniczki dobrze się spisywały, ale momentami brakowało im doświadczenia.
- Czy miało to też wpływ na waszą słabszą postawę w rundzie rewanżowej, bo po pierwszej serii spotkań "Sobieski" był liderem tabeli?
- Oczywiście, że miało to duży wpływ. Jeszcze w pierwszej rundzie za Agatę Bogacką ustawiłem Aleksandrę Kozak i wówczas nie wpłynęło to tak na postawę zespołu. Więcej musieliśmy wówczas grać środkiem i lewym skrzydłem. Później po kontuzji środkowej Magdaleny Pindel duże obciążenie było na lewym ataku. Takie powolne "wykruszanie się" zespołu miało deprymujący wpływ na postawę drużyny. Na koniec doszła jeszcze kontuzja Aleksandry Kozak. W trakcie sezonu nie można było uzupełnić składu jakąś doświadczoną zawodniczką. Jeszcze przed turniejami finałowymi zrezygnowała z gry druga rozgrywająca Zuzanna Smyk, a jechanie na zawody z jedną rozgrywającą było ryzykowne. Udało się jedynie ściągnąć zawodniczkę na tzw. transfer medyczny. Sandra Banach grała jako druga rozgrywająca.
- Obserwując mecze siatkarek na żywo lub transmisje w internecie, często podziwiałem pana za spokój i opanowanie, bo ja już bym zapewne miał stan przedzawałowy.
- To prawda. Utajonych zawałów to u mnie już było pewnie dużo. Biorąc pod uwagę miniony sezon, to w pewnym momencie stwierdziłem, że muszę nabrać pewnego dystansu i spokoju, bo pewnych rzeczy nie byłem w stanie przeskoczyć. Wolałem to na spokojnie przeanalizować na treningach. Stwierdziłem, że lepiej jest się miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować.
Po pierwszych meczach apetyty nam rosły, ale później przyszły słabsze mecze i główny cel trzeba było trochę zmodyfikować. Musiało się też zmienić moje podejście, abym sam się nie wykończył.
Napisz komentarz
Komentarze