Regułą było, że mieszkańcy Zwierzyńca przejmowali działki znajdujące się za ich domami w kierunku Odry lub Młynówki. Nie były one zbyt wielkie, więc poszukiwano dodatkowych "areałów". W pierwszej kolejności zaczęto na dziko przejmować grunty uważane za własność papierni lub Zarządu Dróg Wodnych (oławianie mówili w skrócie: zarząd wodny).
Moja Mama, Babcia i Ciocie, a od 1948 r. również Ojciec, "gospodarowali" na działce za posesją nr 39, gdzie mieszkaliśmy. Rodzice byli pracownikami klejarni, ale na przyległym do niej terenie działki nie posiadaliśmy. W 1949 roku dyrektorem klejarni został Pan Jan Piliński, który postanowił uporządkować problem działek. Na podstawie jego decyzji rodzice otrzymali około 1000 m2 gruntu, a ponadto na ich prośbę te 1000 m2 było położone w miejscu najbliższym od Zwierzyńca, ale i tak odległym o około 1,5 km od domu.
Rozpocząłem nieskromnie od mojej rodziny, by pokazać "mechanizm" gospodarowania gruntami. Tak było, a ja byłem świadkiem tych poczynań. Klejarnia - jak Czytelnicy doskonale wiedzą - była poza Zwierzyńcem, ale zapewne podobne procedury były realizowane przez papiernię i zarząd wodny.
Proponuję teraz Czytelnikom spacer po Zwierzyńcu od jego początku, aż do końca. A precyzyjnie rzecz ujmując od końca ul. Zwierzynieckiej, bowiem ona, deptak wzdłuż kanału żeglownego i przecinający je strumyk tworzyły ramiona trójkąta, którym była łąka o powierzchni około 2500 m2. Ten teren uznał za swój Zarząd Dróg Wodnych i przydzielił swojemu pracownikowi, panu Pietruszce, który wypasał tu swoją krasulę. Łąka oprócz możliwości wypasu dostarczała też siana na zimę. Teren bezpośrednio przylegał do strumyka, był zadrzewiony i zakrzaczony, ale nie jakoś przesadnie. I miał swoją tajemnicę, którą znałem tylko ja. Obfitował w dorodne pieczarki. Nikt nigdy nie uprzedził mnie w zbieraniu tamże.
Mijając śluzę, 20 m za nią odchodziła w kierunku byłego młyna, a później małej elektrowni, wąska dróżka. Jeśli przyjmiemy ją za podstawę kolejnego trójkąta, to jego bokami są kanał żeglowny i Młynówka. U części jego podstawy był mały lasek i zakrzaczenia, ale za nimi pola uprawne ich orientacyjna wielkość to 4000 m2. Ten teren również był zagospodarowany przez pracowników Zarządu Wodnego, m.in. przez państwo Mosieków, którzy od wiosny do jesieni, niezależnie od prac polowych, prowadzili tam na wypas kilka swoich kóz.
Obok ogrodzenia fabryki papieru, w kierunku "piasków", prowadziła wąska drożyna. Po jej obu stronach (już za fabryką) były łąki i pola uprawne. Część z nich zagospodarowały dwie mieszkające tam rodziny - państwo Wesołowscy po prawej stronie i państwo Juźkowie po lewej.
Pozostałą sporą część przydzielono pracownikom fabryki papieru, m.in. panu Leonowi Jagodzińskiemu - na podobnej zasadzie jak pracownikom klejarni czy zarządu wodnego. Tuż za wiszącym mostem na Młynówce zaczynały się tereny byłej "cynkowni", tu też znajdowały się niewielkie działki warzywne, które dano w użytkowanie pracownikom papierni, w tym też panu Leonowi.
Zbliżyliśmy się do Szkoły Podstawowej nr 3 i tu miał miejsce jedyny znany mi spór o grunty. Toczył się między kierownictwem szkoły a rodziną państwa Kowalów. Byłem świadkiem wypowiedzi kierownika szkoły, który twierdził, że jest w posiadaniu planów terenu, z których wynika, że teren za domem państwa Kowalów aż do Odry przynależy do szkoły.
I tak też się stało. Sporne miejsce miało służyć uczniom jako ogródek doświadczalny w nauczaniu biologii. Rzeczywiście byłem na lekcji biologii na terenie ogródka. Niemieckie plany były zapewne prawdziwe, bo sporny w owym czasie teren przez cały czas funkcjonowania szkoły należał do niej, a po jej zamknięciu do powstałego w tym miejscu przedszkola, nota bene cieszącego się obecnie opinią najlepszego w Oławie. Teren zmienił swój charakter, w miejsce doświadczalnego ogródka powstał bardzo funkcjonalny plac zabaw dla przedszkolaków.
Państwu Kowalom i ich potomkom współczuję, że zostali "odcięci" od Odry, a byli to sympatyczni i uczynni ludzie. W owych latach byli jedynymi posiadaczami telefonu na Zwierzyńcu i w razie pilnej potrzeby udostępniali go sąsiadom.
Na następnej posesji za szkołą mieszkały dwie spokrewnione rodziny: państwa Turków i Tarnowieckich. Jak wszyscy posiadali oni działkę za domem, ale też użytkowali pół działki po drugiej stronie ulicy. Część bliższa drogi służyła do upraw, a jej część końcowa, sięgająca Młynówki, była niewielkim sadem. Rosła w nim dorodna śliwa rodząca jeszcze bardziej dorodne owoce. Położenie tegoż sadu nie było sprzyjające właścicielom. Był oddalony od domu, a w dodatku życie rodzinne państwa Turków koncentrowało się w kuchni, a jej okno wychodziło na stronę przeciwną niż sad. Ogląd jego był zatem nieznaczny, korzystała z tego zwierzyniecka dziatwa i zawsze sobie uszczknęła trochę owoców.
Kolejne grunty do zagospodarowania położone były między posesjami pana Horbowego i państwa Domagalskich (później Piskozubów i Mosieków).
Posiadało tam swoje działki 5 rodzin. Byli to państwo Dąbrowscy, którzy mieli działkę przylegającą do posesji państwa Domagalskich. Kolejną uprawiał pan Leon, który miał na utrzymaniu żonę i siedmioro dzieci. Działkę przylegającą do posesji pana Horbowego użytkowali państwo Znojkowie. Właścicieli pozostałych dwóch działek nie jestem pewien.
Obecnie na tym terenie w pobliżu ulicy powstały domy mieszkalne, a działki za domami użytkują obecni właściciele.
Wydaje się być pewnym, że o przydziale wyżej wspomnianych działek decydowały władze miasta.
Mieszkając 5 lat po wojnie na posesji nr 39 użytkowaliśmy spore pole uprawne o powierzchni około 2500 m2. Tak było przez pierwsze trzy lata. W roku 1948 odebrano nam ¼ pola i przydzielono komuś innemu. Wspominam o tym, by zasygnalizować, że już wówczas władze decydowały komu i gdzie udostępnić skrawek ziemi.
Niektórzy mieszkańcy powiększali swój stan posiadania przesuwając po prostu ogrodzenia. Tak zrobili sąsiedzi byłej remizy, powiększając swój przydomowy ogródek o ar lub więcej. Nikomu nie umniejszyli, bo przejęty skrawek był "bezpański". Ten fakt i podobne ukazują, jak duży był "głód ziemi".
Na Zwierzyńcu w latach powojennych było pięć budynków wielorodzinnych. Do każdego z nich był przypisany teren przeznaczony na działki, z reguły ogrodzony. Wspólnoty mieszkaniowe solidarnie się nimi dzieliły i raczej nie dochodziło do "sporów o miedzę". Na samym końcu Zwierzyńca po jego południowej stronie była spora łąka, na której nieliczni posiadacze zgodnie wypasali swój inwentarz.
Po północnej stronie był największy na Zwierzyńcu obszar pól uprawnych. Jego znacznie większą częścią podzielili się zwierzynieccy rolnicy, zaś mniejszą, tę położoną tuż przy siedzibie zarządu wodnego, jego pracownicy, którzy tu mieszkali i nadal zamieszkują.
Stan posiadania zwierzynieckich rolników był liczony w hektarach, ale na pewno nie więcej niż 10 ha na gospodarstwo - jak ustalono granice dóbr, nie potrafię odpowiedzieć. Pierwsi właściciele nie żyją, trzeba by sięgnąć po archiwalne dokumenty, ale z odległego Sulejówka trudno to uczynić.
Tak oczyma kilkulatka widziałem zwierzyniecką "reformę rolną" lat 1945-1950. Żaden PGR ani spółdzielnia produkcyjna nigdy tu nie powstała.
Zygmunt Piskozub Sulejówek, lipiec 2023
Napisz komentarz
Komentarze